[ Pobierz całość w formacie PDF ]
staurację, w której przyrządzano jakąś potrawę z czosnkiem.
87
S
R
Bardzo lubiła wieloetniczną atmosferę Londynu. To miasto wyglądało
najpiękniej w wiosennym słońcu. Wspaniałe parki w centrum miasta zachwycały
zielenią i kolorowymi kwiatami, które poruszały się wdzięcznie na wietrze. Cały świat
zdawał się cieszyć się z tego, że podjęła słuszną decyzję. Nawet autobus przyjechał od
razu, toteż dosyć szybko zbliżała się do swego mieszkania na przedmieściach. Tu nie
było tak ciekawie jak w centrum, ale też przyjemnie. Tak, Londyn to wspaniałe miasto!
O ile lepiej czuła się teraz, gdy już postanowiła, co ma zrobić. Uśmiechnięta
skręciła w swoją uliczkę i dopiero w połowie drogi spostrzegła, że ktoś stoi przed jej
drzwiami. Ktoś, kogo sylwetka była dziwnie znajoma.
Z niedowierzaniem zwolniła, po czym zatrzymała się z ręką na furtce.
Mężczyzna odwrócił się i kiedy spojrzeli na siebie, tętno wielkiej metropolii,
mieszanina języków, uliczny hałas, głośne dzwięki muzyki - wszystko to ucichło.
Potem zapadła cisza, w której byli tylko oni.
Will. Miał zmęczoną twarz, ale to na pewno on. Jak przez powiększające szkło
widziała dokładnie każdy szczegół jego twarzy: zmarszczki wokół oczu, bruzdy na
policzkach, usta...
Och, te usta... Nagle ugięły się pod nią kolana i musiała oprzeć się o furtkę.
- Witaj - powiedziała.
- Witaj, Alice.
Nie uśmiechnął się, nie zbliżył, by wziąć ją w ramiona, tylko stał i na nią patrzył.
Poczuła, że wcale nie jest zaskoczona. Cała udręka, niezdecydowanie i rozterka mu-
siały doprowadzić ich do tego miejsca, zrodzić pewność, że wszystko będzie dobrze.
Otworzyła furtkę i zbliżyła się do niego.
- DÅ‚ugo czekasz?
- Trzy kwadranse.
Dziesięć lat, poprawił się w duchu.
Alice wyglądała cudownie. Patrzył na nią z zachwytem, ale i zmieszaniem. Czy
miał nadzieję, że bez niego będzie smutna i zaniedbana? Wyglądała elegancko i
atrakcyjnie w krótkiej kurteczce, długiej zwiewnej spódnicy i kozaczkach. W ręce
trzymała kwiaty. Rozpuszczone włosy sięgały do ramion, mieniąc się odcieniami
miedzi i brązu w wiosennym słońcu.
Patrząc na jej uśmiechniętą minę, przestraszył się, że za długo zwlekał.
Weszła do kuchni i wstawiła hiacynty do wazonu.
- Napijesz się kawy? - zapytała.
88
S
R
- Tak, dziękuję. - Nie wiedział, jak zacząć rozmowę. Stanął z boku, patrząc, jak
Alice krzÄ…ta siÄ™ po kuchni.
Nie spytała, co tu robi, ale pewnie się domyśla. Znają się tak długo, że on nie
musi chyba wdawać się w grzecznościową rozmowę, tylko może przejść do sedna
sprawy.
- Czy przemyślałaś to, co powiedziałem ci przed odjazdem? - spytał nagle. -
Zdecydowałaś się, czego naprawdę chcesz?
Znieruchomiała, ściągając buty. Podniosła głowę, uśmiechając się do niego.
- Tak.
- Rozumiem - odparł posępnie.
To oczywiste. Zdecydowała się zostać w Londynie. Nikt nie kupuje do domu
kwiatów, kiedy ma wyjechać.
- Może pójdziemy do pokoju? - zaproponowała, biorąc tacę.
W eleganckim przestronnym salonie usiadł ostrożnie na skraju kanapy. Nic
dziwnego, że Alice nie chce zamienić tego mieszkania na skrzypiącą werandę i
trzeszczÄ…ce wentylatory pod sufitem.
Alice nalała kawę, przebierając bosymi stopami po dywanie. Will tak
przyzwyczaił się, że zawsze widzi ją w butach, że ten widok podziałał na niego
niezwykle podniecająco. Odwrócił głowę w bok.
- Co tutaj robisz, Will? - zapytała, podając mu kubek. - Myślałam, że będziesz
czekać, aż się zdecyduję.
- Taki miałem zamiar, ale nie mogłem już dłużej czekać. - Odstawił kubek, nie
próbując nawet kawy. - Odkąd wyjechałaś, w domu jest okropnie. Lily znów zamknęła
siÄ™ w sobie.
Alice przygryzła wargę.
- Nie lubi Helen?
- Z Helen wszystko w porządku. Stara się, jak może. Ale to nie jej wina, że nie
jest tobą. Prawda jest taka, że ja i Lily nie dajemy sobie rady. Nie mogę spać ani jeść,
ani normalnie pracować. Cały czas tęsknimy za tobą.
Uśmiechnął się krzywo.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]