[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zaprotestowała ogniście, lżąc męża mianem zimnokrwistego kata. Jeśli Kasia
spadnie na gałęzie, może sobie wybić oko. Potłucze się, złamie nogę, dozna
obrażeń wewnętrznych. Jeżeli już ma spadać, to tylko na coś miękkiego. Bardzo
miękkiego! - Przywiez kołdry! Nie, poduszki! Jedz do domu, przywiez wszystkie
poduszki, kołdry, piernaty, przywiez moje futra!!! I twój kożuch!!! Prędzej, na
litość boską, na co jeszcze czekasz, ona się długo nie utrzyma! Jedzże
natychmiast! Piekło rozpętało się wokół pnia sosny na spokojnej polance. Pani
Malwina rwała włosy z głowy, na zmianę modląc się, płacząc, pocieszając Kasię i
ponaglając męża. Rozpaczająca na gałęzi Kasia ochrypła ze strachu. Powiał wiatr
i zakołysał drzewem. - Zaszkodzi jej na gardło!!! - krzyknęła strasznym głosem
pani Malwina. - Jedz, ty zbrodniarzu...!!! Panu Karolowi udzielił się nastrój
szaleństwa. Przestał myśleć. Dzikim galopem rzucił się do samochodu i
wystartował niczym do rajdu. Przygotowująca kolację gosposia osłupiała na widok
swego pana, hamujÄ…cego z wizgiem przed furtkÄ… i wpadajÄ…cego do domu z rozwianym
włosem i obłędem w oczach. Wspomnienie pozostawionej w lesie żony otumaniło pana
Karola jeszcze bardziej niż jej widok. - Prędzej!!! - wrzasnął okropnie. - Niech
Felicja daje wszystkie kołdry! I poduszki! Piernat ze skrzyni! Wszystko do
samochodu! Prędzej!!! Gosposia zbaraniała całkowicie, ale posłusznie spełniła
polecenia, śpiesząc się tak, jakby dom miał za chwilę wylecieć w powietrze. Pan
Karol zdzierał pościel z tapczanów w sypialni. Histeria pani Malwiny miała na
niego potężny wpływ i wydawało mu się teraz, że bezwzględnie trzeba usłać
pościelą całą polankę bez mała do wysokości gałęzi. Wszystkiego mu było ciągle
za mało. Zderzając się ze sobą i wpadając na siebie, zapchali całkowicie wnętrze
i bagażnik samochodu. Gosposia nie rozumiała nic. - Ale co się stało, proszę
pana? - dyszała w biegu. - Gdzie pani? Może zapakować, zabrudzi się... - Niech
ją cholera bierze, niech się brudzi! Kasia wlazła na drzewo! Prędzej!!! Związek
między kotem na drzewie a ogołacaniem domu z pościeli wydał się gosposi dość
niejasny. Upychane byle jak kołdry i poduszki nie mieściły się w samochodzie.
Pan Karol wahał się tylko przez ułamek sekundy, rzucił się do garażu i wyprysnął
zeń drugim samochodem. Gosposia miała prawo jazdy i umiała prowadzić. - Felicja
pojedzie ze mną! - rozkazał. - Resztę poduszek tam! Materace...! - Dom zostanie
- ostrzegła gosposia w przelocie. - Trudno, to tylko chwila...
WybiegajÄ…c z ogrodu z ostatnim materacem z gÄ…bki, pan Karol nogÄ… zatrzasnÄ…Å‚
furtkę. Nie sprawdzając, czy się zamknęła, runął do samochodu. Dwa wypchane
pościelą pojazdy ruszyły z wyciem silników. Oszołomiona i przerażona gosposia z
determinacją docisnęła pedał i zaledwie nieznacznie została w tyle. Pani Malwina
klęczała pod drzewem, płacząc rzewnymi łzami. Kasia na gałęzi, wyczerpana do
ostateczności, popiskiwała słabo i chrypliwie. - Chyba tyłem jechałeś, ty
bandyto...!!! - krzyknęła z dziką furią jej pani, zrywając się z kolan na widok
męża. Zaraz za panem Karolem nadjechała gosposia i trzy osoby rzuciły się do
gorączkowej pracy. Poduszki, kołdry, piernaty i materace na grubo usłały teren
pod drzewem. Pani Malwina zganiła męża za brak futer. Kasia nadal jęczała na
gałęzi. - Teraz ją namów, żeby spadła - powiedział gniewnie pan Karol, ocierając
pot z czoła. Na widok ratunku pani Malwina uspokoiła się w znacznym stopniu.
