[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jeden z dragonów posadził związanego jeńca na luznym koniu, przykrępował do siodła, po
czym rekonesans galopem pomknÄ…Å‚ drogÄ….
Siekierka i Kosowie, ukryci w gęstych krzakach, śledzili z bólem serca oddalającego się
kolegÄ™.
- Chwalić Boga!
Nie dali mu kulą w łeb - rzekł Siekierka - Wyłgał się na razie.
Ale nie ma się co łudzić, śmierć go nie minie, jeśli go nie ocalimy.
Słuchajcie, bylibyśmy czopami, gdybyśmy go tak pozostawili na łasce losu.
Niech się dzieje wola Boża!
Idziemy za dragonami!
- Przecież we trzech nie zmożemy dwudziestu!
- rzucił Wacław.
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
- No, może znajdziemy kogoś z naszych.
Marsz!
Wacław wzruszył ramionami.
On już w głębi duszy opłakiwał dzielnego Stacha i nie wierzył w jego uwolnienie.
- Ha, spróbować nie zawadzi!
Biedny Stach!
ROZDZIAA IX.
Karmazynowi.
Na wojnie przyjazń zawiązuje się szybko.
Siekierka i Kosowie serdecznie pokochali wielkiego Stacha, jak go poufale nazywali
pomiędzy sobą; los jego przygnębił ich niesłychanie.
Minęły wprawdzie na Kubie straszne rządy Weylera, generała głównodowodzącego armią
hiszpańską, tyrana i zbója w mundurze, który z zasady rozstrzeliwał pojmanych powstańców,
pragnąc utopić ideę wolności w morzu krwi i łez, niemniej jednak Stachowi groziło poważne
niebezpieczeństwo.
Mogli go usunąć z wyspy albo osadzić w więzieniu.
W obu wypadkach nasza trójka utraciłaby wiernego druha i towarzysza, a Kubańczycy -
dzielnego wojaka.
Ale nie dali oni za wygraną, nie ukorzyli się przed faktem, przed nieszczęściem; powiedzieli
sobie: "Uwolnimy Stacha", i dążyli do celu nie licząc się z trudnościami.
Aż do samego wieczora szli śladem patrolu uwożącego Stacha, aby się przekonać, czy ten
połączył się z pułkiem dragonów, który rozłożył się obozem na skraju puszczy.
Zatrzymali się dopiero wtedy między zaroślami, gdy z daleka ujrzeli nieprzyjacielskie
pikiety.
- Nie wydostaniemy Stacha spośród takiej chmary - rzekł Józiek.
- Biedny on!
- Pewnie że nic byśmy nie wskórali, gdybyśmy się rzucili na hura - odparł Siekierka - ale od
czego zręczność?
Może Stacha odstawią do miasta, żeby go tam wsadzić do ciupy.
Wtedy będziemy mieli do czynienia z konwojem: z dwoma albo czterema żołnierzami.
- Prawda i to!
- rzekł Wacek.
- A którędy też i dokąd go zaprowadzą?
- Chyba do miasteczka Paolo, położonego o kilkanaście mil stąd, najlepiej tedy przyczaić się
gdzie przy drodze w gąszczu i czekać.
Tutaj nie ma co się kręcić, bo nas złapią jak amen w pacierzu.
W pobliżu obozu kawalerii rosły pierwsze drzewa puszczy; pomiędzy nimi wiła się kapryśnie
droga prowadzÄ…ca do Paolo.
Tędy właśnie, jak przypuszczał Siekierka, Hiszpanie powinni by transportować więznia.
Zdecydowano więc zająć stanowisko przy gościńcu.
Siedzieć pomiędzy rzadkimi krzakami byłoby nieroztropnością.
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
Wacek wpadł na pomysł dość oryginalny, a zarazem praktyczny: oto poradził kolegom, żeby
się ukryć na drzewach.
Tuż pod lasem, zaledwie o kilkadziesiąt kroków od szosy, stała grupa wspaniałych
sykomorów, o konarach nadzwyczaj gęstych i rozłożystych.
Jak w puszczy tak i tutaj liany i rozmaite pnącza ułatwiały wdarcie się na gruby pień.
Nie namyślając się długo nasza trójka, obrawszy sobie najodpowiedniejsze drzewo, wlazła na
nie, choć z wielkim trudem.
