[ Pobierz całość w formacie PDF ]
I dlatego nie mógł jej pocałować.
Chciał, żeby oddała mu się z własnej woli. Nie kłamał twierdząc, że nigdy nie
przymuszał żadnej kobiety do zbliżenia. Niemniej wierzył, że kiedyś Rosalyn się
przełamie, że ją do tego przekona.
Podszedł do łóżka i położył na nim partnerkę. Materac był dość miękki i zafalował pod
jej ciężarem. A Rosalyn, tak jak się spodziewał, natychmiast przesunęła się do boku
łóżka i ześliznąwszy się z niego, stanęła na równe nogi. Jej śmieszny kapelusz zsunął się
jej przy tym na oczy. Szybko odsunęła go z twarzy.
- Co ty wyprawiasz? - zapytała ze wzburzeniem.
- Przeniosłem tylko żonę przez próg - odparł i westchnął. Widząc jej pobladłą twarz i
dłonie zaciśnięte w pięści, pomyślał z żalem, że ożenił się z hardą kobietą.
- Taki jest zwyczaj - wyjaśniał. - Może nie w twojej rodzinie, ale w mojej tak. - Zdjął
marynarkę i przewiesił ją przez oparcie krzesła stojącego przy małym biurku. W
kominku nie płonął ogień, ale Colin uznał, że to dobrze. On sam ogrzeje Rosalyn.
- Nie wiem, czy o tym słyszałaś - kontynuował - ale w dawnych czasach na północy
istniało coś takiego jak małżeństwo poprzez porwanie. Jeśli mężczyznie spodobała się
jakaś kobieta lub pragnął zawładnąć jej ziemią - albo chciał wziąć w posiadanie stado jej
owiec, - mężczyzna porywał kobietę.
- Ty mnie nie porwałeś - przypomniała chłodnym głosem Rosalyn.
- Nie, nie porwałem - przyznał, rozsupłując węzeł przy fularze. - Po prostu opowiadam
ci, jak to niegdyś bywało. -Zdjął krawat z szyi - przyjemnie było się go pozbyć - i
oparłszy dłonie na biodrach, kończył opowieść.
- Zdarzało się jednak czasami, że kobieta nie chciała tego mężczyzny i opierała się przed
porwaniem. Wiedziała, że jeśli wejdzie do jego domu, już po niej. Tak więc wiele
narzeczonych było na siłę wciąganych do domu pana młodego. Ponieważ mówimy o
mężczyznach, minęło trochę czasu zanim się zorientowali, że łatwiej podnieść wybrankę
i wnieść do domu niż ją tam wciągać. I tak narodziła się tradycja. Colin usiadł na krześle
i zabrał się za ściąganie butów.
- Co robisz? - spytała podejrzliwie Rosalyn.
- Szykuję się do spania- odparł spokojnie, jakby nie czynił nic nadzwyczajnego. Rosalyn
odsunęła się w róg pokoju.
- Przypominam, że pobraliśmy się tylko dla wygody.
- Dla wygody i dla seksu - uprzytomnił jej uprzejmie, zdając sobie jednak sprawę, że to
odważne stwierdzenie to dla Rosalyn szok.
Jej oczy znów zrobiły się wielkie jak spodki.
- Nie zamierzam dzielić z tobą łoża.
No w końcu to wydusiła. Colin nie był zaskoczony. Co do jednego nie miał wątpliwości -
Rosalyn była przewidywalna. Niemniej zastanawiało go, dlaczego tak się wzdraga przed
zbliżeniem. Przecież czuli do siebie pociąg. Nawet w tej chwili jej pierś falowała mocno,
a powietrze między nimi wypełniało napięcie - doskonały początek wspaniałego
zbliżenia.
O tak, Rosalyn była świadoma jego męskości, tak jak on każdym nerwem ciała wyczuwał
jej kobiecość. Postanowił zignorować opór partnerki. Zciągnął but z jednej nogi, rzucił na
podłogę i zaczął ściągać drugi.
