[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pomyślnie, gdyby nie ojciec Milana, który zabronił synowi nawet spoglądać na Elenę.
Właśnie dlatego, że sam nie miał żadnego majątku, dbał o to, by syn zdobył bogatą żonę.
Milan nie sprzeciwiał się, w tym kraju bowiem tradycja nakazywała posłuszeństwo rodzicom.
Myślał tylko sobie, że ojciec chyba nie będzie żył wiecznie. Milan, człowiek głęboko religijny,
bynajmniej nie życzył ojcu szybkiej śmierci, ale faktem było, że rodzic osiągnął już bardzo
sędziwy wiek i jego zdrowie też mocno szwankowało. Tak więc...
Elena mieszkała w małej glinianej chatce, położonej w pewnym oddaleniu od wioski.
Chałupka w każdej chwili groziła zawaleniem, ale Elena nieczęsto przebywała w domu. Na
ogół pilnowała swoich dwu kóz, które pasły się w górach, bowiem w okolicach wioski,
Planiny, grasowało wiele drapieżników.
Elena miała długie, brązowe warkocze. Chodziła w ślicznym biało-czerwono-żółtym stroju,
tak jak wszystkie tamtejsze dziewczęta. Ubranie było już mocno znoszone, wystrzępione,
ale nie mogła sobie pozwolić na utkanie nowego. Jej oczy lśniły jak gwiazdy w twarzy o
pięknym kolorycie. Złotobrązowa skóra, na policzkach rumieńce, czerwone usta, białe zęby i
niemal czarne oczy.
Wioska miała swoje utrapienie...
Może to nie najlepsze określenie, lęk byłby słowem właściwszym. Z obawą wychodzono
nocą w pojedynkę, a najchętniej w ogóle nie opuszczano domostw. A jeśli już wyjście
okazywało się absolutnie konieczne, należało przemykać się szybko, nie podnosząc oczu,
odmawiając modlitwy i nieustannie czyniąc znak krzyża.
Inaczej bowiem można było narazić się na spotkanie z tym, którego zwano Wędrowcem w
Mroku.
Pewnego dnia, kiedy Elena pasła swoje kozy pośród kłujących krzewów na wapiennych
zboczach obszaru krasowego, właśnie tamtędy przechodził Milan. Nie było to wcale
81
zamierzone spotkanie, ale gdy już się tam znalazł, uznał, że ze spokojnym sumieniem może
zamienić z nią kilka słów.
Usiedli na wypalonej przez słońce trawie, bacząc na wszędzie rosnące osty, i wymieniwszy
proste słowa powitania, nie bardzo wiedzieli, o czym rozmawiać.
Elena zerkała na Milana. Był wysokim, postawnym mężczyzną, może nieszczególnie
przystojnym, ale dobrym czy raczej dobrotliwym, poczciwym. Miał wielkie, melancholijnie
patrzące oczy, szeroki nos i usta, ciemną skórę i włosy, ciemny zarost. Dłonie jego były
owłosione, a ruchy rąk spokojne. Być może nie był księciem z bajki, ale gdy Elena ośmieliła
się posunąć myślą aż tak daleko, uważała, że kobiecie, która spocznie w jego ramionach, na
pewno będzie dobrze.
Nie miała nic przeciw Milanowi, jego bliskość sprowadzała na nią zawsze poczucie
bezpieczeństwa. Ale czy można to nazwać miłością? Nie, nie potrafiła przywołać tego
uczucia ot, tak, na żądanie.
Milan zdecydował się przemówić:
Ja... hmmm... to znaczy... rozbudowujÄ™ nasze gospodarstwo.
Gospodarstwo było być może przesadzonym określeniem dla zagrody będącej własnością
Milana i jego ojca, lecz Elena odparła uprzejmie:
- Ach, tak?
- Tak, uznałem, że byłoby za ciasno, gdybym się ożenił i miał dużą rodzinę. No i chcę mieć
miejsce na jeszcze jednÄ… krowÄ™.
Po czym dodał obojętnie:
- I może na dwie kozy...
Elena uśmiechnęła się lekko.
- Miło to słyszeć - powiedziała. - A więc masz zamiar się ożenić?
