[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kistunow jeszcze raz wzruszył ramionami i zwrócił się do następnego interesanta, który
ubrany był w mundur wojskowy i miał fluksję. 16
 Ekscelencjo  żałosnym głosem zaczęła Szczukina od początku na to, że mój mąż był
chory, mam świadectwo lekarskie. Proszę świadectwo, raczy pan rzucić okiem.
 Doskonale, wierzę pani  odparł Kustinow zirytowany  ale powtarzam: to nas nie
dotyczy. Dziwna i nawet śmieszna historia! Czyż mąż pani nie wie, dokąd należy się
zwrócić?
 On, ekscelencjo, nigdy nic nie wie, powtarza ciągle w kółko: ,,Nie twoja sprawa! Wynoś
się!"  nic więcej. A czyjaż to sprawa? Przecież siedzi na moim karku! Na mo ooim!
16
fluksja  zapalenie okostnej,
37
Kistunow znowu zwrócił się do Szczukinej i zaczął jej tłumaczyć, na czym polega różnica
między wydziałem wojskowo lekarskim a prywatnym bankiem. Szczukina słuchała uważnie,
potwierdzała skinieniem głowy i wreszcie rzekła:
 Tak, tak, tak... rozumiem, dobrodzieju. W takim razie niech ekscelencja każe mi wydać
chociaż piętnaście rubli! Zgadzam się na nie wszystko od razu.
 Uf!  ciężko westchnął Kistunow i odrzucił w tył głowę.  Czyż nie ma sposobu, żeby
wtłoczyć pani do głowy to, co mówię! Niechże pani wreszcie zrozumie, że zwracanie się do
nas z taką prośbą jest równie bezsensowne, jak na przykład składanie podania o rozwód w
aptece albo w barze. Nie dopłacono pani, na to zgoda, ale my z tym nic nie mamy wspólnego.
 Ekscelencjo, przez całe życie będę się za pana modliła, niech się pan zlituje nad sierotą.
 Tu Szczukina zaczęła płakać.  Jestem kobietą bezbronną i słabą... Już ledwo żyję... Z
lokatorami po sądach się włóczę, dla męża staram się o wszystko, zajmuję się
gospodarstwem, a tu jeszcze trzeba iść do spowiedzi i zięć jest bez posady... To się tylko
zdaje, że jem i piję. Ja ledwie na nogach się trzymam... Całą noc nie spałam.
Kistunow poczuł gwałtowne bicie serca. Zrobił minę męczennika, przycisnął rękę do piersi
i znów od początku zaczął to samo tłumaczyć Szczukinej, ale głos mu się zerwał...
 Nie, przepraszam, nie mam sił z panią mówić  powiedział i machnął ręką. W głowie mu
się zakręciło.  Pani i nam przeszkadza, i sama na próżno czas traci! Uf!... Aleksy
Mikołajewiczu  zwrócił się do jednego z urzędników  niech pan z łaski swojej postara się tę
sprawę wytłumaczyć pani Szczukinej.
Kistunow załatwił wszystkich interesantów, wrócił do swojego gabinetu, podpisał z
dziesięć pism, a Aleksy Mikołajewicz wciąż jeszcze był zajęty sprawą Szczukinej. Siedząc u
siebie w gabinecie, Kistunow długo słyszał ten dwugłos: monotonny, powściągliwy bas
Aleksego Mikołajewicza i płaczliwy, piskliwy głos Szczukinej...
 Jestem kobietą bezbronną, słabą i chorą  mówiła Szczukina.  Na pozór może
wyglądam krzepko, ale jeżeli się przyjrzeć, to ani jedna żyłka nie jest we mnie zdrowa.
Ledwie na nogach stoję, apetyt straciłam... Piłam dziś kawę, ale zupełnie nie czułam smaku.
Aleksy Mikołajewicz tłumaczył jej, jaka różnica zachodzi między wydziałami i
skomplikowanym systemem składania podań. Wkrótce jednak zmęczył się i poprosił
buchaltera o zastępstwo.
 Wyjątkowo nieznośne babsko!  oburzał się Kistunow wyłamując sobie palce w stawach
i co chwila podchodząc do karafki z wodą.  Jakaś idiotka, zakuta pała! Mnie już prawie
zamęczyła, a teraz ich gnębi, podła kobieta! Uf!... jak mi. serce bije!
Gdy w pół godziny potem zadzwonił, wszedł Aleksy Mikołajewicz.
 No, co tam u was?  zapytał Kistunow słabym głosem.
 W żaden sposób nie możemy jej wytłumaczyć, Piotrze Aleksandrowiczu! Jesteśmy już
po prostu wyczerpani. My swoje, ona swoje...
 Ja... ja nie mogę znieść jej głosu.... Rozchorowałem się, nie wytrzymam.
 Zawołam portiera, Piotrze Aleksandrowiczu, niech ją wyrzuci.
 Nie, nie!  zląkł się Kistunow.  Jeszcze zacznie wrzeszczeć: w tym domu tylu
mieszkańców, diabli wiedzą, co sobie o nas pomyślą... Postarajcie się, moi drodzy, jakoś jej
wytłumaczyć, że ta sprawa nas nie dotyczy.
Po chwili znowu dzwięczał głos Aleksego Mikołajewicza. Po kwadransie bas jego ustąpił
donośnemu tenorowi buchaltera.
 Wy jąt ko wo podła baba!  oburzał się Kistunow, nerwowo wzruszając ramionami. 
Głupia jak kura. Bodaj ją diabli wzięli. Zdaje się, że znowu wraca moja podagra... Znowu
migrena...
W sąsiednim pokoju Aleksy Mikołajewicz, zupełnie wyczerpany, uderzył palcem w stół, a
potem siebie w czoło.
 Słowem  powiedział  pani ma na karku nie głowę, ale ot co...
38
 No, proszę, no, proszę!  obraziła się stara.  Swojej żonie może pan tak postukać...
Ordynus... I z rękami proszę ostrożnie.
Patrząc z nienawiścią i wstrętem, jakby chciał babę połknąć, Aleksy Mikołajewicz rzekł
cichym, przytłumionym głosem:
 Precz stÄ…d!
 Co o?!  wrzasnęła nagle Szczukina.  Jak pan śmie? Mąż mój jest asesorem
kolegialnym! Ordynus jakiś! Jestem kobietą słabą, bezbronną. Nie pozwolę na to! Pójdę do
adwokata, zobaczysz, ślad po tobie zaginie! Trzech lokatorów wpakowałam do więzienia, a
za swoje zuchwałe słowa będziesz się jeszcze tarzał u mych stóp. Ja do waszego generała
pójdę! Ekscelencjo! Ekscelencjo!
 Wynoś się stąd, cholero!  zasyczał Aleksy Mikołajewicz.
Kistunow otworzył drzwi i wyjrzał do kancelarii.
 Co się stało?  spytał płaczliwym głosem. Szczukina, czerwona jak rak, stała pośrodku
pokoju i gestykulowała przewracając oczami. Opodal urzędnicy banku, zmordowani,
czerwoni ze zmęczenia, spoglądali na siebie, zmieszani.
 Ekscelencjo!  rzuciła się ku Kistunowowi.  Oto ten tutaj, ten (wskazała na Aleksego
Mikołajewicza) stuknął palcem w czoło, a potem w stół. Pan mu kazał sprawę załatwić, a on
się wyśmiewa! Mój mąż jest asesorem kolegialnym, a ja jestem córką majora!
 Dobrze, szanowna pani  jęknął Kistunow  rozważę... postaram się... Niech pani
przyjdzie... pózniej...! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dirtyboys.xlx.pl