[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dane uśmiechnął się kwaśno.
R
L
T
- Od kiedy finansowi doradcy zapraszają klientki na spotkania przy świecach?
To wyglądało na randkę.
- Ja...
- Doradca będzie ci potrzebny - mówił Dane prawie szeptem. - Czekasz na
śmierć mojego ojca, ale zmarnowałaś osiem lat, bo on nic ci nie zostawi. Jego majątek
nie wpadnie w twoje chciwe pazury.
Barbara chciała się odsunąć, lecz Dane mocno ją trzymał.
- Ojciec na pewno nie przyznał się, że stracił majątek, że ja kupiłem ziemię i
dom, żeby miał dach nad głową. Wszystko należy do mnie.
- Kłamiesz! - syknęła Barbara.
Dane z kpiącym uśmiechem odprowadził ją do stolika.
- Dziękuję. - Odwrócił się do Mariel. - Czy mogę prosić cię do tańca?
Nie czekając, wziął ją za rękę i poprowadził na parkiet. Przyciągnął ją tak
blisko, że widział ciemne plamki w oczach. Pierwszy raz je zauważył. Co rusz
spostrzegał u Mariel coś, co dawniej umykało jego uwadze. Na przykład myszkę w
kąciku prawego oka... Gdy Mariel była podniecona, jej oczy przybierały barwę zieleni
w mrocznym lesie.
Teraz były właśnie takie. Mariel schyliła głowę, jakby chciała ukryć twarz.
Położyła dłoń na karku Dane'a, wsunęła palce pod włosy, delikatnie go głaskała.
Pachniała jak bukiet różnych kwiatów, a nie tylko jak pąsowe róże.
Zdawało mu się, że szepnęła jego imię, lecz nie był pewien. Ciekawe, czy tak
szepce, gdy omdlewa z rozkoszy.
Dowie siÄ™ tego niebawem.
Przytulił policzek do jej policzka, delikatnie musnął go ustami. Podniecony
powoli przesunął dłoń po nagich plecach.
- Masz rację - rzekł półgłosem. - Suknia jest fantastyczna, lepszej nie mogłaś
wybrać.
- Tak sądziłam - szepnęła Mariel, uśmiechając się zalotnie.
R
L
T
Dane przyciągnął ją do siebie tak blisko, że czuł jej piersi i uda. Zdawało mu się,
że stopiła się z nim. Chętnie zostałby w tej pozycji do końca balu.
Mariel miała pociemniałe oczy i usta proszące o pocałunek...
- Chyba przekonaliśmy, kogo trzeba - mruknął Dane.
- Mnie na pewno - szepnęła.
Dane odprowadził ją do stołu.
- Dziękuję.
Musiał ochłonąć, więc przeprosił i odszedł. Zobaczył swego ojca siedzącego na
kanapce przy drzwiach. Już wcześniej zauważył, że ojciec mocno się postarzał.
- Czy moglibyśmy zamienić kilka słów?
- O co chodzi? - spytał Dane nieuprzejmie.
- Doskonale dziś wypadłeś. Dziękuję za zaproszenie.
- Nie ma za co - mruknÄ…Å‚ Dane oschle.
Starszy pan miał bardzo niepewną minę.
- Jest jeszcze coś? - domyślił się Dane.
- Tak. Zbliżam się do kresu, więc zacząłem uważniej się sobie przyglądać...
podsumowywać życie. - Pan Huntington na chwilę spuścił wzrok. - Trudno mi było
przyjąć zaproszenie na dzisiejszy wieczór, bo... - Urwał zakłopotany. - Synu, czy
moglibyśmy zapomnieć o przeszłości i żyć w zgodzie?
Synu! Dane mimo woli wzruszył się. Ojciec pierwszy raz nazwał go synem.
Dlaczego nie zrobił tego, gdy dziecko czekało na ojcowskie uczucie? Dane wszystko
oddałby za to, żeby mieć pełną, kochającą rodzinę.
- Dlaczego dopiero teraz? Bo dzięki mnie nie wylądujesz w rynsztoku? Bo
wiesz, że jak przyjdzie co do czego, tylko na mnie możesz liczyć? I widzisz, że mi na
tobie zależy?
Starszy pan milczał.
- Barbara prędzej czy pózniej się ulotni - dodał Dane. - Powiedziałem jej, że
kupiłem dom. Czas, żeby wiedziała.
Pan Huntington wpatrywał się w niego zmęczonymi oczami..
R
L
T
Niezależnie od tego, co ich dzieliło, Dane tęsknił za bliskością, lecz przeszkodę
stanowił dawny ból i strach. Obawy przed tym, że znowu zostanie zraniony i będzie
cierpiał.
- Nigdy nie zależało ci, żebyśmy stanowili zgodną rodzinę, ale widocznie na
starość robisz się sentymentalny. - Zauważył Barbarę koło schodów. - Ona już czeka.
Jego ojciec otarł pot z twarzy.
- Czyli muszę iść. Do widzenia.
Odwrócił się i powoli odszedł.
Dane zawstydził się, że bezdusznie potraktował starego człowieka. Dogonił
ojca, położył mu dłoń na ramieniu.
- Jeśli będziesz czegoś potrzebować...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]