[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Chyba była Florianem siedzącym na ziemi i mimo największych
wysiłków nie mogła się podnieść ani odezwać. Mężczyzna właściwie
nie miał twarzy, wiedziała tylko, że się uśmiecha i patrzy na nią
intensywnie, jakby czegoś oczekiwał czy nawet się domagał. Potem
wyciągnął do niej rękę, którą chciała uchwycić, ale nie mogła ruszyć
swojej.
Rozdział 5
Obudziła się z uczuciem lęku, który nie ustępował, mimo że sen
się skończył. Otaczało ją coś denerwującego. Dopiero po chwili
zorientowała się, że chodzi o dzwięk. Cichy, ale bardzo dokuczliwy.
Pewnie on ją zbudził, to dobrze, ale teraz nie pozwala jej dojść do
siebie. Spojrzała na zegarek. Druga trzydzieści. Zrezygnowana opadła
na poduszkę. Nie cierpiała wprawdzie na bezsenność, ale obudzona o
tej porze zasypiała z trudem. Cóż za irytujący sen. Chociaż może
lepsze coś takiego niż dowody probabilistyczne. Teraz trzeba wstać i
ustalić, co tak żałośnie piszczy. Przerazliwie, a przy tym jakoś
nienaturalnie.
Gdzieś za drzwiami. Nie zamierzając znosić tego ani chwili
dłużej, Marta zdecydowanym ruchem wsunęła stopy w pantofle.
Cicho, jak gdyby nie chcąc nikogo spłoszyć, wyszła na korytarz. Pisk
niewątpliwie dochodził zza uchylonych drzwi biblioteki. Po zrobieniu
kilku kroków po schodach zawahała się.
Nie muszę niczego sprawdzać, mogę wrócić do siebie i dobrze
zamknąć drzwi" - pomyślała i nagle serce podeszło jej do gardła.
Oczy, przyzwyczaiwszy się do ciemności, dostrzegły jakąś postać
opartÄ… o framugÄ™.
- To tylko ja - usłyszała uspokajający szept. Reising w
niebieskim dresie służącym za piżamę,
z miną, jakby w ogóle się nie kładł, otworzył szerzej drzwi do
pokoju, oświetlając trochę siebie i korytarz wpadającym przez szybę
światłem latarni z podwórza.
- Właśnie chciałem zrobić porządek z tym rzężeniem, ale
usłyszałem, że pani wychodzi, więc poczekałem.
- Czy pan jest wszędzie? - zapytała, przechodząc pod jego
ramieniem przytrzymującym drzwi. Była zadowolona, że mówiąc
cicho, nie zdradza drżenia głosu.
- Wszędzie gdzie trzeba i jeszcze w kilku miejscach -
odpowiedział od razu. - Oczywiście to ta potworna pocztówka
dogorywa. Dobijamy jÄ…?
Pewnym ruchem zapalił lampę na stole i oskarżycielsko wskazał
półkę, z której dochodził pulsująco płaczliwy dzwięk. Wydawała go
rzeczywiście pocztówka z różami trochę zsunięta ze sterty albumów.
Po przyciśnięciu jej pierwszą z brzegu książką zapanowała upragniona
cisza.
- Nic samo z siebie nie zaczyna grać - stwierdziła Marta,
obserwując swojego towarzysza, którego twarz wcale nie nosiła
śladów świeżego przebudzenia. Z pewnością w przeciwieństwie do
niej, ale przywykła do tego, że nawet nieuczesana, rozespana, w
ciepłej piżamie wygląda dobrze.
Reising z przekonaniem pokiwał głową.
- Jasne, ktoś musiał tu być i grzebać.
- I poszedł sobie, zostawiając taki alarm?
- Przysięgam, że to nie ja. - Scenicznym gestem położył rękę na
sercu. - Wiem, że z każdą chwilą coraz bardziej uważa mnie pani za
gangstera, ale proszę powiedzieć, co taki Węgorz robiłby wśród
rodzinnych pamiątek. Nudziłby się. To szkaradztwo po prostu
zjechało w jakiś czas po wyjściu gościa, bo je szturchnął albo zle
odłożył.
- To prawda. Baterie były na wyczerpaniu i dlatego taki efekt.
Powinien był pan słyszeć. Od dawna pan nie śpi?
- Od jakiejś godziny. Oczywiście wypadałoby coś słyszeć, ale
przez dłuższy czas deszcz tak zacinał, że chyba zagłuszał wszystko.
Nawet przez chwilę wydawało mi się, że ktoś chodzi po korytarzu, ale
uznałem to za złudzenie. Niestety - uśmiechnął się przepraszająco -
nie jestem słuchowcem. Dzwięki mnie nie interesują.
- Dokucza panu bezsenność? - Marta z niezadowoleniem
stwierdziła, że wpada w ton egzaminatora.
- Nie, ale nie potrzebuję dużo snu. Wstaję wcześnie albo budzę
się o tej porze. Lubię ją. Przychodzą mi wtedy do głowy najlepsze
pomysły.
- Chyba najpotworniejsze. Przynajmniej tak funkcjonujÄ… ludzie.
Ale wracając do tematu, jeżeli Węgorza nie interesują pamiątki, to kto
to był? - Poczuła, że robi jej się zimno. - Myśli pan, że tu łazi
Wyrodek? Nocami?
- Być może nie tylko nocami. Chociaż na razie to raczej nasza
wyobraznia. I rzeczywiście może pora podsuwa za dobre pomysły.
Lepiej chodzmy spać. Jeszcze jedno. - Spojrzał jej poważnie w oczy. -
Proszę nikomu nie mówić, że pani cokolwiek widziała, a nawet
słyszała. Dobrze?
Uśmiechnęła się z wyższością.
- Nic prostszego. Tu w ogóle nie mam ochoty się do nikogo
odzywać. A w razie czego wyprę się.
Spała dobrze i czuła się wypoczęta, gdy słabe promienie słońca
przekonywały, że warto spojrzeć na zegarek. Dochodziła siódma.
Marzyła jej się mocna herbata, co było oczywiste w domu w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]