[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zabrał się do kolejnego telefonu. Tym razem dzwonił do domu
miejscowego komendanta policji.
- Cześć, Andy! Jest coś ciekawego w telewizji dziś wieczorem?
- Nie ma nic. Wyłączyłem telewizor i zacząłem czytać twój
felieton o ludziach NIEZNANYCH. Problem polega na tym, że tacy
ludzie, jeśli mieszkają w Pickax, uważają się za ZNANYCH. I myślą,
że z tego powodu nie powinni płacić mandatów.
- Co słychać w sprawie wybuchu? Duże zniszczenia?
- Wszystko w pobliżu rozleciało się na kawałki. Ta biedna
dziewczyna nawet nie zdążyła zrozumieć, co się dzieje.
- Czy mam rację, sądząc, że w pokoju dwieście trzy mieszkała ta
tajemnicza kobieta? - zapytał Qwilleran.
- Tak. Ale od chwili wybuchu nikt jej nie widział.
Qwilleran milczał przez chwilę, by zwiększyć dramaturgię
swojej wypowiedzi:
- Spędziłem z nią popołudnie.
- Co proszę? Jak to możliwe? Gdzie ją spotkałeś? Czego się
dowiedziałeś?
- A może jednak ubrałbyś się, Andy, i wpadł do mnie na
szklaneczkÄ™ whisky?
Nie minęło nawet pięć minut, a komendant policji już jechał w
kierunku składu jabłek. Brodie był wysokim, silnym mężczyzną.
Wyglądał imponująco nawet bez munduru. Największe wrażenie robił
jednak, gdy w tradycyjnym stroju szkockim grał na kobzie w czasie
wesela lub pogrzebu. Wkroczył do domu Qwillerana zawadiackim
krokiem doświadczonego muzykanta.
Gospodarz zdążył już naszykować tacę z butelką whisky i serem
oraz przeznaczoną dla siebie wodą squunk. Kiedy obaj mężczyzni
zasiedli w dużych fotelach, w salonie pojawiły się syjamskie koty.
Weszły nie mniej dumnie niż sam komendant policji. Rozsiadły się
przy niskim stoliku, z nosami w pobliżu półmiska z serem. Gdy gość
wzniósł szklaneczkę w geście typowego gaelickiego toastu, dwa kocie
noski przysunęły się bliżej sera.
- Nie wolno! - krzyknął Qwilleran, a wtedy oba koty cofnęły się
o pół centymetra, bacznie obserwując zakazany owoc spod na wpół
przymkniętych powiek.
- Bezczelne małe potwory! - zauważył Brodie. - Założę się, że są
strasznie rozpuszczone.
- Spróbuj tego, Andy. To pewien gatunek szwajcarskiego sera.
Kupiłem go w sklepie Ayczek i Zakąska w Zaułku Stajennym.
Interes prowadzą dwaj faceci z Nizin. Lubią, żeby ich nazywać Jerry
Ayczek i Jack ZakÄ…ska . Jerry doskonale zna siÄ™ na winach. A Jack
wie wszystko na temat serów.
- Mniam. Daj mi jeszcze plasterek. I mów, gdzie spotkałeś tę
kobietÄ™.
- To był niesamowity zbieg okoliczności. Nigdy wcześniej jej
nie widziałem. Ale wczoraj w redakcji ludzie o niej rozmawiali.
Mówili, że jezdzi ciemnoniebieskim autem z wypożyczalni. A dziś
rano, kiedy pojechałem do domku letniskowego, żeby sprawdzić, czy
wszystko gra, znalazłem na swoim parkingu ciemnoniebieskie
dwudrzwiowe auto! Mój samochód prawie dotykał jego tylnych kół.
Kobieta siedziała na mojej plaży pod wydmą i czytała książkę
kucharską. Więc pomyślałem, że nie grozi mi z jej strony żadne
niebezpieczeństwo.
Brodie tylko chrząkał, gdy Qwilleran przerywał swoją opowieść.
- Więc zaproponowała, że zrobi gołąbki greckie w liściach
winorośli, jeżeli kupię potrzebne rzeczy, i właśnie tym się
zajmowałem, kiedy wybuchła bomba - zakończył dziennikarz.
Komendant policji zakaszlał.
- Chciała, żebyś zabrał swoje auto. Tylko w ten sposób mogła
wyjechać.
- Właśnie o tym najpierw pomyślałem. Przez kilka minut czułem
się jak zupełny osioł. Potem dopiero zdałem sobie sprawę - i chyba
miałem rację - że ona musiała usłyszeć wiadomości przez radio i
dopiero wtedy w pośpiechu pojechała do miasta. Widocznie miała
pewność, że ta bomba była przeznaczona właśnie dla niej.
Zadzwoniłem na lotnisko, a tam powiedzieli, że nieznajoma oddała
samochód i wsiadła do samolotu.
- Mogła też odjechać w takim pośpiechu, bo była zamieszana w
spisek. Kiedy bomba wybuchła, przebywała poza hotelem. Była w
komfortowej sytuacji, bo ukrywała się na terenie twojej posiadłości.
Qwilleran przesunął dłoń po powierzchni wąsów. Zawsze tak
robił, gdy nawiedzało go jakieś przeczucie. Mrowienie górnej wargi
było sygnałem, że trafił na właściwy trop.
- Będę upierał się przy swojej opinii, Andy. Ta kobieta to
uciekinierka, która usiłuje się ukryć. Nasza okolica, miejsce położone
wśród lasów, to najlepszy azyl, jaki można znalezć. Ale powinniśmy
zastanowić się nad jeszcze jednym tropem. W pewnym momencie
powiew wiatru zdmuchnął włosy z twarzy nieznajomej, odsłaniając
długą, pionową bliznę w pobliżu jej lewego ucha.
- Ta blizna mogła powstać w wyniku wypadku samochodowego
- wysunął przypuszczenie Brodie. - Czy powiedziała ci, jak się
nazywa?
- Znam tylko jej imiÄ™. Onoosh.
- Onoosh? A cóż to za dziwne imię? W hotelu zameldowała się
jako Ona Dolman.
Tymczasem ciemnobrązowa łapka przesuwała się zwolna w
kierunku krawędzi stolika.
- Nie wolno! - krzyknął Qwilleran i łapka błyskawicznie się
cofnęła.
- Nie miałem pojęcia, że koty tak lubią ser - oświadczył Brodie,
przekonany, że zwierzęta te żywią się wyłącznie gryzoniami i rybimi
Å‚bami.
- Od chwili otwarcia nowego sklepu moje koty stały się
nałogowymi pożeraczami sera - stwierdził Qwilleran.
- No cóż. Wydaje mi się, że nigdy więcej nie zobaczymy Ony
Dolman. To dla nas niewielka strata. Ale diabelnie mi szkoda tej
biednej dziewczyny - Anny Marii Toms. Znam dobrze całą jej
rodzinę. To porządni ludzie. Przecież nie każdy, kto mieszka w
Chipmunk, wchodzi w konflikt z prawem. Ta mała była prawie
zaręczona z Lennym Inchpotem, synem Lois. Jeśli rodzina mnie
poprosi, zagram na kobzie w czasie uroczystości pogrzebowych.
- Andy, czy wiesz, co właściwie zdarzyło się w hotelu?
- Raport mieliśmy ogłosić pózniej, ale tobie powiem już teraz.
Nieoficjalnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]