Kasi nie groziła już śmierć i kalectwo. - Oczywiście, że ją namówię. Kasiuchna,
nie bój się. Chodz, złotko, chodz, kochanie, kici, kici, kici... Puść tę
wstrętną gałąz, chodz, nie bój się, zeskocz! Kitunia moja, chodz do pani,
chodz!... Kitunia uporczywie trzymała się gałęzi, półżywa ze zmęczenia i
strachu. - Ona tam będzie siedziała do skończenia świata - zawyrokował
zdenerwowany pan Karol. - Trzeba ją zepchnąć. - No więc zepchnij! Tylko
ostrożnie! Potrząśnij drzewem...! Sosna była dość stara, gruba i solidna.
Wysiłki pana Karola nie dały pożądanych rezultatów. - Trzeba potrząsnąć gałęzią
- poradziła gosposia. Pan Karol udał się na poszukiwanie drąga, którym mógłby
dosięgnąć gałęzi z Kasią. Pani Malwina poleciła gosposi poszukać drugiego drąga,
którym rozsunie się gałęzie poniżej, Kasia bowiem mogłaby uderzyć się o którąś,
spadając. Przedstawienie na polance przedłużało się nieznośnie. W końcu Kasia do
reszty straciła siły. Gwałtownie potrząsane oparcie wymknęło się jej spod
pazurów, poddała się i rozcapierzając wszystkie cztery łapy spadła wprost w
środek usłanego dla niej podłoża, bez żadnej szkody dla zdrowia. Ze łzami
szczęścia w oczach pani Malwina chwyciła kotkę w objęcia, na przemian śmiejąc
się i płacząc, oglądając ją i badając, czy jej ukochaniu nie stało się nic
złego. - Moje szczęście, moje słoneczko, już, już, wszystko dobrze, już jesteś z
panią, bezpieczna, kiciuniu moja kochana, już nic złego ci się nie stanie, moje
złoto, moja kizia... Karolu, jesteś cudowny...! Cudowny pan Karol z ulgą wpychał
pościel z powrotem do samochodu... Do domu dotarł pierwszy wraz z żoną i
szczęśliwie ocaloną pupilką. Furtkę zastał zamkniętą, żadne podejrzenie zatem
nie zaświtało mu w głowie. Wkrótce po nim nadjechała gosposia, pomógł jej
wydobyć pościel z samochodów, wprowadził jeden wóz do garażu i wszedł do domu,
gdzie pani Malwina pocieszała zdenerwowaną Kasię, usiłując nakłonić ją do
spożycia bodaj odrobiny śmietanki. Obie wyglądały przy tym tak zachwycająco,
pani Malwina była tak pełna wdzięczności i uwielbienia dla męża, że pan Karol
nie zrezygnował z ich uroczego towarzystwa aż do kolacji. Dopiero póznym
wieczorem udał się do gabinetu i wówczas uświadomił sobie, że tylne drzwi,
wychodzące na taras, przez cały czas pozostawały otwarte. Tknął go niepokój.
Czym prędzej usunął półki, otworzył sejf, zajrzał do środka i zdrętwiał. Przez
chwilę trwał w bezruchu, nie wierząc własnym oczom. Następnie rzucił się do
biurka, otworzył gwałtownie kilka szuflad, znów zajrzał do sejfu i znów zamarł.
Po czym trafił go dziki szlag. Wszystkie wulkany świata wrzały mu w duszy, kiedy
wpadł do sypialni z zamiarem rozszarpania Kasi na drobne kawałki. Nie miał
najmniejszych wątpliwości, co stworzyło jedyną okazję, tak bezbłędnie
wykorzystaną przez nieznanych sprawców. Nastąpiłyby zapewne sceny krwawe i
straszliwe, gdyby nie to, że Kasi akurat w sypialni nie było. Zdecydowała się
właśnie okazać uprzejmość i coś zjeść, i konsumowała w kuchni lekko podsmażoną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]