- Istnieje jeszcze jeden powód, dla którego mąż przenosi małżonkę przez próg - mówił
zarazem. - Tę historię opowiadała mi matka. I zaznaczam, że nie była to specjalnie
uczona kobieta. Kiedy ojciec ją poznał, pracowała w mleczarni.
- Colin przerwał, bo niespodziewanie oczyma wyobrazni zobaczył matkę jak żywą.
- Moja matka miała bardzo silne, zręczne dłonie - powrócił do opowieści. - Pracowała u
boku ojca i w niczym mu nie ustępowała. - Poczuł wyraznie zapach garbowanej skóry i
łoju, którym się ją zmiękczało. Mieszał się w pamięci z zapachem placka mięsnego, który
matka przyrządzała na obiad co drugi dzień. Dziwne, że te wspomnienia nachodziły go
akurat w tym momencie. Niemniej nie mógł ich od siebie odgonić.
- Miała miękki głos - zwrócił się do Rosalyn. - Z lekkim akcentem z Yorkshire. Kiedy
śpiewała, a robiła to niemal zawsze, z jej ust wydobywały się najpiękniejsze, najbardziej
melodyjne dzwięki na świecie. - Colin się uśmiechnął. -Matt odziedziczył głos po
matce... ale mnie też się coś od niej dostało. Uwielbiam muzykę, chociaż głos mam do
niczego -wyznał szczerze. - Fałszuję, ale śpiewając mam wrażenie, że matka jest przy
mnie.
Colin niespodziewanie poczuł się ogromnie samotny. Co powiedziałby teraz jego matka?
Czy byłaby z niego dumna? Czy byłaby dumna, że ożenił się z Rosalyn? Nie miał odwagi
odpowiadać sobie na te pytania... Przytłaczające poczucie straty zupełnie go zaskoczyło.
Kochał oboje rodziców, ale kiedy wyprowadził się z domu, z egoizmem typowym dla
młodości nawet nie obejrzał się za siebie. Teraz żałował, że rodzice nie żyją i że nie
mogli być na jego ślubie - mimo że żadne nie pochwalałoby formy, w jakiej się odbył.
- No więc, co to za opowieść? - zapytała Rosalyn z rogu pokoju, wyrywając go z
zadumy.
- Opowieść? - powtórzył nieco nieprzytomnie.
- Tak, opowieść, którą opowiadała ci matka - przypomniała Rosalyn. - Ta o przenoszeniu
żony przez próg. Colin z trudem zbierał myśli.
- A, tak, to ciekawa opowiastka - potwierdził, wyciągając koszulę ze spodni. Rosalyn
była tak zaciekawiona, co usłyszy, że zdawała się tego nie zauważyć.
Colin odchrząknął jak przystało na dobrego bajarza, uzmysławiając sobie przy okazji, że
tak samo robiła jego matka.
- W rodzinie matki pan młody przenosił pannę młodą przez próg, bo wierzono, że za
panną młodą podążają demony jej rodziny.
- Demony?
- Tak, demony - powtórzył. - Bo widzisz, każdy mężczyzna ma własne, po co mu jeszcze
demony żony? Tak więc, żeby pozbyć się ich, pan młody, zabierając żonę do swojego
domu, przenosił ją przez próg. Wtedy demony nie mogły wejść do środka za młodą parą.
- Co się działo pózniej, kiedy już panna młoda sama wchodziła do domu? - spytała
Rosalyn, doszukując się, czego zresztą Colin się spodziewał, braku logiki w ludowej
opowieści.
- Wystarczyło raz przenieść pannę młodą przez próg, żeby demony opuściły ją na
zawsze. Od tej pory mogła wchodzić i wychodzić z domu ile razy chciała. A martwić się
musiała tylko demonami męża.
Rosalyn milczała przez chwilę, pogrążona w zadumie, choć koło ust pojawił się jej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]