[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W ciągu paru następnych miesięcy skrzętnie gromadził materiały, na podstawie
265
których można dowieść niezbicie, iż Aricia i jego adwokaci uknuli spisek zmie-
rzający do wyłudzenia ze skarbu państwa dziewięćdziesięciu milionów dolarów.
Tenże materiał dowodowy jest dostępny w formie kopii różnych dokumentów
oraz magnetofonowych zapisów rozmów.
Gdzie on się znajduje? zapytał Jaynes.
Pozostaje pod pieczÄ… mojego klienta.
Chyba wie pan, że i tak możemy go przejąć. Wystarczy nakaz rewizji, na
jego podstawie zdobędziemy materiały w dowolnym momencie.
A jeśli mój klient zlekceważy nakaz? Równie dobrze może zniszczyć do-
wody bądz ukryć je gdziekolwiek. Co mu zrobicie? Aresztujecie go? Wystąpicie
z kolejnym oskarżeniem? Przecież to jasne, że on się nie boi żadnych oficjalnych
nakazów.
Pana to nie dotyczy odparł Jaynes. Jeśli natomiast to pan ma te do-
wody, możemy zaskarżyć również pana.
To nic nie da. Dobrze wiecie, panowie, że wszystko, czego się dowiadu-
ję od klienta, jest objęte tajemnicą zawodową. A ja wiele rzeczy mogę zaliczyć
do kategorii materiałów związanych z prowadzoną sprawą. Proszę też nie zapo-
minać, że Aricia zaskarżył mojego klienta, więc dokumenty mogą być również
powiązane z drugą sprawą. Zatem w żadnych okolicznościach nie mógłbym niko-
mu udostępnić poufnych materiałów mojego klienta bez jego zgody.
Nawet na mocy wyroku sądowego? wtrącił Sprawling.
Gdyby takowy zapadł, natychmiast bym się od niego odwołał. Zresztą nie
sądzę, aby zdołali panowie wygrać tego typu sprawę przed sądem.
Zapadło milczenie. Nikt nawet nie okazał zdziwienia wobec takiego ultima-
tum, wszyscy zgromadzeni byli prawnikami i doskonale znali stosowne przepisy.
Ile osób jest wplątanych w tę aferę? zapytał w końcu Jaynes.
Czterej wspólnicy z kancelarii adwokackiej i Aricia.
Znów nastała cisza. Wszyscy widocznie się spodziewali, że zostanie ujawnio-
ne nazwisko senatora, lecz z jakichś powodów McDermott pominął je milcze-
niem. Zajrzał do swoich notatek i po chwili mówił dalej:
Proponowana ugoda jest trywialnie prosta. Przekażemy wam obciążające
dokumenty i nagrania, a Patrick zwróci pieniądze, całą kwotę. W zamian panowie
wycofają wszystkie oskarżenia instytucji federalnych, żebyśmy mogli się skupić
na sprawie kryminalnej. Wnosimy ponadto o zaniechanie postępowania skarbo-
wego wobec Patricka Lanigana oraz natychmiastowe uwolnienie z aresztu Evy
Mirandy.
Sandy wyrecytował te warunki niemal jednym tchem, chcąc wykorzystać
chwilę skupienia swoich gości. Sprawling pospiesznie sporządzał notatki. Jaynes
siedział z kamienną twarzą i wzrokiem utkwionym w podłodze. Pozostali udawali
obojętność, ale z pewnością chcieli usłyszeć odpowiedzi na dziesiątki pytań.
266
Co najważniejsze, decyzje muszą zapaść już dzisiaj dodał. Proszę
potraktować tę sprawą jako nadzwyczaj pilną.
Dlaczego? zdziwił się Jaynes.
Ponieważ Eva Miranda jest przerażona pobytem w areszcie, a w tym gro-
nie mogą panowie od razu podjąć stosowne postanowienia. Poza tym mój klient
wyznaczył ostateczny termin zawarcia ugody na godzinę siedemnastą. Jeśli nie
dojdziemy do porozumienia, on zatrzyma pieniÄ…dze, zniszczy dowody i zda siÄ™ na
łaskę przysięgłych, mając głęboką nadzieję, że pewnego dnia odzyska wolność.
Po Patricku można się było wszystkiego spodziewać. Jeszcze nikt do tej po-
ry nie oczekiwał na rozprawę kryminalną w luksusowych warunkach szpitalnej
izolatki, z pielęgniarkami gotowymi w lot spełnić każdą prośbę pacjenta.
W takim razie pomówmy o senatorze odezwał się Sprawling.
Doskonały pomysł podchwycił McDermott.
Uchylił drzwi sąsiedniego pokoju i rzucił aplikantowi krótkie polecenie. Tam-
ten wtoczył do salonu barowy stolik na kółkach, na którym stał duży magnetofon
kasetowy z kolumnami, ustawił go na środku pomieszczenia i zaraz się wycofał.
