[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wychodzi, \e fałszywki!... Kto - pauza - dał - w niskim głosie, który nie pytał, tylko
jakby stwierdzał, pobrzmiał dziwny akcent. Rudy z Oliwy - odpowiedział
przestraszony - ich nagrał . Znajdz - zadudniło głucho. - Robi się, tylko... Twoja
wina - a\ poczułem chłód od zimna tego głosu. Ale szefie! Tyle forsy! - pauza. To
Rudy odda - przeciągnął martwy głos. Rudy to kozak, nie posłucha mnie. Ma
UkraiÅ„ców! - dÅ‚uga cisza. Powiedz: »KazaÅ‚ Kolekcjoner« - zabrzmiaÅ‚o sucho i
dumnie. Ale... Na to padło krótkie: Won .
Nagranie się skończyło.
Usłyszałem więc Kolekcjonera... Ten dziwny głos, przedłu\anie sylab, obcy akcent - to
ju\ były pewne wskazówki! śebym miał ten magnetofon chocia\ na godzinę!
Z bardzo strapioną miną wyszedłem z kabiny.
- I co, zdradziła? - w głosie sprzedawcy brzmiało głębokie współczucie.
I ono to nasunęło mi pomysł:
- Tak, zdradziła! - odezwałem się gorąco. - Drogi panie, czy, gdybym zostawił u pana
mój dowód, mógłbym po\yczyć ten magnetofonik na godzinkę? Ja wiem, \e to tyle
pieniędzy...
Starszy pan popatrzył na mnie uwa\nie, zajrzał do dowodu:
111
- A\ z Warszawy tu pana miłość zagnała... No có\, zaryzykuję! Bierz pan. Sklep jest
otwarty do osiemnastej... Tylko nie popełnij pan samobójstwa.
- Serdeczne dzięki!
Wybiegłem ze sklepu czerwony ze wstydu. Naprawdę nienawidzę kłamać!
- Niech mnie pan natychmiast połączy z tym numerem w Warszawie - krzyknąłem do
portiera w Bałtyku i popędziłem na górę, nie czekając na windę. Wpadłem do pokoju.
Jacek ju\ był i poderwał się na mój widok:
- Wujku, jest nowina!
- Zaraz, zaraz!...
Telefon ju\ dzwonił:
- Tak, Pogorzelski...
- Słuchaj, tu Tomasz. Mam do ciebie pilną sprawę. Przesłuchaj, proszę, taką krótką
nagraną rozmowę i zwróć uwagę na ten ni\szy głos. Skąd mo\e pochodzić jego
właściciel... Kiedy indziej ci wszystko wytłumaczę! Teraz słuchaj! - włączyłem
magnetofon...
- Wiesz, stary - odezwał się po dwukrotnym wysłuchaniu taśmy Pogorzelski - według
mojej wiedzy, to nie jest sprawa dla mnie, tylko dla psychiatry. Nagrałeś nie
obcokrajowca, a chorego psychicznie...
To musiała być prawda! Ostatecznie werdykt wydał jeden z najlepszych w kraju
językoznawców.
Zamówiłem więc drugą rozmowę...
- Tu gabinet profesora Zięby - usłyszałem w słuchawce miły kobiecy głos.
Przedstawiłem się. Profesor na szczęście był u siebie:
- Aa, Tomasz, kopę lat! Czy\byś miał kłopoty z mózgowiem?
Przeprosiłem profesora za ten niecodzienny telefon i przyło\yłem słuchawkę do
głośniczka magnetofonu...
- Tomaszu drogi, oczywiście trudno tą drogą wystawiać diagnozę, ale wszystko
wskazuje na to, \e właściciel interesującego cię głosu jest... jest chory. Chory
psychicznie. Cierpi na schizofrenię. To co usłyszałem, wskazuje najprawdopodobniej na
autyzm, jeden z jej osiowych objawów...
- Co to znaczy autyzm ? - spytała Zosia, podsłuchująca wraz z bratem z wielkim
zainteresowaniem.
- Najprościej mówiąc, polega on na znacznej przewadze zainteresowania się chorego
swoimi prze\yciami wewnętrznymi i utracie kontaktu ze światem zewnętrznym. śyje
swoimi pragnieniami i lękami, swoją wyobraznią. Jednak na początku choroby łatwe jest
sterowanie nim przez inną osobę, z którą przed chorobą był silnie związany. Wpływ ten
mo\na nawet porównać ze sterowaniem automatem, o ile utwierdza się chorego w jego
urojeniach.
- Ani pani Joanna, ani ci na motorach, ani Beniek, ani te\ Angol na automaty mi nie
wyglądają - podsumował mój wykład Jacek. - A skoro ju\ jesteśmy przy Angolu, to
właśnie o nim mam dla ka\dego coś nowego!
