[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Henry'ego i Munę. Młodzi darzyli się pierwszym, niewinnym uczuciem, chociaż
oboje na pewno wiedzieli, że już niedługo będą musieli dokonać wyboru
pomiędzy interesem kraju a miłością. Simon przypomniał sobie własne,
młodzieńcze uczucie do Anne i zrobiło mu się strasznie smutno. Nagle
zrozumiał, że nie można zupełnie bezboleśnie wrócić do przeszłości.
- Słyszałem, że ci uratowała życie - powiedział, próbując zapanować nad
przygnębieniem. - A potem wzięła cię pod opiekę. Masz wobec niej spory dług
wdzięczności, bracie.
Henry kiwnął głową. Nerwowym ruchem podciągnął koc pod brodę.
Mimo woli unikał wzroku Simona. Na policzkach wykwitł mu ciemny
rumieniec, co mogło być objawem nawrotu gorączki. Simon obrzucił brata
uważnym spojrzeniem. Coś było nie tak... i nie miało to nic wspólnego z jego
stanem zdrowia. Henry od dziecka najgorsze wiadomości odkładał na ostatnią
chwilę. Najbardziej bał się gniewu ojca, więc zwykle burę dostawał od Simona.
- Cóż więc takiego chciałeś mi powiedzieć? - z namysłem zapytał Simon.
- Posłaniec twierdził, że to bardzo pilne.
- Tak... Owszem...- odpowiedział Henry i urwał raptownie. Chwilę trwało,
zanim znów zaczął mówić.
- Chodzi właśnie o dług wdzięczności... O to, że... -znów przerwał.
Simon cierpliwie czekał.
- A niech to licho - ponuro mruknÄ…Å‚ Henry - jestem zdenerwowany jak
małe dziecko.
Uniósł wzrok i napotkał uważne spojrzenie Simona.
- Jest coś, o czym ci nie powiedziałem - westchnął. -Choć powinienem
zrobić to już bardzo dawno. Ale... to nie ma nic wspólnego z Muną. Chodzi
wyłącznie o lady Anne.
Simon wciąż milczał.
- To nie Muna wyrwała mnie z rąk niechybnej śmierci -wyrzucił wreszcie
z siebie Henry. - To lady Anne uchroniła mnie przed zemstą Gerarda
Malvoisier.
Lord Greville zmarszczył brwi.
- Myślałem, że... - zaczął i umilkł.
Henry pokręcił głową. Zachowywał się jak w gorączce.
- Przecież wiem, po co naprawdę jesteś w Grafton, Simonie - mówił
szybko, podniesionym głosem. - Chyba najlepiej to rozumiem. Chcesz bronić
dworu przed rojalistami i odnalezć skarb króla. Trwasz w przekonaniu, że lady
Anne jest twoim zaciętym wrogiem, ale... - Zawahał się. - Powinieneś wiedzieć,
że gdyby nie ona, to Malvoisier już dawno by mnie zabił.
Simon zgrzytnął zębami z gniewu, lecz zaraz się opanował.
- Mów dalej - powiedział spokojnie.
Henry przymknął oczy ze zmęczenia. Po chwili znów je otworzył.
- Lady Anne uratowała mnie przed krwawym piętnem -powiedział bez
ogródek.
Simon z niekłamaną zgrozą popatrzył na brata.
- Malvoisier chciał cię napiętnować? - spytał niemal bez tchu.
- Tak. Chciał wypalić mi na ciele swoje inicjały. Przechwalał się, że już
niedługo wszyscy stronnicy Parlamentu staną się niewolnikami.
Simon tak mocno zacisnął pięści, aż mu pobielały palce.
- Co było potem? - spytał.
Henry odwrócił się na drugi bok. Wyglądał na przybitego. Przecież on ma
zaledwie dziewiętnaście lat! - uprzytomnił sobie nagle Simon. Kiedy półtora
roku temu razem opuszczali ojcowski majątek w Harington, żaden z nich nawet
się nie spodziewał tak wielu przykrych przygód. Dzisiaj Simon czuł się okropnie
stary, cyniczny i zmęczony. Przez całe życie troszczył się o Henry'ego, ale w
najgorszej chwili go opuścił.
- Tego samego wieczoru, kiedy zostałem schwytany, Malvoisier zabrał
mnie do wielkiej sali - powiedział Henry. Niewidzącym wzrokiem patrzył na
czerwone języki ognia, strzelające w kominku. Simon także zerknął w tę stronę.
Domyślał się, że widok rozżarzonych węgli nie jest dla Henry'ego miły.
- Malvoisier jak zwykle ostro pociągał z butelki - mówił cicho dalej
młodszy z braci Greville'ów. - Chciał sprowokować cię do ataku. W sali było
strasznie gorąco. Zmierdziało dymem i gorzałką. Malvoisier z dumą pokazał
mnie swoim ludziom, a potem postanowił się trochę zabawić moim kosztem.
Henry przymknął oczy i głośno przełknął ślinę.
- To było straszne... Miałem związane ręce i nogi. Malvoisier kazał mnie
wychłostać. Jego ludziom nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Chcieli
mnie upokorzyć. -Otrząsnął się, jakby wciąż czuł na swoim ciele uderzenia bata.
- Na koniec wyciągnęli stempel z ognia...
Simon poruszył się niespokojnie.
- To nieludzkie...
- Byli pijani - wtrącił Henry. - Najbardziej Malvoisier. Kopał mnie, kiedy
leżałem na podłodze. Przez cały czas krzyczał coś o zemście.
Gwałtownie pokręcił głową.
- Dobrze wiedziałem, że nie ujdę z życiem. Leżałem tak i w milczeniu
patrzyłem na niego. A on trzymał w ręku rozpalony stempel i śmiał się na całe
gardło. Podszedł tak blisko, że poczułem na twarzy żar bijący od żelaza.
Henry uniósł głowę i smutno popatrzył na brata.
- Zamknąłem oczy, bo tylko tak mogłem się przed nim bronić. - Zmrużył
powieki. - Chwilę pózniej usłyszałem skrzyp otwieranych drzwi i do komnaty
weszła ona, lady Anne. Wciąż miałem zamknięte oczy, ale pamiętam powiew
[ Pobierz całość w formacie PDF ]