[ Pobierz całość w formacie PDF ]
potrzebuję pani. Odkąd odziedziczyłem tytuł, mam
mnóstwo nużących obowiązków, a tylko pani jest w
stanie ubarwić moje życie. Poza tym oboje wiemy, że
muszę popracować nad zmianą swojego charakteru.
Tylko ktoÅ› o tak wysokich zasadach moralnych jak pani
może mi w tym pomóc.
Powiódł kciukiem po jej policzku, a Georgiana
uśmiechnęła się. Już pozbyła się większości zastrzeżeń,
jakie budziła w niej myśl o ślubie z markizem o
przestępczej przeszłości. Następne jego słowa rozwiały
pozostałe wątpliwości.
- Najważniejsze zaś jest to, że panią kocham. Cenię
pani urodę, bystrość i tę niezachwianą logikę, jakimś
cudem współistniejącą z porywami romantyzmu i
upodobaniem do przygód, które nie opuszcza pani ani na
chwilę. Pragnę mieć panią u swego boku, bym do końca
życia miał się kim cieszyć i zachwycać. W zamian
obiecuję, że będę się starał unikać schodzenia na drogę
przestępstwa, będę chronił panią podczas wszelkich
szalonych przygód i... - ściszył głos - postaram się, żeby
pani dobrze się bawiła.
Georgiana spłonęła rumieńcem, gdy wyobraziła
sobie, jakie zabawy planuje ten wszechstronnie
utalentowany mężczyzna. Nagle zapragnęła znalezć się z
markizem sam na sam w jakimÅ› ustronnym miejscu...
- Co pani na to, Georgiano? Czy chce pani
spróbować?
- Och! - Nie zważając na nic, zarzuciła mu ramiona
na szyję i wtuliła twarz w jego muskularny tors. -
Kocham pana.
- Czy to oznacza tak"?
- Tak - odszepnęła i odchyliła głowę, żeby na mego
spojrzeć. Uśmiechnął się do niej, a jego spojrzenie
przesunęło się z jej oczu na usta i niżej, ku krągłym
wzgórkom piersi. Odkaszlnął.
- Przede wszystkim obiecujÄ™ pani nowe stroje.
- To naprawdę nie jest konieczne - bąknęła i zrobiło
jej się gorąco, bo gdy Ashdowne na nią patrzył, nie w
głowie jej były modne kreacje.
Markiz spojrzał na nią rozbawiony i delikatnie od
siebie odsunÄ…Å‚.
- Czy nie chciałaby pani trochę odpocząć od tych
ciężkich falban?
- Och, tak, naturalnie! - odparła Georgiana, nagle
przytomniejÄ…c.
- Dużo rozmyślałem o tym, jak panią ubrać -
powiedział i położywszy jej rękę na ramieniu,
wyprowadził ją spod baldachimu liści. Georgianie drżały
palce. Próbowała nie myśleć o nocy poślubnej, której
obietnicę otrzymała dzięki uporowi pewnego detektywa z
Bow Street. Przypomniawszy sobie Jeffriesa, nagle
mocno uścisnęła przedramię markiza.
- Pomyślałam sobie właśnie... - zaczęła, nie zważając
na jego jęk. - Czy nie wydaje się panu dziwne, że Jeffries
zaczepił pana akurat dziś rano?
- Owszem - odparł, natychmiast poważniejąc.
- Chcę powiedzieć, że kiedy pierwszy raz
wspomniałam mu o tym, że pan jest podejrzany... -
Urwała, bo Ashdowne nagle przystanął. Spojrzał na nią
wstrząśnięty, ale Georgiana zbyła jego niepokój
lekceważącym machnięciem ręki. - Och, to było dawno,
zanim jeszcze został pan moim pomocnikiem - wyjaśniła.
Ponieważ jednak markiz nie przestał na nią groznie
spoglądać, Georgiana zrobiła kwaśną minę.
- Rzecz w tym, że Jeffries natychmiast odrzucił moją
hipotezę. A ponieważ od tamtej pory nie mówiłam przy
nim o panu inaczej jak o moim pomocniku, to skÄ…d jego
nagłe zainteresowanie pańską osobą? - Uśmiechnęła się
przepraszająco. - Kto podsunął pańskie nazwisko
Jeffriesowi? Kto mógłby się domagać, by pana
przesłuchano?
Spojrzeli na siebie i niemal równocześnie
wypowiedzieli głośno to samo nazwisko:
- Savonierre.
- On jeden ma dość wpływów, by zmusić Jeffriesa do
działania - mruknął Ashdowne.
- I skłonić go do otwartej konfrontacji - dodała
Georgiana. - Czy naprawdę nie ma pan pojęcia, dlaczego
Savonierre tak pana nienawidzi? Chyba musiał mieć
jakieś ukryte motywy, bo nie sądzę, by próbował wysłać
na szubienicę człowieka ze swojej sfery tylko z powodu
paru kamieni.
Gdy Ashdowne nie odpowiedział, Georgiana
zmarszczyła czoło.
- To musi być coś poważnego. Zupełnie jakby
Savonierre chciał złapać pana w pułapkę... Tylko jak...
Chyba że... - Zdumiona spojrzała na Ashdowne'a. - Chyba
że wie, kim pan jest.
- Niemożliwe! Tego nikt nie wie - odburknął
Ashdowne wyniośle.
- Ale jeśli pana o to podejrzewa i szuka zemsty za
jakieś dawne sprawy? - zastanawiała się. Nagle zwróciła
się do niego z oskarżycielską miną. - Czy pan mu coś
ukradł?
Ashdowne skrzywił się pogardliwie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]