Milan się zaczerwienił.
- Chyba najwyższy czas. Skończyłem już dwadzieścia pięć lat, a gospodarstwo potrzebuje
kobiety.
- I ty także?
- Tak, ja także.
82
Pochyliła się i oderwała kilka zdzbeł trawy, które przykleiły się do podeszwy miękkiego
skórzanego bucika.
- Może... może już się oświadczyłeś?
On także nie śmiał podnieść oczu.
- Dobrze wiesz, że nie, Eleno.
Dziewczyna doskonale zdawała sobie sprawę, co go powstrzymuje przed oświadczeniem
się o jej rękę. Napięcie między nimi rosło. Elena poderwała się więc:
- Och, koza gdzieś zniknęła!
Jeszcze przed chwilą były razem. Jedno zwierzę nagle schowało się za krzakiem
obsypanym żółtym kwieciem i dziewczyna uznała to za dobrą wymówkę.
Milan jednak rozumiał Elenę, a ponieważ nie miał nic więcej dziewczynie do zaoferowania,
dalsza rozmowa dla żadnego z nich nie byłaby przyjemna. Milanowi nigdy nie przyszłoby do
głowy wziąć ją w ramiona czy poprosić o pocałunek. W tej wiosce dobre imię dla dziewczyny
znaczyło wszystko.
On także się podniósł.
- No cóż, pójdę już dalej. Jeśli mógłbym ci być w czymś pomocny, to daj mi znać, Eleno!
- Dziękuję, na pewno tak zrobię.
Obydwoje wiedzieli, że ona nigdy nie odważy się prosić go o cokolwiek.
- Czy przyjdziesz na zabawę dożynkową?
Roześmiała się niepewnie.
- Mam tylko ten jeden strój. Nie wiem, czy mogę się w nim pokazać?
- Możesz, oczywiście, że możesz - odparł, wcale nie będąc tego pewnym. On także nie
chciał, by narażała się na drwiny i prześmiewki. - Pewnego dnia kupię ci nowe ubranie,
Eleno.
Spojrzała na niego z przerażeniem.
- Nie zrozum mnie zle. Można chyba podarować ubranie własnej żonie, prawda?
Odszedł, zanim zdążyła odpowiedzieć lub choćby się zawstydzić.
Dobry Milan był bowiem wyrozumiałym człowiekiem.
83
Elena długo za nim patrzyła. Odprowadziła wzrokiem jego postać to pojawiającą się, to
znikającą wśród skał i krzewów na drodze prowadzącej do wioski.
Nie bała się mieszkać samotnie w rozpadającej się chatce. Mężczyzni w Planinie odznaczali
się surowymi zasadami moralnymi, zapewne przyczyniła się do tego głęboko zakorzeniona
religijność i odpowiednie wychowanie. W Planinie nie istniały kobiety lekkich obyczajów.
Stosowano się do z dawien dawna odziedziczonych norm, stanowiących o tym, jak należy
się zachowywać z honorem i czcią, ściśle według bożych przykazań.
Znacznie bardziej niż wszyscy mieszkańcy wioski obawiała się natomiast Wędrowca w
Mroku. Po pierwsze mieszkała samotnie, poza ochronnym kręgiem osady, a po drugie chata
jej stała niedaleko miejsca, gdzie widywano go najczęściej - były to wzgórza na północnym
zachodzie.
Do tej pory nie zetknęła się z nim bezpośrednio. Starała się nie wychodzić z domu po
ciemku. Nie widywano Wędrowca w ciągu dnia, było wówczas prawdopodobnie za jasno, by
go dostrzec. Budząca strach postać pojawiała się dopiero o zmierzchu. A nocą... Krążyło
wiele historii opowiadanych przez tych, którzy przypadkiem wypuścili się gdzieś po zmroku.
Dlatego właśnie Elenie zawsze się spieszyło, gdy wracała do domu ze swymi kozami.
Milan... Był teraz tylko malutką kropką poruszającą się w dole zbocza. Gdyby mieszkał
razem z nią... musiałoby to, naturalnie, być w jego domu, w wiosce, wtedy czułaby się w
dwójnasób bezpieczna.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]