[ Pobierz całość w formacie PDF ]
może się okazać, jak dalece człowiek jest omylny.
- A wiadomość?
- Przypomnijmy sobie jej treść: "Nasze kolory zieleń i biel" - może chodzić o wyścigi.
"Zieleń otwarta, biel zamknięta" - to z całą pewnością sygnał.
"Główne schody, pierwszy korytarz, siódme na prawo, zielone obicia" - to wyznaczone
miejsce spotkania. Może chodzi tu o zazdrosnego męża? W każdym razie, z pewnością o
sprawę niebezpieczną, gdyż inaczej nie byłoby dopisku "Dobrej szybkości". I wreszcie "D".
To jest klucz do całej sprawy.
- Adresat był Hiszpanem - powiedziałem - "D" może oznaczać Dolores, dość częste imię w
Hiszpanii.
- Doskonale, mój drogi. Ale to nieprawdopodobne. Hiszpanka napisałaby do Hiszpana
w rodowitym języku, a ten, kto napisał tę wiadomość, doskonale władał angielskim. Cóż,
należy uzbroić się w cierpliwość i oczekiwać na powrót pana inspektora. W międzyczasie
można tylko cieszyć się ze szczęścia, które choć na krótko uratowało nas od cierpień
bezczynności.
Jeszcze przed powrotem inspektora Holmes otrzymał odpowiedz na swój telegram.
Przeczytał ją i już zamierzał schować do portfela, gdy dostrzegł mój wyraz twarzy.
- Wkraczamy w wyższe sfery - uśmiechnął się, podając mi depeszę. Była to lista nazwisk
i adresów: "Lord Harringby, The Dingle, sir George Ftolliot, Oxshott Towers, Mr Mynes
Hynes, J. P., Purdey Placy Mr James Baker Williams, Forton Old Hall, Mr Henderson, High
Gable, Wielebny Joshua Stone, Nether Walsling".
- To w znaczący sposób zawęża nam pole działania - wyjaśnił, gdy skończyłem czytać. Nie
wątpię, że obdarzony metodycznym umysłem Baynes przyjął podobną metodę.
- Chyba nie całkiem cię rozumiem.
- Mój drogi, doszliśmy do wniosku, że wiadomość otrzymana przez zamordowanego podczas
obiadu, zawierała informację o spotkaniu, na które miał się udać. Jeśli jest to wniosek
słuszny, to lokalizacja podana w liście sugeruje duży dom; po cóż inaczej podawać ilość
klatek schodowych czy korytarzy?
Oczywiste jest także, iż dom ten znajduje się w odległości mili lub dwóch od Oxshett, gdyż
Garcia udał się tam na piechotę i liczył, jak sądzę, że dotrze na miejsce do godziny
pierwszej, czyli do czasu, na który zapewnił sobie alibi. Ponieważ nie może być zbyt wiele
takich domów, obrałem najprostszą metodę. Wysłałem telegram do wzmiankowanych przez
Scotta Ecclesa pośredników nieruchomościami z prośbą o przesłanie mi listy posesji
spełniających powyższe warunki.
Oto ona i wśród wymienionych powinien znajdować się poszukiwany przez nas zabójca.
Dochodziła szósta, gdy wraz z inspektorem Baynesem znalezliśmy się w malowniczej wiosce
Esher w Surrey. Obaj z Holmesem zabraliśmy niezbędne do noclegu lrzeczy i znalezliśmy
dość wygodny pokój w "Bull". Gdy udaliśmy się w drogę do Wisteria Lodge, był zimny i
ciemny marcowy wieczór, a ostry wiatr i zacinający deszcz sprzyjały co praweda nastrojowi
grozy
i tajemniczości, ale zupełnie nie zachęcały do rozmowy.
II. Tygrys z San Pedro
Po niezbyt miłym, paromilowym marszu, znalezliśmy się przed drewnianą bramą, za którą
znajdowała się ponura aleja kasztanowców. Skręcający, mroczny podjazd prowadził do
niskiego, pogrążonego w ciemności domu, odznaczającego się ciemną bryłą na tle zasnutego
nieba. Tylko z jednego z frontowych okien, położonego po lewej stronie drzwi, sączyło się
słabe, niezbyt jasne światło.
- Zostawiłem tu konstabla na straży - wyjaśnił Baynes. - Zastukam, by nas wpuścił.
Przeszedł przez pas trawy i
zapukał w szybę, co wywołało dość nieoczekiwany efekt - siedzący na krześle przy kominku
policjant poderwał się z okrzykiem na równe nogi. Chwilę pózniej blady jak ściana stróż
prawa otworzył nam drzwi.
Zwieca, którą niósł, dziwnie drżała mu w dłoni.
- Co się dzieje, Walters? - ton Baynesa był ostry.
Zapytany odetchnął z wyrazną ulgą i otarł czoło chusteczką.
- Cieszę się, że pan wrócił, sir. To był długi wieczór, a moje nerwy wyraznie nie są już
takie, jak dawniej.
- Nerwy, Walters? Nigdy nie sądziłem, żebyście je w ogóle mieli.
- Cóż, sir. Ten samotny, cichy dom z tymi... dziwactwami w kuchni... Gdy pan zapukał w
szybę, myślałem, że to wróciło.
- Co wróciło?!
- Diabeł, sir. Był w oknie.
- Jaki diabeł?! Kiedy?
- Jakieś dwie godziny temu, gdy zaczynało zmierzchać.
Czytałem sobie na krześle i nie wiem, co skłoniło mnie do spojrzenia w okno. Tam, za dolną
szybą zobaczyłem twarz, która się na mnie gapiła... Sir, ale jaka twarz, pewnie będzie mi się
śniła po nocach...
- No, no, Walters. Policjant nie opowiada takich rzeczy.
- Wiem, sir, ale przyznaję, że mnie przeraziła. Nie była czarna ani biała, sir. Miała taki
szarobury kolor, jak niektóre tynki. I była dwa razy większa od pańskiej, sir. Wielkie,
wytrzeszczone oczy i ostre zęby, jak u dzikiego zwierza. Mówię panu, sir, że nie mogłem się
ruszyć dopóki nie zniknęła.
Wybiegłem na zewnątrz, ale, dzięki Bogu, nie było nikogo.
Gdybym nie wiedział, że jesteście dobrym policjantem Walters, porozmawialibyśmy
inaczej. Tak, zapamiętajcie sobie na przyszłość, że choćby nawet to był diabeł we własnej
osobie, policjant na służbie nie ma prawa dziękować Bogu, że go ten stwór nie złapał. Jeżeli
już, powinno być odwrotnie. Mam tylko nadzieję, że się wam to wszystko nie przyśniło?
- Można to łatwo sprawdzić - wtrącił się Holmes, zapalając kieszonkową latarkę i
zabierając się do oglądania trawy przed domem. - Tak... według mnie buty numer dwanaście.
Jeśli był propor-cjonalnie zbudowany, to sądząc po rozmiarze stóp, musiał być prawdziwym
olbrzymem.
- Co się z nim stało?
- Przedarł się przez krzaki, zmierzając ku drodze.
- No cóż - twarz inspektora spoważniała - kimkolwiek by był i czegokolwiek by tu szukał,
teraz go nie ma, a my mamy ważniejsze problemy. Jeśli pan pozwoli, panie Holmes,
oprowadzę panów po domu.
W sypialniach i salonach niczego nie znalezliśmy mimo dokładnych poszukiwań.
Najwidoczniej mieszkańcy niewiele lub nic ze sobą nie przynieśli, zwłaszcza że wynajęli dom
[ Pobierz całość w formacie PDF ]