[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przecież ani ułaskawienie, ani pieniądze nie odbiorą im pamięci.
Warunki płatności? spytał Argrow.
Są bardzo proste odrzekł Spicer. Cała kwota z góry. Przelewem. Na
konto w jakimÅ› przytulnym, solidnym banku, najlepiej w Panamie.
Dobrze. . . A wasze zwolnienie?
Nie rozumiem.
Macie jakieÅ› sugestie?
Chyba nie. Myśleliśmy, że Lake się tym zajmie. Ma mnóstwo przyjaciół.
261
Tak, ale jeszcze nie jest prezydentem. Nie wszystkim może rozkazywać.
Nie zamierzamy czekać do stycznia oświadczył Yarber. Ani nawet
do listopada.
Chcecie wyjść już teraz?
Natychmiast, jak najszybciej odparł Spicer.
Wszystko jedno jakim sposobem?
Pomyśleli chwilę i Beech odrzekł:
Czysto i oficjalnie. Nie zamierzamy przed nikim uciekać. Ani do końca
życia oglądać się przez ramię.
Chcecie wyjść razem?
Tak odparł Yarber. Mamy swoje plany. Ale najpierw musimy uzgod-
nić najważniejsze: pieniądze i termin zwolnienia.
Oczywiście. Ludzie Lake a żądają w zamian dokumentów. Wszystkich li-
stów, zapisków, notatek i tak dalej. I zapewnienia, że dochowacie tajemnicy.
Jeżeli Lake spełni nasze żądania odparł Beech nie będzie musiał się
o nic martwić. Chętnie o wszystkim zapomnimy. Ale musimy pana ostrzec, że
jeśli przytrafi nam się coś złego, sprawa wyjdzie na jaw tak czy inaczej.
Mamy czwartego wspólnika. . . wtrącił Yarber.
Małą bombę z opóznionym zapłonem przejął pałeczkę Spicer. Przy-
darzy nam się coś złego, kilka dni pózniej bomba wybuchnie i Lake wyleci z Bia-
Å‚ego Domu.
Do niczego takiego nie dojdzie.
Jest pan tylko pośrednikiem pouczył go Beech. Nie może pan tego
wiedzieć. Ci ludzie zabili Trevora.
Nie macie co do tego pewności.
Nie, ale tak uważamy.
Panowie, nie kłóćmy się o coś, czego nie możemy udowodnić. Argrow
wstał. O dziewiątej rano przyjedzie do mnie brat. Spotkajmy się tu o dziesiątej.
Wyszedł, zostawiając ich w transie. Zamyśleni, liczyli w duchu pieniądze, ale
nie śmieli zacząć ich wydawać. Argrow ruszył w stronę bieżni, lecz na widok
grupy truchtających więzniów szybko zawrócił. Powłóczył się po okolicy, znalazł
odludne miejsce za kantyną i zadzwonił do Klocknera.
Godzinę pózniej meldunek przekazano Teddy emu Maynardowi.
Rozdział 37
Punktualnie o szóstej rano rozdzwonił się dzwonek. Słychać go było na ko-
rytarzach, na trawnikach, wokół budynków, a nawet w pobliskim lesie. Dzwo-
nił dokładnie trzydzieści pięć sekund większość osadzonych wielokrotnie to
sprawdzała i postawił na nogi największych śpiochów. Zerwał ich z pryczy,
jakby wydarzyło się coś ważnego, jakby kazano im dokądś biec, tymczasem je-
dyną palącą sprawą, z jaką musieli się o tej godzinie uporać, było śniadanie.
Dzwięk dzwonka trochę ich wystraszył, lecz bynajmniej nie obudził. Beech,
Spicer i Yarber nie spali. Z wiadomych powodów mieli z tym duże trudności.
Mieszkali w różnych budynkach, lecz czemu trudno się dziwić już dziesięć
minut pózniej spotkali się w kolejce po kawę. Z wysokimi kubkami w ręku wyszli
bez słowa na boisko do koszykówki i usiedli na ławce tyłem do bieżni. Patrzyli na
główny gmach więzienia. Wstawał świt.
Wszyscy trzej zastanawiali się, jak długo jeszcze będą musieli nosić oliwkowe
koszule, siadywać w gorącym słońcu Florydy, zarabiać marne centy za nic niero-
bienie, czekać, marzyć i pić nieskończone ilości kawy. Miesiąc? Dwa miesiące?
A może tylko kilka dni? Niespokojne myśli nie dawały im spać.
Są dwie możliwości spekulował Beech; był sędzią federalnym i uważnie
go słuchali, choć mówił o rzeczach powszechnie znanych. Pierwsza to złożyć
wniosek o ponowne rozpatrzenie sprawy i złagodzenie wyroku. W pewnych ściśle
zdefiniowanych okolicznościach sędzia jest władny zwolnić osadzonego z więzie-
nia. Ale rzadko siÄ™ to praktykuje.
A ty? mruknął Spicer. Zwolniłeś kogoś?
Nie.
Dupek.
W jakich okolicznościach? spytał Yarber.
Jeśli osadzony przedstawi nowe dowody wyjaśnił Beech. Jeżeli je
przedstawi i pójdzie na współpracę z władzami, mogą mu zmniejszyć wyrok.
Nie brzmi to zbyt zachęcająco powiedział Yarber.
A druga możliwość? spytał Spicer.
Wyślą nas do pośredniaka, do miłego, przytulnego domu, gdzie nie mu-
263
sielibyśmy przestrzegać żadnych regulaminów. Prawo do tego ma tylko Główny
Zarząd Więziennictwa. Jeśli nasi nowi przyjaciele z Waszyngtonu wywrą na nich
odpowiedni nacisk, Zarząd może z niego skorzystać i po prostu o nas zapomnieć.
Ale mieszkać w takim domu trzeba, co nie? spytał Spicer.
W większości trzeba, ale nie we wszystkich. Z niektórych, z tych o za-
ostrzonym reżimie, nie można wychodzić nocą. Inne dają człowiekowi więcej
luzu. Wystarczy, że zadzwonisz tam raz dziennie czy raz na tydzień i się zamel-
dujesz. Wszystko zależy od tych z Waszyngtonu.
Ale nadal bylibyśmy skazanymi przestępcami, tak? spytał Spicer.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]