[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rafael nigdy nie pozwoli jej odejść ze względu na dobro dziecka. Głęboko
wierzyła jednak, że pokocha swojego syna bądz swoją córkę. Może z czasem
także do niej poczuje jakieś głębsze uczucie.
- Postaram się być dobrą żoną - obiecała ponuro. - Wiem, że nie tego
pragnąłeś, ale zrobię, co w mojej mocy, żeby cię wspierać.
- Myślisz, że to będzie chłopiec czy dziewczynka?
- Jeszcze za wcześnie, żeby to stwierdzić. Chciałbyś poznać płeć przed
narodzinami?
- A ty?
- Niech to będzie niespodzianka.
- Dobrze. - Przyciągnął ją do siebie. - Niestety muszę jechać do
Mediolanu, żeby zająć się pewnymi sprawami.
Emma spojrzała na niego z nadzieją.
- Zabierzesz mnie ze sobÄ…?
- Nie tym razem, mia piccola.
- Ale ja chcę - upierała się. - Mogłabym pochodzić po sklepach albo
pozwiedzać, gdy ty będziesz zajmował się interesami.
116
S
R
- Nie, Emmo. - Ton jego głosu nie znosił sprzeciwu. - Musisz o siebie
dbać. Nosisz moje dziecko i nie zapominaj o tym. Nie wolno ci go narażać. W
końcu dlatego zostaniemy razem.
Poczuła się tak, jakby właśnie ją spoliczkował.
- No tak, jak mogłabym o tym zapomnieć - rzuciła, posyłając mu
oskarżycielskie spojrzenie.
Rafael chwycił za końcówki paska od jej szlafroka i związał je razem.
- Nie zamierzam się z tobą kłócić. Przeżywasz burzę hormonów, więc
łatwo wpadasz w złość. Mogę ci to wybaczyć.
- Jestem niezrównoważona emocjonalnie, bo nie wiem, na czym stoję -
powiedziała żałośnie.
- Niech ci będzie - odparł zniecierpliwiony. - Kocham cię. Czy tak lepiej?
- Mówisz tak tylko po to, żeby mnie udobruchać.
Zaklął pod nosem, po czym dodał:
- Naprawdę, Emmo, kocham cię. Nie przywykłem do wyrażania uczuć.
Aż do tej pory nigdy nikomu tego nie powiedziałem. Ale ciebie kocham.
Emma desperacko pragnęła mu uwierzyć.
Ale czy mogła?
117
S
R
ROZDZIAA TRZYNASTY
Kilka godzin pózniej, po wyjezdzie Rafaela, Emma zjadła śniadanie i z
zadowoleniem stwierdziła, że jej żołądek się uspokoił. Wzięła więc prysznic,
po czym wybrała się do kliniki w centrum miasta, żeby umówić się na wizytę u
ginekologa.
Jak tylko zapisała się na następny dzień, wyszła przed budynek. Właśnie
wtedy dostrzegła kobietę zmierzającą w jej stronę.
- Signora Fiorenza? - odezwała się nieznajoma, stając przed Emmą. - Ma
pani chwilÄ™?
- Tak - odparła z nadzieją, że ma do czynienia z dziennikarką. - A o co
chodzi?
- Nie poznałyśmy się, ale na pewno pani o mnie słyszała. Nazywam się
Sondra Henning.
Dreszcz paniki przebiegł dziewczynie po plecach. Nie spodobało jej się
lodowate spojrzenie kobiety ani jej nieszczery uśmiech.
- Tak... słyszałam o pani - odezwała się, wyciągając rękę. - Miło panią
poznać.
Palce Sondry były nieprzyjemnie chłodne.
- Rafael musi być zadowolony, prawda? Nie mógłby wymarzyć sobie
bardziej uległej żony.
Emma zmarszczyła czoło.
- Nie jestem pewna, do czego pani zmierza.
- Przypuszczam, że przystała pani na warunki umowy Valentina, ale
pewnie nie ma pani pojęcia o kodycylu.
- O jakim kodycylu? - zapytała niepewnie, cierpiąc katusze.
Niebieskie, kocie oczy Sondry śledziły każdy ruch Emmy.
118
S
R
- Valentino wiedział, że Rafael nie zamierzał się ustatkować. W ostatniej
chwili dodał więc do testamentu kodycyl. Zaznaczył w nim, że po ślubie stanie
się głównym udziałowcem firmy inwestycyjnej staruszka. Jest warta kilka
milionów. Nie uważa pani, że to wystarczająca zachęta do ożenku?
- Nawet jeśli to prawda, Rafael mnie kocha - broniła się Emma. -
Powiedział mi o tym dziś rano.
- Nic dziwnego. W końcu zrobiła pani z niego bogatego człowieka -
zadrwiła Sondra. - Ale pewnie to nie przeszkodzi mu odejść za kilka miesięcy,
gdy pani już nie będzie potrzebna.
- Skąd pani zna tyle szczegółów? - zdenerwowała się Emma. - O ile
dobrze pamiętam, Valentino Fiorenza rozstał się z panią wiele lat temu.
- Oczywiście nigdy się ze mną nie ożenił, tak jak sobie tego życzyłam,
ale kontaktowałam się z nim do samego końca. Poprosiłam, żeby zachował to
w sekrecie. A skoro byłam jedną z nielicznej grupy jego przyjaciół, nie
sprzeciwiał się.
- Skoro tak bardzo ceniła sobie pani jego przyjazń, dlaczego nie pojawiła
się pani na pogrzebie? - zapytała Emma wyzywająco.
Sondra przyjrzała się swoim długim paznokciom.
- Chciałam zapamiętać Valentina takiego, jakim był za życia - odparła
bezbarwnym głosem.
- Kiedy spotkała się pani z nim po raz ostatni?
Kobieta ponownie skupiła chłodne spojrzenie na Emmie.
- Kilka tygodni przed jego śmiercią. Musiałam zaczekać, aż opuści pani
willę. Lucia wydawała polecenia ogrodnikom, więc mogłam wejść niepo-
strzeżenie. Właśnie wtedy Valentino powiedział mi o swojej decyzji.
Emma ściągnęła brwi.
- Chodzi pani o testament?
119
S
R
- Nie, o pani zwiÄ…zek z Rafaelem.
Coś w uśmiechu Sondry zaniepokoiło Emmę.
- Co ma pani na myśli?
- Valentino wyznał mi, że napisał właśnie długi list do syna, w którym
błagał go o wybaczenie za to, jak potraktował go po śmierci matki i brata. Wy-
gląda na to, że zdziałała pani cuda, opiekując się zatwardziałą duszą staruszka.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]