Przytuleni do gałęzi, stali się zupełnie niewidzialni, a mogli jak najdokładniej obserwować
okolicÄ™.
Wypraktykowany w gierylasówce, Siekierka poprzywiązywał się do drzewa kilkoma
lianami, które w razie czego dałyby się przeciąć jednym uderzeniem noża, a zabezpieczały go
od upadku, gdyby zapragnął się przedrzemać.
Kosowie naśladowali go.
- Teraz sam diabeł nas tu nie wypatrzy!
- rzekł Józiek śmiejąc się.
W istocie, owinięty zielonymi pnączami, był podobny raczej do grubego sęka nizli do
człowieka.
Janek nic nie odpowiedział; wydobywszy kieszonkową lunetę, obserwował bacznie odległy
na sześćset kroków zaledwie biwak nieprzyjacielskiej kawalerii, gdzie panował ruch i gwar
jak w ulu.
Drzewa, na które schronili się powstańcy, leżały na tyle obozowiska, dokąd z rzadka tylko
zapuszczali się pojedynczo dragoni, rozglądając się bojazliwie dookoła, jak gdyby obawiali
siÄ™ zasadzki.
Około siódmej, kiedy słońce dobrze już schyliło się ku zachodowi, powstańcy usłyszeli nagle
dzwięki muzyki i na szosie, okrążającej puszczę, ukazała się kolumna piechoty, artyleria z
zabłoconymi armatami, słowem, liczny oddział Hiszpanów.
- Masz diable kaftan!
- rzekł Siekierka z gniewem.
- Jeżeli się nie mylę, to oni się tutaj zatrzymają.
- Jak to: tutaj?
- powtórzył ze strachem Józiek wskazując na ziemię.
- Ba, znalezliśmy się akurat w punkcie koncentracji wojsk powracających z nieudanej
wyprawy przeciwko naszemu oddziałowi.
Paskudna historia!
Okazało się, niestety, że Janek domyślał się trafnie: pułki i baterie stanęły na biwaku obok
kawalerii, a równolegle do puszczy.
Grupa sykomorów znalazła się o trzydzieści kroków zaledwie od pierwszych ognisk
rozłożonych na lewym skrzydle biwaku; siedzący na drzewie widzieli żołnierzy snujących się
u ich stóp, a nawet słyszeli ich rozmowy.
Zbyteczne byłoby mówić, że tak bliskie sąsiedztwo nieprzyjaciela nie podobało się naszym
znajomym.
Siekierka przeklinał Hiszpanów na czym świat stoi, groził im i wyrzekał.
Cały plan poszedł na marne; czyż bowiem przyjaciele biednego Stacha mogli teraz marzyć o
wydobyciu go z rÄ…k wroga?
Sami znajdowali się jakby w niewoli; musieli siedzieć cicho niby mysz pod miotłą, bo
najdrobniejsza nieostrożność mogła pociągnąć za sobą fatalne skutki.
Z urywanych zdań i pojedynczych wyrazów, dolatujących z biwaku, powstańcy dowiedzieli
się, że don Czacho wraz z towarzyszami zniknął w puszczy jak duch, nie pozostawiwszy po
sobie żadnych śladów; Hiszpanie robili najrozmaitsze przypuszczenia, ale żaden nie wpadł na
prawdziwe wytłumaczenie dziwnego faktu.
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
A więc pomysł dowódcy udał się!
Wiadomość ta napełniła radością serca naszych ochotników; żałowali tylko, że nie mogli
podążyć na punkt zborny i połączyć się z kolegami.
Zaczęli się obawiać, czy zastaną jeszcze don Czacha w umówionej okolicy.
Jako dobrzy żołnierze, trwożyli się na samo przypuszczenie, że dowódca mógłby choć na
chwilę wziąć ich za małodusznych, którzy, korzystając z zamieszania, opuścili oddział, a z
nim dobrÄ… sprawÄ™.
- Musimy się stawić, musimy!
- powtarzał Siekierka z energicznym gestem.
- Choćby nawet bez Stacha!
Służba służbą, a przyjazń przyjaznią!
Zawsze pierwsza ważniejsza.
Ciemności nocne zasłaniały ochotników naszych przed wzrokiem nieprzyjaciela; ufny w to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]