Sandy zamknął za nim drzwi, zajrzał do notatek i oznajmił:
Oto fragmenty nagrania z czternastego stycznia tysiąc dziewięćset dzie-
więćdziesiątego drugiego roku, czyli na trzy miesiące przed zniknięciem Lani-
gana. Rozmowa odbyła się w biurze kancelarii, na parterze, w pomieszczeniu
służącym do organizowania niewielkich spotkań, z racji swoich rozmiarów na-
zywanym powszechnie klozetem . Pierwszy głos, jaki panowie usłyszą, należy
do Charliego Bogana, drugi do Benny ego Aricii, trzeci do Douga Vitrano. Aricia
przyjechał wówczas do kancelarii bez zapowiedzi i, jak się panowie przekonają,
nie był w najlepszym nastroju.
Sandy podszedł do stolika i zaczął się przyglądać magnetofonowi, gdyż nie
znał tego typu sprzętu. Wszyscy czekali w skupieniu, wychyliwszy się do przodu.
McDermott zlokalizował odpowiednie klawisze i powtórzył:
Najpierw Bogan, potem Aricia, wreszcie Vitrano.
Włączył odtwarzanie. Przez kilka sekund z głośników wydobywał się jedynie
szum, w końcu rozbrzmiały ostre, podniecone głosy.
BOGAN: Uzgodniliśmy przecież, że nasze honorarium, jak zwykle, wyniesie
trzydzieści trzy procent. Podpisałeś umowę. Od półtora roku wiedziałeś,
ile wezmiemy za swe usługi.
ARICIA: Nie zasłużyliście na trzydzieści milionów.
VITRANO: Podobnie jak ty nie zasłużyłeś na sześćdziesiąt.
ARICIA: Chcę wiedzieć, jak podzielicie te pieniądze.
267
BOGAN: Zgodnie z umowÄ…. Dwie trzecie dla ciebie, jedna trzecia dla nas.
ARICIA: Nie o to mi chodzi. Jak podzielicie między sobą trzydzieści milionów?
VITRANO: To już nie twój interes.
ARICIA: A to ciekawe! Bierzecie honorarium z moich pieniędzy, więc chyba
mam prawo się dowiedzieć, kto ile dostanie.
BOGAN: Nie. Nie masz takiego prawa.
ARICIA: Ile chcecie zapłacić senatorowi?
BOGAN: To także nie twój interes.
ARICIA: (krzyczy) A właśnie że mój! Ten facet przez ostatni rok tylko ściskał
w Waszyngtonie ręce i poklepywał po plecach kolesiów z marynarki wo-
jennej, Pentagonu i Departamentu Sprawiedliwości! Do cholery, na pewno
więcej czasu poświęcił mojej sprawie niż swoim obowiązkom w Senacie.
VITRANO: Tylko nie wrzeszcz, Benny, dobrze?
ARICIA: Muszę wiedzieć, ile dostanie ten śliski, zakłamany krętacz! Mam do
tego prawo, ponieważ wpakujecie mu w kieszeń moje pieniądze!
VITRANO: Wszystko zostanie załatwione po cichu.
ARICIA: Ile?!
BOGAN: Nie martw się, Benny, odpowiednio wynagrodzimy jego wysiłki. Dla-
czego tak się przyczepiłeś do tej sprawy? Przecież od dawna znasz szcze-
góły.
VITRANO: Sądziłem, że specjalnie wybrałeś naszą firmę z uwagi na prywatne
powiÄ…zania z politykami.
ARICIA: Ile? Pięć milionów? Dziesięć? Jak drogie są takie usługi?
BOGAN: Nigdy siÄ™ tego nie dowiesz.
ARICIA: Jeszcze zobaczymy. ZadzwoniÄ™ do tego sukinsyna i zapytam go
wprost.
BOGAN: ProszÄ™ bardzo.
VITRANO: Co cię ugryzło, Benny? Za parę dni wzbogacisz się o sześćdziesiąt
milionów. Doszedłeś nagle do wniosku, że to za mało?
268
ARICIA: Tylko mnie nie pouczaj, zwłaszcza w kwestii chciwości. Kiedy się do
was zgłosiłem, wszyscy pracowaliście pilnie po dwieście dolarów za godzi-
nę. A teraz wszelkimi sposobami próbujecie mnie przekonać, iż należy się
wam trzydziestomilionowe honorarium. Rozpoczęliście kosztowny remont,
kupujecie sobie nowe samochody. Następne będą pełnomorskie jachty, od-
rzutowce i cała reszta nowoczesnych zabawek bogaczy. I wszystko za moje
pieniÄ…dze.
BOGAN: Twoje pieniądze? O niczym nie zapomniałeś, Benny? Jeśli się nie my-
lę, bez naszej pomocy twoje wystąpienie byłoby tyle warte co zeszłoroczny
śnieg.
ARICIA: To prawda, ale w końcu wygraliśmy. A to ja zastawiłem pułapkę na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]