[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Vangie nie pozwoliła jej jednak skończyć.
- Wiedziałam! - zawołała radośnie. - Wiedziałam, że to dzięki tobie!
Kiedy Vangie cała w skowronkach wybiegła z jej gabinetu, Neely zastanawiała się,
dlaczego Sebastian nie powiedział jej, że wieczorem wybiera się na spotkanie ze swoim
ojcem.
R
L
T
Wcześniej tego dnia, póznym popołudniem, Sebastian zwołał zebranie zespołu
pracującego nad projektem dla spółki Blake-Carmody. Byli między innymi Danny i
Frank. Sebastian opowiedział im o spotkaniu, które miało miejsce w piątek. Oficjalnie
podziękował Neely za to, że tak skutecznie zareklamowała ich projekt. Po słowach po-
chwały posłał jej uśmiech tak szeroki i ciepły, jakiego nigdy nie widziała u niego w pra-
cy.
Neely wróciła do swojego gabinetu i zadzwoniła do Maksa.
Max został już wypisany ze szpitala. Wrócił do domu, po którym poruszał się o
kulach. Powiedział jej, że doprowadza go to do szału. Nawet nie dlatego, że nie może
wyjść na zewnątrz, tylko z powodu tego, na czyją obecność skazany jest w swoich czte-
rech ścianach.
- Przez twoją matkę wrócę do szpitala. Tyle, że psychiatrycznego - żalił się przez
telefon.
- Nie przesadzaj - odparła, nie zadając żadnych pytań.
Nie wtrącała się w ich relacje. Była przeciwna temu, żeby Lara zabrała Maksa ze
szpitala. Szkopuł w tym, że nikt inny nie zgłosił się na ochotnika.
I tak oto do akcji wkroczyła Lara.
Co się stało potem? To nie zostało wyjaśnione. Być może wreszcie wygarnęła mu
parę gorzkich słów prawdy na temat jego zachowania sprzed ponad dwudziestu lat. Max
poruszał się o kulach, więc matka Neely miała ku temu idealne warunki.
W każdym razie toczyła się tam jakaś wojna. Ich córka nie zaprzątała tym sobie
głowy. Miała własne problemy. W tej chwili najbardziej dręczyło ją to, że Sebastian nie
pisnął ani słówkiem na temat spotkania ze swoim ojcem.
Kiedy około piątej mijała jego gabinet, zauważyła, że światło w jego gabinecie się
nie pali.
- Już wyszedł - potwierdziła Gladys.
- Mówił, gdzie idzie?
Sekretarka pokręciła głową.
- Zachowywał się jak Człowiek z Lodu - westchnęła. - A już myślałam, że mu
przeszło.
R
L
T
- Nie do końca - rzekła Neely.
W pewnych kwestiach nadal pozostał twardą bryłą lodu, pomyślała.
Mimo wszystko, trzeba było mu przyznać, że się starał. Skontaktował się z ojcem i
umówili się na drinka. Neely uśmiechnęła się i zacisnęła kciuki. Dobry Boże, pomyślała,
niech wszystko dobrze się ułoży...
Z pracy pojechała prosto do domu. Zadzwoniła jej matka i zaprosiła ją do mieszka-
nia Maksa na wspólny obiad.
- Będziesz naszym sędzią - powiedziała Lara.
- Nie, dziękuję. - Zdjęła ubrania robocze i wskoczyła w dżinsy. - Wolę inne spo-
soby spędzania wolnego czasu.
- Myślałam, że chcesz, abyśmy ja i twój ojciec znowu się zeszli.
- Nigdy tego nie powiedziałam! - zaprotestowała Neely. Nie chciała stać się ko-
złem ofiarnym. - Powiedziałam tylko, że przeprowadzam się do Seattle, i może skontak-
tuję się z ojcem. Nigdy nie mówiłam, że chcę żebyście byli razem.
- Bo nasza znajomość nie na tym polega - odparła Lara.
- A na czym?
- W tej chwili na... dyskutowaniu.
- Darciu kotów! - Usłyszała głos Maksa w tle.
- Dyskutowaniu na temat zamierzchłych dziejów - dokończyła Lara.
- I rzucaniu talerzami! - To znowu Max. O dziwo powiedział to dość rozbawionym
tonem.
- Chyba nie rzucasz w niego talerzami? - Neely była zatrwożona.
- Rzuciłam tylko jednym. Na razie. Poza tym spudłowałam, więc po co robić z tego
aferę? - Po chwili zapytała ponownie: - Jesteś pewna, że nie chcesz do nas wpaść?
- Bardzo pewna, dzięki.
Wolała siedzieć w domu i czekać. Wyszła ze Szkodnikiem jedynie w pobliże barki,
aby nie przegapić powrotu Sebastiana do domu.
Ale on nie wracał... i nie wracał...
R
L
T
Szósta zamieniła się w siódmą, siódma w ósmą, i tak dalej. To chyba dobrze, po-
myślała w pewnym momencie Neely, że długo go nie ma; to oznacza, że spędza miło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]