- Nie dowcipkuj, tylko się pośpiesz, bo muszę pojechać zwrócić magnetofon - zresztą
nie sądziłem, aby chłopak dowiedział się czegoś naprawdę interesującego. Zimny głos z
taśmy zaprzątał wszystkie moje myśli.
- Tak więc - rozparł się wygodnie Jacek, a koniuszki uszu a\ poczerwieniały mu z
przejęcia - pojechałem pod Grand motorynką Józka od portiera; przepraszam, ale
112
znów będę potrzebował od wujka trochę grosza. Okazało się, \e dobrze zrobiłem
zaopatrując się w ten środek transportu, bo bentley akurat wyje\d\ał z parkingu. Więc ja
za nim! A on prościutko do Gdyni, do portu jachtowego. Zaparkował, więc i ja
zaparkowałem, koło na łańcuch, i idę sobie spokojnie za Angolem, no bo przecie\ on
mnie w \yciu nie widział, więc nie wie kto i po co. A tam przy nabrze\u cumuje jachcik
cudo. Takie retro, \e mi oko zbielało. Mahoń, poszycie zakładkowe, okucia mosię\ne,
zamiast ściągaczy telrepy, \agle nie dakrony, tylko płótno brunatne. I Golden Hind się
nazywa, jak okręt tego słynnego korsarza Francisa Drake'a.
- A ty skąd, łodzianinie, tak się znasz na jachtach? - zapytałem nie bez ironii.
- A stąd, \e dwa lata chodziłem na kursy modelarskie. Ale niewa\ne... Wa\ne, \e
Złota Aania - jak się tłumaczy Golden Hind - nosi banderę brytyjską, a nasz Angol
wszedł na jej pokład jak do siebie. Zresztą zaraz został serdecznie przez innego Angola
przywitany i zaprowadzony do kabiny. I to na razie wszystko, bo na LiliowÄ… nie
pojechałem. Tak mi się śpieszyło tutaj. Bentley i wytworny jacht... to chyba jasne, gdzie
szukać Kolekcjonera!
- Nie tak bardzo, Jacusiu - odpowiedziałem. - Tobie samemu Anglik nie wygląda na
chorego psychicznie. Kto więc u\ywa pseuda Kolekcjoner i jest chory na autyzm lub
udaje chorego? Gdy śledziłem Anitę, dowiedziałem się od taksówkarza, \e Kolekcjoner
to kawał chłopa. Mamy więc głos i wygląd, do których \adna ze znanych nam osób nie
pasuje...
- A mo\e Kolekcjoner ukrywa się na Liliowej? - zastanowiła się Zosia.
- Gdyby tak zajrzeć przez te rolety! - a\ zatarł ręce Jacek.
- Zapomniałeś o dobermanach? - zapytałem niewinnie.
Chłopiec otrząsnął się.
- Z tą Liliową to mo\e być dobry pomysł! - pocieszyłem strapione rodzeństwo. -
Jednak coÅ› mi nie pasuje. Z obserwacji moich i Jacka, a tak\e zachowania siÄ™ tamtego
taksówkarza, wygląda, \e willa na Liliowej jest centrum spotkań gangu. Jaki szef będzie
mieszkał w takim miejscu? śeby przy byle wpadce policja dowiedziała się od razu, gdzie
go szukać? Przyjechać, wydać rozkazy, odebrać fanty, czyli łupy, i zniknąć jak
najszybciej, to zachowanie godne Kolekcjonera! Nawet jeśli jest chory i przez kogoś
sterowany, to ten opiekun musi tak samo dbać o bezpieczeństwo swoje i
Kolekcjonera... No nic. Ja muszę jechać do Wrzeszcza z magnetofonem, Ty, Jacku,
zajrzyj jeszcze raz do portu, czy jacht nie odpłynął, po drodze sprawdz bentleya, no i na
świerk... A ty, Zosiu...
- Czuwaj przy telefonie! - wtrąciła roz\alona.
- Jeszcze raz ci powtarzam, \e to wa\na funkcja - pomachałem jej ręką od drzwi.
Właściciel sklepu Radio-Audio-Tele przyjął mnie z nieukrywaną radością - dowód
osobisty dowodem, ale takie elektroniczne cacko sporo kosztuje. Uraczyłem go
barwnym opowiadaniem o perypetiach z niewierną \oną, którego wysłuchał z wielkim
zainteresowaniem i przyjemnością. Ale, niech tam! Zasłu\ył swoim zaufaniem choćby
na kilka ciekawostek!
Miałem ju\ wracać do kolejki, ale nogi poniosły mnie prosto na Główną. Zatrzymałem
się dwa domy przed antykwariatem Joanny i zacząłem się uwa\nie przyglądać tej części
willi, w której się mieści.
Od frontu obie połowy willi nie ró\niły się od siebie. Skręciłem więc w boczną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]