[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przez moment patrzył na nią w skupieniu.
Tak ciÄ™ to interesuje?
Nic a nic. Odwróciła wzrok. To tylko trochę dziwaczne.
Mam wobec Vondy pewne zobowiązania. Są powody, dla których nie należy mówić o
jej osobistym życiu. Dama taka jak ty powinna to rozumieć.
Naturalnie. Dinah postarała się o najbardziej wyważony ton, na jaki ją było stać.
Tak czy owak to wszystko jest nieważne podsumował, jakby nagle znudziła go
rozmowa. Pomyślmy o czymś istotniejszym, na przykład o dzisiejszym wieczorze. Może
wybralibyśmy się gdzieś potańczyć?
Dinah odstawiła kieliszek kompletnie zdezorientowana.
Jak to potańczyć?
Normalnie.
Nie myślisz chyba o jakichś podskakiwaniach w rytm muzyki country? Nie mam o tym
pojęcia.
To bardzo łatwe. Sięgnął przez stół, dolewając jej wina. Teksaski Twostep to
klasyczny taniec Zachodu. Zmiesznie łatwy. Po prostu obejmuję cię wpół i tobą kręcę.
Uśmiechnęła się niepewnie.
Myślę powiedziała z przejęciem że robiłeś to już zbyt wiele razy.
To znaczy, co? Obejmowałem cię? Za często? Tego nigdy dosyć...
Nie o to chodzi... Chodzi o kręcenie mną. Na więcej nie mam ochoty.
Mitch wzruszył ramionami.
Nieładnie to nazywasz. Prowadzę cię, nakierowuję, zgoda, ale na pewno nie kręcę.
Jeszcze to polubisz, zobaczysz. Obiecuję, że tak będzie.
Nie. Zmusiła się do jedzenia. Jeśli chcesz potańczyć, zaproś kogoś innego. Ja
zostajÄ™. Czekam na telefon.
Ach, tak. Z twarzy Mitcha zniknęło rozbawienie. To jednak ten twój pewny siebie i
ciebie narzeczony czasami sprawdza, co robisz. A mówiłaś, że jest taki dojrzały... Nie miałby
chyba nic przeciwko temu, żebym cię zabrał na tańce. Trzeba poznawać folklor.
Dinah z irytacją odłożyła widelec. Mitch kpił sobie z niej w żywe oczy. Być może nawet
nie zdawał sobie sprawy z tego, jak okrutnie bolały ją te żarty. Poszłaby z nim przecież
tańczyć wszędzie, wszystko jedno przy jakiej muzyce, byleby tylko znalezć się w jego
ramionach. Ale nie mogła.
Folklor dobra rzecz powiedziała. Dennis nie miałby nic przeciw temu, żebyś mi go
pokazał. Ale ja mam pewną sprawę. Muszę z nim porozmawiać.
No cóż... W tej sytuacji nie pozostaje mi nic innego, jak tylko przygruchać sobie kogoś,
kto nie pogardzi naszym swojskim kręceniem się w kółeczko. W przeciwieństwie do twojego
narzeczonego wolę obejmować ciepłą kobietę niż zimną słuchawkę. Mam więc nadzieję, że
się nie obrazisz, jeśli już teraz cię przeproszę.
Naturalnie. Dumnie podniosła głowę. Niespodziewanie przystanął na moment za jej
krzesłem, nachylił się i pocałował ją w szyję.
Pyszne powiedział, prostując się. Smakuje jak każdy zakazany owoc. No to na razie.
Nie zapomnij skończyć kolacji. Nawet księżniczki nie żyją powietrzem.
Kiedy odszedł, zaczęła posłusznie dziobać widelcem w talerzu. Taka już była
posłuszna, obowiązkowa, lojalna... Nie potrafiłaby określić, ile czasu upłynęło do chwili, gdy
w zapadających ciemnościach do stolika podszedł brodaty kelner i powiadomił ją, że ktoś
dzwoni. Bez pośpiechu przeszła do swego pokoju. Miała zaraz powiedzieć: %7łegnaj! nie
tylko Dennisowi, ale również sobie, tej dziewczynie, którą jak jej się wydawało znała i
rozumiała.
ROZDZIAA DZIEWITY
Dinah? To ty? Ton Dennisa wskazywał na to, że młody Lingle był autentycznie
wstrząśnięty. Chcesz zerwać zaręczyny? Nic nie rozumiem. I kto to mówi? Ty? Zawsze
taka opanowana, logiczna... Co ci się stało? Gdzie się podziała moja dawna Dinah?
