[ Pobierz całość w formacie PDF ]
aż pod brodę, i zgasiła lampkę, choć miała ochotę jeszcze poczytać. Nie potrafiła zasnąć,
jeśli wcześniej nie przeczytała kilku stron. Zamknęła oczy i prawie przestała oddychać,
czekając, aż usłyszy kroki na schodach.
Ale nic nie usłyszała.
Nie wiedziała, czy ma czuć złość, czy ulgę, ale potem wyobraziła sobie, jak
Giorgio próbuje ułożyć się na małej, niewygodnej sofie. Oczami wyobrazni widziała go
zgiętego wpół jak złamany banan. Plecy na pewno zaczęły go już boleć, a długie nogi,
zwisające przez poręcz sofy, zupełnie zdrętwiały.
Obróciła się na drugi bok, otworzyła oczy i zobaczyła przed sobą srebrny księżyc.
Leżała tak przez długi czas, nasłuchując ruchu na dole. W końcu na schodach rozległy
się kroki, ale to nie był Giorgio. Usłyszała skrobanie do drzwi i ciche skamlenie.
Przewróciła się na plecy i jęknęła. Próbowała nauczyć Gonza, żeby spał na swojej
poduszce w pralni, ale on najwyrazniej zapomniał już o swoim skromnym pochodzeniu i
teraz, podobnie jak wszyscy członkowie rodziny Sabbatinich, domagał się każdego
wieczoru pościeli z egipskiej bawełny.
Odrzuciła kołdrę i podeszła do drzwi.
- Nie, Gonzo - powiedziała surowo. - Masz spać na dole. - Wyciągnęła palec
wskazujący. - Wracaj na dół, już.
R
L
T
Na schodach rozległy się kolejne kroki i nogi ugięły się pod Mayą, gdy Giorgio
stanął przed nią w samej bieliznie. Z trudem oderwała oczy od jego szerokiej piersi.
- Dam sobie radę - powiedziała głosem nauczycielki. - Już nie pierwszy raz próbuje
wyciąć mi ten numer.
Giorgio oparł się szerokim ramieniem o futrynę. Maya musiała się cofnąć i Gonzo
natychmiast zwietrzył okazję. Błyskawicznie przecisnął się obok jej nóg i wskoczył na
łóżko, gdzie zatoczył kilka kółek, a potem ułożył się wygodnie i przymknął oczy z
zadowolonym westchnieniem.
- No i popatrz, co zrobiłeś - obruszyła się Maya. - Od paru tygodni próbuję go
wytresować, a ty właśnie zniweczyłeś całą moją pracę, ot tak.
Pstryknęła palcami. Giorgio pochwycił jej rękę i podniósł do ust.
- Zdaje się, że wszyscy mężczyzni, których znasz, mają ochotę wskoczyć do
twojego łóżka. Nie winię Gonza. Nigdy w życiu nie widziałem bardziej niewygodnego
mebla niż ta sofa.
Maya wyszarpnęła rękę.
- Gonzo ma spać na swojej poduszce w pralni. Wydałam na to legowisko mnóstwo
pieniędzy.
Giorgio wzruszył ramionami, jakby zgadzał się z psem.
- Twoje łóżko wygląda o wiele lepiej.
- Jeśli sądzisz, że zamierzam je dzielić z wami obydwoma, to zastanów się jeszcze
raz.
Zamknął drzwi stopą. Trzaśnięcie zabrzmiało jak wystrzał z pistoletu.
- Co ty robisz? - zapytała Maya, cofając się.
Giorgio powoli powiódł wzrokiem po jej atłasowej nocnej koszuli. Poczuła, że robi
jej siÄ™ gorÄ…co.
- Przestań, Giorgio, przestań w tej chwili. Wiesz, że nie możemy teraz razem spać.
To zbyt niebezpieczne.
Położył rękę z tyłu jej głowy i przysunął się bliżej.
- A kto mówi o spaniu? Możemy robić inne rzeczy.
Dobrze wiedziała, co on sugeruje, i krew zaczęła jej szumieć w uszach.
R
L
T
- Nic z tego, Giorgio. - Starała się zdobyć na obojętny ton. - Jestem zmęczona i nie
interesujÄ… mnie zabawy w sypialni.
