[ Pobierz całość w formacie PDF ]
91
Zbliż się do niej, ciemny jarze! Zbliż się do niej, modra strugo !
Czemuż pies mój wyje na jej czar cichutki?
Może zimne jej usta są ostatnią posługą
Dla tych właśnie, którzy wierzą tylko w smutki.
Znam niedolę wniebowstąpień! Znam wskrzeszonych ust niedolę!
I płacz wśród zieleni... I zgon sierociński...
I to wszystko mnie boli!... Ja - sam siebie tak bolÄ™! -
Wołał w bezmiar i ku Bogu pan Błyszczyński.
Ale Boga już nie było... Pustka padła wzdłuż na kwiaty.
Widma drzew szeptały: Zmiłuj się nad nami! -
Błogosławiąc snom wszelkim, leciał w dalsze wszechświaty
Powietrzami, wstrzÄ…sanymi powietrzami.
Pewno widać było z nieba, że świat mija i przeminie,
I że snom przyświeca - woda na kamieniu...
Pan Błyszczyński zaszeptał w usta niemej dziewczynie
Błędny cieniu., marny cieniu, cudny cieniu!
Zabłękitnij - odbłękitnij... I mów wszystko i nie domów!...
Czy tu jest ów wszechświat, gdzieś zgubiła siebie?
Może ci się należy wpośród innych ogromów
Inna zieleń - inna nicość - w innym niebie.
Nie zaczęłaś dotąd istnieć w żadnym półśnie, w żadnym grobie,
Dotąd stóp twych śladu nie stwierdziły kwiaty -
Podczas twego niebytu zakochałem się w tobie,
Naraziłem mroczne ciało na zaświaty!
92
Czy mam z tobą iść w głąb żalu, czy w tę inną głąb doliny,
Nim świat zginie śmiercią, niebem malowaną?...
I jak dążyć do ciebie - do niebyłej dziewczyny -
Ty - mgło moja, usta drogie, złota piano!...
Oto resztki mych przeznaczeń: noc niedobra i dzień sępny -
Oto - popłoch czarów, gdy je miłość zrani!
Od nicości do ust twych - ledwo jeden krok wstępny,
Od otchłani poprzez dreszcze - do otchłani!
Zni się liściom - nieskończoność. śni się wiosłom - dno i łódka.
OdtrÄ…cone zorze raz na zawsze blednÄ…...
Czy śmierć w nic nas rozśmieje, czy nas z nowych łez utka -
Wszystko jedno, tchu ostatni, wszystko jedno!
Noc zabije nas nie mieczem, lecz jaśminem i konwalią -
I zaciszem mogił - i oddechem sadu!
Prędzej pochwyć treść nocy i ucałuj i spal ją,
%7łeby po niej nie zostało ani śladu!
Wszystkim widmom chce się zginąć takim nagłym wielozgonem,
%7łeby brak ich we śnie - był dla jawy ulgą.
A mój upiór śpi w jarze - na wybrzeżu zielonem,
Gdy go znajdziesz, pusty cieniu - zbudz i tul go!
Tam - wysoko i najwyżej - między niebem a nadrzewiem
Włóczy się srebrnawo - cisza i znikomość.
Tak o tobie nic nie wiem, tak cudownie nic nie wiem,
%7łe miłością jest ta moja - niewiadomość!
93
Umilkł nagle pan Błyszczyński i popatrzył w dal niecałą,
Zwiatel i przeznaczeń było coraz więcej.
A on kochał ją w usta, kochał w stopy, w pierś białą -
I minęło różnych czasów sto tysięcy!
Ramionami ją ogarniał, a ustami doogarniał,
Oczom z gwiazd przyrzucał patrzącego złota,
Lecz cień w jego objęciach wciąż samotniał i marniał
I nie wiedział, że to - miłość i pieszczota.
Noc z roziskrzeń, wróżb i mgławic promienisty splotła batog,
%7łeby nim biczować nie dość chętne groby,
A w księżycu się jarzył wykres cieśnin i zatok,
Gdzie nic nie ma, prócz oddali i żałoby.
Mrok zaskomlał w pustym dębie, zagwizdała nicość w klonie,
I rozbłysla w księżyc - śmierć i pajęczyna...
Pan Błyszczyński zrozumiał i załamał swe dłonie
I pomyślał: W nic rozwieje się dziewczyna! -
W nic rozwiała się dziewczyna i jej czar, poczęty w niebie,
I pierś, zakończona różową soczystką.
I rozpadło się ciało na żal straszny do siebie
I niewiedzę o tym żalu !... I to - wszystko...
Nie umarła, lecz umarło jej odbicie w jezior wodzie.
Już się kończył zaświat... Ustał cud dziewczyński...
O, wieczności, wieczności, i ty byłaś w ogrodzie!
I był blady, bardzo blady pan Błyszczyński.
94
Z TOMU DZIEJBA LEZNA [1938]
[Jam - nie Osjan! W zmyślonej postaci ukryciu]
Jam - nie Osjan! W zmyślonej postaci ukryciu
Bezpiecznie śpiewam moją ze światem niezgodę!
Tarczą złudy obronny - zyskałem swobodę,
Którą on by zapragnął, gdyby tkwił w tym życiu.
Za niego dzwigam brzemię należnej mi sławy
I za niego o przyszłość mych pieśni się trwożę -
%7łyję tak, jakbym tego życia był ciekawy -
Ginę, jak on by ginął, choć zginąć nie może!
Ten go uczci, co będzie na moim pogrzebie,
Gdy moja mgła się z niego spokrewni tumanem.
Nikt się nigdy nie dowie, czym byłem dla siebie -
Dla innych chciałbym zawsze być tylko Osjanem.
Tak rzekł śpiewak, lecz własnym smutkom nie podołał,
I nagle: Boże, Boże! - do Boga zawołał.
Jam - nie Bóg! Twarzy mojej spragniony zatraty,
Maskę Boga przywdziałem - zdradziecko pokrewną,
I za Niego stworzyłem bezrozumne światy,
Tak, jak On by je stworzył... Na pewno! Na pewno!
95
Za niego w mrok się wdarłem, by trwać w obłąkaniu,
Tak jak On by to czynił, gdyby chciał się wdzierać!
Za Niego mrę na krzyżu, w bolesnym przebraniu
Tak właśnie, jak On marłby, gdyby mógł umierać!
Za Niego, jakby rozpacz gnała Go po niebie,
Płacząc - w próżnię uchodzę, by marnieć - odłogiem!
Nikt się nigdy nie dowie, czym byłem dla siebie!
Dla was, co siÄ™ modlicie, jestem tylko - Bogiem.
[Skrzeble biegną, skrzeble przez lasy, przez błonie]
Skrzeble biegną, skrzeble przez lasy, przez błonie,
Drapieżne żywczyki, upiorne gryzonie!
Biegną szumnie, tłumnie powikłaną zgrają,
A nie żyją nigdy, tylko umierają -
UmierajÄ…, skomlÄ…c, szereg za szeregiem.
Zmierć jest dla nich właśnie tym po lasach biegiem,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]