[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zdą\ył ju\ zauwa\yć, jak nadnaturalnie czuły słuch ma barbarzyńca.
Jacyś ludzie próbują podkraść się blisko nas, ale nie wiedzą, jak się to robi
powiedział Conan.
Ludzie czy coś innego? zapytał Rerin.
Poruszają się na dwóch nogach, cokolwiek to znaczy w tym świecie. Jest ich wielu.
Zbyt wielu?
Tego się dowiemy, kiedy poka\ą, na co ich stać.
Conan poluzował miecz w pochwie. Ocenił, \e niewielka polanka, na której się znalezli,
jest dobrym miejscem, by powitać nadchodzących. Od dwóch dni on i Rerin przemierzali las,
w którym drzewa i krzewy zakotwiczały swe korzenie jak nale\y w ziemi. Dzięki temu mogli
przynajmniej spokojnie spać.
Na granicy drzew zaczęły rysować się ciemne sylwetki. Istoty były człekokształtne, jednak
nie były ludzmi. Po chwili okazało się, \e ich dłonie mają zbyt wiele palców, a długie uszy
kończyły się spiczasto. Gdy podeszły bli\ej, miecz Conana z szelestem wysunął się z pochwy.
Zbli\yliście się wystarczająco ostrzegł. Mówcie, czego chcecie.
Chcemy kobiety wysyczała jedna z istot. Miała język nieprzystosowany do ludzkiej
mowy, jednak mo\na było zrozumieć, o co jej chodzi. Kobiety ze świata ludzi. Szuka jej
nasz pan. Jeśli jest z wami, oddajcie ją nam lub gińcie!
My te\ jej szukamy. Conan uśmiechnął się ponuro. A wy ją porwaliście. Jak
zatem udało wam się ją zgubić?
Demon zamiast odpowiedzieć, jedynie zasyczał z nienawiścią. Conan usłyszał, \e Rerin
szepcze zaklęcia. Stworów było co najmniej tuzin, nie były jednak wielkie i nie wyglądały na
zbyt silne. śaden z nich nie był uzbrojony. Demon niespodziewanie wykonał skomplikowany
gest i wypowiedział ze świergotem jakąś czarodziejską formułę. Cymmerianin ju\ miał
rozpłatać mu czaszkę, gdy Rerin wysunął się naprzód i wskazawszy stwora laską, rzucił
zaklęcie. Demon odskoczył w tył, zakrywając twarz rękami, jakby poraziło go oślepiające
światło.
Gdybyś zabił go w trakcie wypowiadania czaru, zaklęcie uderzyłoby w ciebie z całą siłą
powiedział spokojnie Rerin. Zginąłbyś w jednej chwili.
Wódz demonów, doszedłszy do siebie, rzucił jakąś wściekłą komendę. Stwory odwróciły
się i przepadły w zaroślach. Nim jednak zniknęły, wódz odwrócił się jeszcze i powiedział do
ludzi:
Odzyskamy tÄ™ kobietÄ™! Przybywa Aowca!
Nie zapowiada to nic dobrego stwierdził Conan, chowając miecz do pochwy.
Kim jest ich pan?
Niewątpliwie jednym z najpotę\niejszych władców świata demonów stwierdził
ponuro Rerin. Obawiam się, \e jeśli ktoś taki się nami zajmie, moja nędzna znajomość
magii niewiele pomo\e.
Jak na razie niezle radzimy sobie z twoją znajomością czarów i moim mieczem
odparł pogodnie Conan. Mo\e jeszcze uda nam się wrócić do prawdziwego świata. Zawsze
ufałem swojej sile i zręczności. Radzę ci robić to samo.
Och, gdybym wcią\ miał młodzieńczą wiarę w siebie westchnął starzec.
Wieczorem dotarli w pobli\e wystającego nad górski grzbiet zamku. Conan przyjrzał się
jego osobliwym umocnieniom i wie\ycom okiem znawcy nawykłego do wynajdywania
słabych punktów w tego rodzaju budowlach.
Musimy podejść bli\ej stwierdził w końcu. Powietrze jest tu zbyt mgliste, bym
mógł porządnie przyjrzeć się szczegółom, a właśnie one pozwolą nam dostać się do środka.
JesteÅ› pewny, \e Alcuina jest tutaj?
Strona 36
Maddox Roberts John - Conan mistrz
Owszem. Poza tym ten zamek roztacza aurę zła i czarów, która przenika mnie do szpiku
kości.
Jaki lud tu mieszka? zapytał Conan. Wygląda, jakby zbudowali go Giganci.
To bardzo mo\liwe. W świecie duchów \yje wiele ludów, a jeszcze więcej \yło ich tu w
przeszłości. Jednym z tych ludów byli Giganci, a zamek rzeczywiście wygląda na ich dzieło.
Myślę jednak, \e jego mieszkańcy przypominają nas, przynajmniej z wyglądu. Lecz ich
natura jest równie nieludzka jak napotkanych dziś rano demonów.
Czy są śmiertelni? zapytał Conan. Czy mo\na pokonać ich stalą?
Myślę, \e tak. śaden z mieszkańców tego świata nie jest nieśmiertelny, chocia\ wielu
trudno jest zabić.
A co oni jedzą? Conan rozejrzał się niespokojnie. Nie widzę \adnych uprawnych
pól, wsi ani szlaków kupieckich. Nawet wokół twierdz bandytów zawsze mieszka po parę
chłopskich rodzin, dostarczających swym panom \ywności.
śycie tutaj nie biegnie tym samym torem co w świecie ludzi odrzekł Rerin.
Jakiekolwiek zmartwienia mają mieszkańcy tego zamczyska, zdobywanie codziennego chleba
do nich nie nale\y. Swoje cielesne potrzeby mogą zaspokajać korzystając z ciemnych mocy.
Mogą być nawet wampirami.
Mimo to muszą się czegoś obawiać, bo gnie\d\ą się w kamiennych murach. Skoro zaś
się boją, mo\na im wyrządzić krzywdę. Ale niczego się nie dowiemy, jeśli nie podejdziemy
bli\ej. Chodzmy.
Wielkimi krokami ruszył w stronę zamku. Czarownik podą\ył za nim.
Tu\ po zachodzie słońca dotarli do podnó\a cyklopowych murów. Nad ich głowami
zapłonęły dziwne wielobarwne gwiazdy, a wielki zielony księ\yc wypełniał złowró\bną
poświatą gęste jak woda powietrze. Conan przesunął dłonią po murze w poszukiwaniu spojeń
[ Pobierz całość w formacie PDF ]