Ujął jej obie dłonie i przyciągnął ją do siebie.
- Zrób to, co robiłaś kiedyś - powiedział głosem, od którego zmiękły jej kolana.
Pokusa była wielka, ale nie zamierzała tego zrobić, nie teraz, nie tak. Zdobyła się
na determinację i odsunęła od niego.
- Możecie spać na tym łóżku obaj z Gonzem - powiedziała, sięgając po szlafrok. -
Ja pójdę na sofę.
- Mayu, nie musisz tego robić. - Giorgio odgarnął z czoła opadający kosmyk
włosów. - Wrócę do hotelu. Paparazzi już na pewno się poddali. Zobaczymy się rano.
Spakuj najpotrzebniejsze rzeczy, a po resztę przyślę kogoś pózniej.
Patrzyła za nim w milczeniu, licząc w myślach jego kroki na schodach. Po kilku
minutach usłyszała podjeżdżający pod dom samochód. Zapewne był to ktoś ze służby
Sabbatinich. Samochód odjechał i dzwięk silnika roztopił się w nocnej ciszy.
Popatrzyła na Gonza, który głośno chrapał na jej łóżku, potrząsnęła głową i
wsunęła się pod kołdrę obok psa. Sądziła, że nie uśnie, ale rytmiczne chrapanie Gonza i
fizyczne zmęczenie w końcu zrobiły swoje. Przewróciła się na bok, podkurczyła nogi,
żeby zrobić miejsce psu, i zasnęła.
R
L
T
ROZDZIAA SIÓDMY
Dzwonek zadzwonił, gdy Maya wisiała ze zwieszoną głową nad umywalką w
łazience. Mdłości dopadły ją nieoczekiwanie i po raz pierwszy były tak silne. Wirowało
jej w oczach i ze wszystkich stron atakowały ją zapachy, od których żołądek podchodził
jej do gardła. Otworzyła puszkę z jedzeniem dla Gonza i musiała natychmiast pobiec do
Å‚azienki.
Dzwonek znów zadzwonił i Gonzo zaniósł się szczekaniem. Maya jęknęła,
ocierając bladą twarz ręcznikiem. Pod oczami miała ciemne cienie. Zeszła na dół, mocno
trzymając się poręczy. Z trudem udało jej się dotrzeć do drzwi.
- Dio, co się tu, do diabła, dzieje? - Giorgio natychmiast pochwycił ją za ramiona i
podtrzymał. - Jesteś chora?
- Mam okropne mdłości - odpowiedziała słabym głosem. - Już od godziny. Zrobiło
mi się niedobrze, gdy poczułam zapach jedzenia Gonza.
- To przesądza sprawę. Zaraz przyślę tu kogoś, by spakował twoje rzeczy. Musisz
odpocząć. Na przyszłość to ja będę karmił psa, a ty skup się na dziecku. Przede
wszystkim musisz pójść do lekarza i to zaraz.
Odgarnęła z czoła wilgotne włosy.
- Nie musisz mi przypominać, że mogę stracić to dziecko - mruknęła.
- Nie stracisz go. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby tak się nie stało.
- Nie możesz kontrolować wszystkiego, Giorgio. Chyba już zdajesz sobie z tego
sprawÄ™.
Giorgio zacisnął zęby. Nie chciał dopuścić do siebie myśli o kolejnej porażce.
- Mayu, wiem, że to dopiero pierwsze tygodnie, ale nigdy wcześniej nie czułaś się
tak zle. Czytałem gdzieś, że silne mdłości oznaczają dużą aktywność hormonalną
organizmu. Musimy się tego trzymać i mieć nadzieję, że tym razem się uda.
Odwróciła się i bezwładnie opuściła ramiona.
- Boję się mieć nadzieję - szepnęła. - Czuję się tak, jakby ktoś dawał mi prezent,
ale przez cały czas trzymał go poza zasięgiem moich rąk, i wciąż się boję, że w ostatniej
chwili, gdy już narobię sobie nadziei, zabierze mi go.
R
L
T
- Nie możesz tak myśleć, Mayu. Myśl pozytywnie.
- Przecież nie ma żadnych gwarancji. Wiem, że nie lubisz o tym mówić, ale
[ Pobierz całość w formacie PDF ]