Dobre pytanie, pomyślała z wisielczym humorem. Gdzie się podziała tamta młoda
kobieta? Już w Kakexii zauważyła u siebie poważne zmiany, ale tutaj, w Nashville, po
rozsądnej, chłodnej i posłusznej Di pozostała już tylko niewyrazna pamięć.
To wszystko razem jest nieroztropne, nieprzemyślane i bez sensu stwierdził
autorytatywnie. Czy nie przyszło ci do głowy, jak to przeżyją nasze rodziny? Jak zmartwisz
swoją mamę, nie mówiąc już o mojej? Zastanów się jeszcze...
Nie ma się nad czym zastanawiać przerwała kategorycznie. Przemyślałam wszystko
dokładnie, a prawdę mówiąc pierwsze wątpliwości pojawiły się we mnie dawno temu.
Powiedz mi na przykład, czy bardzo się zmartwiłeś, kiedy ci powiedziałam, że jadę do
Kakexii? Pozwoliłeś mi wyjechać bez żalu i ani razu nawet mnie tam nie odwiedziłeś. Mój
wyjazd był ci po prostu na rękę...
No wiesz... Dennis sapnął niecierpliwie. Jesteś niesprawiedliwa. Nie ja wymyśliłem
roczną służbę publiczną w Kakexii czy w jakimś innym okropnym miejscu. Tak każe tradycja
waszej rodziny.
Kakexia nie jest żadnym okropnym miejscem! Mieszka tam wielu wspaniałych ludzi.
Odważnych, twórczych...
Tylko że orkiestry z prawdziwego zdarzenia w całym rejonie trzeba by szukać ze
świecą. To kompletna pustynia, chyba że za muzykę uznamy te trywialne melodyjki w stylu
country... Ale nie. Miałaś swoje obowiązki i ja miałem swoje. Doprawdy, Dinah, zadziwiasz
mnie. Mówisz, jakbyś była zazdrosna. Pozwoliłem ci wyjechać do pracy, ponieważ szanuję
twoje prawo wyboru.
I z tego też wielkiego szacunku zgodziłeś się na mój wyjazd do Nashville?
Naturalnie. Już ci mówiłem, że nie pozwoliłbym sobie na łamanie twojej
indywidualności...
Słuchaj! wtrąciła niemal groznie. Czy mógłbyś łaskawie nie używać tego okropnego
słowa?
To znaczy, którego?
Indywidualność. Brzmi tak drętwo, a zarazem tak jakoś naukowo. Ilekroć próbuję ci
opowiedzieć o trudnościach, jakie tutaj przeżywam, pleciesz o wyborach moralnych,
indywidualności itd. Tak nie mówi mężczyzna, który kocha. Tak mówi człowiek zadowolony
z tego, że chwilowo ma święty spokój.
Na moment zapadła cisza.
Dinah odezwał się w końcu. Uznałem, że chcesz pomóc temu małemu Rufusowi.
Myślałem, że uważasz to za swoją powinność. Wybacz, jeśli cię uraziłem...
On ma na imię Roscoe, nie Rufus! krzyknęła do słuchawki. Tak, chcę mu pomóc,
ale nie zamierzam czekać w Nashville, aż stanie się pełnoletni. Na miły Bóg! Nie wiem
nawet, czy w ogóle potrafię zająć się wszystkim właściwie.
W takim razie musisz tam siedzieć, aż znajdziesz mu kogoś odpowiedniego. To
oczywiste, prawda? zapytał spokojnie. Znam cię, Di. Zagryzłyby cię wyrzuty sumienia,
gdybyś opuściła tego dzieciaka. Nie ma się nad czym zastanawiać i dramatyzować. Jesteś
podenerwowana.
Nie o to chodzi żachnęła się niecierpliwie. Jestem dosłownie przygnieciona
ciężarem tego wszystkiego. Tutaj nic nie jest proste. Nie ma łatwych wyborów. A ty... ty
wcale mi ich nie ułatwiasz. Nie kochasz mnie.
Nastąpiła znowu chwila napiętej ciszy, którą przerwał Dennis.
Proszę cię... powiedział. Czy stało się coś, co sprawiło, że myślisz, że mnie nie
kochasz? Przecież to trwa od czasu, kiedy mieliśmy po jedenaście lat. Nie pamiętasz?
Chorowałaś na zatoki i mama posłała mnie do was, żebym ci poczytał Alicję w krainie
czarów i zagrał na pianinie. Bez przerwy pociągałaś nosem i kaszlałaś, ale było nam jak w
bajce. Powiedziałaś mi pózniej, że nigdy tak dobrze się nie czułaś.
Pamiętam, pamiętam. Uwielbiałam twoje towarzystwo, ale być może pomyliliśmy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]