[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bie porozmawiać albo wspólnie pomilczeć. Często od
nosiła wrażenie, że Chance ją lubi. Ze stała się dla niego
ważna...
Nie, z pewnością tylko się oszukuje. To prawda, że
dobrze ją traktował, ale nie ma to nic wspólnego z uczu
ciami. Jak ma odnosić się do kobiety, z którą sypiał?
A poza tym łączy ich stara przyjazń. Tyle że w żaden
sposób nie może zamienić się w miłość. Przynajmniej
z jego strony...
Usiadła przy stole, ale wstała ponownie, kiedy Chance
zszedł z Lesterem na dół.
- Wspaniały dom - zachwycał się Lester. - Już jutro
umieszczÄ™ go w naszej ofercie. Poza tym mam przy sobie
tablicę z napisem NA SPRZEDA%7ł. Możesz ją umieścić
w widocznym miejscu?
CARLA CASSIDY
190
Chance skinął głową. Minę miał nieprzeniknioną.
- Dobrze.
- Ale już jutro rano mogę przyjechać z pierwszymi
klientami - ciągnął Lester. - Niektórzy czekają na takie
okazje.
- Może raczej po południu - wtrącił Chance.
Spojrzała na niego z wdzięcznością. To pewnie ze
względu na nią. Wiedział, że rano trudno jej się szybko
zebrać.
- Jasne. Jak sobie życzysz.
Chance odprowadził agenta do samochodu. Lana
wstawiła kawę, wiedząc, że Chance lubi wypić sobie fi
liżankę, siedząc na werandzie. To oznaczało prawdziwe
zakończenie pracy.
Kawa po chwili była już gotowa, Lana włożyła więc
sweter i wyniosła ją na zewnątrz. Od razu zauważyła du
żą tablicę, odwróconą do niej tyłem. Poczuła się tak, jak
by ktoś ją uderzył w policzek.
Chance podszedł do niej i sięgnął po filiżankę, jakby
chciał ją odebrać.
- Siadaj - zakomenderowała. - Jestem w stanie je
szcze podać filiżankę kawy... - Chciała powiedzieć:
swojemu mężowi", ale te słowa uwięzły jej w krtani.
Chance przestał już praktycznie być jej mężem. Nie
długo się rozstaną. I to na zawsze.
- Jesteś niczym, chłopcze. Zerem. Zawsze taki byłeś.
- Tom Reilly spojrzał z pogardą na syna.
Chance jak zwykle wiedział, że jest to tylko sen, ale
jednocześnie nie mógł się obudzić. A te słowa bolały,
tak jakby ojciec żył naprawdę. To było gorsze niż lanie.
Po laniu mógł zagryzać wargi, sprawdzając swoją wy-
POWRÓT DO PROSPERINO
191
trzymałość na ból. Czuł jednak, że nawet gdyby zatkał
sobie uszy, te słowa i tak by do niego dotarły. To dlatego,
że pochodzą z wnętrza mojej głowy, pomyślał.
- Dobrze, uciekaj - ciÄ…gnÄ…Å‚ ojciec. - Sprzedaj ranczo
i wiej, gdzie pieprz rośnie. Tej kobiecie będzie lepiej bez
ciebie. Co mógłbyś jej dać? Nic, zupełnie nic...
Chance zasłonił się rękami. Rzeczywiście chciał ucie
kać, ale kiedy się odwrócił, zobaczył przed sobą Lanę.
Otworzyła ramiona, a on poczuł, że tylko ona może
wybawić go od tego koszmaru. Chciał do niej podbiec,
ale ojciec złapał go za szelki. Z jakiegoś powodu w ogóle
się nie rozciągały i nie mógł się do niej zbliżyć.
- Lana!
- Chance? Chance, co ci jest?
Dopiero teraz się obudził. Przetarł oczy i zobaczył
światło księżyca, sączące się do ich małżeńskiej sypialni.
Lana siedziała na łóżku, patrząc na niego z niepokojem.
- Co się stało? - spytała.
Nagle poczuł, jak bardzo jej potrzebuje. Coś w rodzaju
prądu przebiegło po całym jego ciele. Nawet jej nie dotknął
od czasu, kiedy test potwierdził ich przypuszczenia, ale teraz
nie mógł się oprzeć pożądaniu. Bez słowa objął ją i wpił
się w jej usta. Spodziewał się, że będzie protestować, ale
ona tylko przycisnęła go do siebie.
Upadli na łóżko, całując się niczym dwójka szaleńców.
Czuł jej drżące ciało. Niemal słyszał szybkie bicie jej
serca. Wiedział, że ona też chce się z nim kochać, a prze
cież nie ma już żadnego układu. Nie muszą tego robić.
Wynika to jedynie z pragnienia wzajemnej bliskości.
- Lano - szepnÄ…Å‚, oderwawszy siÄ™ od jej ust.
Gdyby teraz się wycofała, spróbowałby powściągnąć
pożądanie. Ale ona przywarła do niego jeszcze mocniej.
192 CARLA CASSIDY
Chance czuł, że nie chodzi tu tylko o zaspokojenie fi
zycznych potrzeb, bo oboje pragną swojej bliskości. Ta
potrzeba wcale nie znikła po tym, jak Lana zaszła w cią
żę. Wręcz przeciwnie, stała się jeszcze większa.
Nie chciał się w tej chwili zastanawiać, jak to możli
we. Zciągnął z niej szybko koszulę nocną, czując ciepłe,
nagie ciało. Nagłe zrozumiał, że nie muszą się spieszyć.
%7łe mają przed sobą całą noc. A może... wiele nocy.
Położył dłoń na jej brzuchu i poczuł, że jest jakby
pełniejszy. Już się rozpychają, pomyślał. Dzieci.
Jego dzieci.
Poczuł nagły dreszcz. Jednocześnie przypomniał sobie
bicie ich serc, które słyszał w gabinecie lekarskim. %7łyją.
Są coraz większe. Jego dzieci.
Przesunął rękę niżej. Lana rozsunęła zapraszająco uda.
Poczuł jej wilgoć i znowu stwierdził, że jest podniecony
jak nigdy dotąd. Znowu zaczął ją całować, a potem wsu
nÄ…Å‚ siÄ™ w niÄ… delikatnie. Kochali siÄ™ powoli, smakujÄ…c
rozkosz, która przepływała przez ich ciała. Znowu poczuł
się wspaniale. Znowu miał Lanę. A potem leżeli obok
siebie ze splecionymi dłońmi i wsłuchiwali się w bicie
swoich serc. Nie wiedział, ile to trwało, ale ich oddechy
się wyrównały i w końcu stwierdził, że Lana zasnęła. Jed
nak wciąż trzymała go za rękę.
Spojrzał na nią. Księżyc osrebrzył jej sylwetkę. Po
[ Pobierz całość w formacie PDF ]