[ Pobierz całość w formacie PDF ]

świadectwa dyrektorowi. Kriestoobriadnikow dał rezolucję przychylną i rozkazał zaciągnąć Radka w
poczet uczniów klasy piątej. Tegoż dnia miała miejsce instalacja pyrzogłowianina, urzędowa niejako, na
stanowisku korepetytora WÅ‚adzia PÅ‚oniewicza. Ów WÅ‚adzio nie należaÅ‚ do gwiazd i chwaÅ‚ gimnazjum.
Wprowadzono go do klasy wstępnej za pomocą dużej łapówki, a ze wstępnej do pierwszej przeciągnięto
w sposób jeszcze bardziej rujnujący.
Zaraz przy pierwszej lekcji Radek zauważył, że jego uczeń z trudnością kombinuje i że prawie całkiem
nie ma pamięci. W trakcie rozpoczętego zadania z arytmetyki malec ustawał zupełnie tak, jakby się w
nim do cna rozkręciła sprężyna, która pchała ruch jego myśli. Wlepiał wówczas oczy w jakiś znak lub
plamę na papierze i nie było perswazji, zachęty, podniety, nagany czy grozby, które by były w stanie
zmusić go do ruszenia rzęsą. Potrafił tak stać kwadransami i godzinami, a z wszelką pewnością stałby
dnie i doby, nie zmieniając pozycji i nie cofając oka z danego punktu. Radek przeraził się zauważywszy
tak wielki upór. ale wkrótce pocieszyło go to spostrzeżenie, że jest to upór bezwolny i bezwiedny, pewien
rodzaj niemocy umysłu. Wnet po otwarciu roku szkolnego zaczęło się ssanie matki - łaciny, przyszły
słówka, rozbiory, tłumaczenia i gramatyka rosyjska, etymologie i syntaksy... Władzio pogrążył się w
odmęcie pracy.
Z chwilą spożycia ostatniego kęsa pieczeni obiadowej przystępowano do korepetycji, czyli Radek
zaczynał wykład naznaczonych kwestyj. Mówił głosem równym, dobitnym, wyraznym, z pewnym
sugestyjnym akcentowaniem sylab, tłumaczył, jak chłop rozumiejący sprawę objaśnia ją ciemnemu,
trafiał do umysłu Władzia słowy i dzwiękami, które miały wszelkie cechy ostrych strzał i haków. Wiedział
doskonale, że te usiłowania nie wywrą od razu pożądanego skutku, że Władzio mimo wszelkich
dowodzeń będzie mrużył swe czerwonawe powieki i uśmiechał się odrobinkę złośliwie. Korepetytorowi
bardziej chodziło o rozruszanie pamięci, o wdrożenie w umysł przynajmniej formy zadania. Przez ciąg
całego popołudnia Władzio uczył się z korepetytorem zagadnień arytmetycznych wprost na pamięć. Ta
sama sprawa była z geografią. Kurs tej nauki rozpoczyna się w gimnazjum klerykowskim od
elementarnych wiadomości z geografii fizycznej.
Roztropni i zdolni uczniowie klasy pierwszej nie osiągają z tego wykładu wielkiej korzyści, a cóż mówić o
Władziu? ... Ośmioletnie dziecko szwajcarskie z największą łatwością i uciechą przyswaja sobie
wiadomości geograficzne, mówią mu one bowiem najprzód o placu szkolnym, o wiosce czy miasteczku
rodzinnym, o wsi sąsiedniej, o drogach dalszych, rzeczce i lesie, o wzgórzach bliskich, wreszcie o
kantonie i kraju. Z historyjek o ruchu ziemi, księżyca, o równikach, południkach itd. Władzio nie rozumiał
nic zgoła. Radek przesiadywał nad nim okropne godziny jak diabeł nad dobrą duszą, rysował mu nie
wiedzieć jakie kule ziemskie, tłumaczył po polsku rosyjskie nazwy i formy - wszystko daremnie. Po
całodziennych trudach malec wyuczał się tych martwych wiadomości i odchodził na spoczynek, zbity nimi
jak rózgą.
Wieczorem odbywała się nauka łaciny. Ponieważ Władzio nie grzeszył pamięcią, więc Radek zmuszony
byt słówka i przekłady łacińskie wykuwać z nim na spółkę dotąd, aż je niejako wchłostał w mózg
uśpiony. Siedząc przy stole zawalonym książkami i kajetami, korepetytor i uczeń oddawali się zbawczej
czynności mordowania rozumu. Radek kiwając się miarowo pytał jednostajnym głosem:
- SÅ‚owik?
- Luscinia.
- Zpiewa?
- Cantat .
- W nocy?
- Noctu.
- Noctu?
70
Władzio wytrzeszczał oczy i zaczynał uśmiechać się drwiąco.
- Co znaczy noctu?
Milczenie, długie, niezmierne milczenie.
I znowu:
- SÅ‚owik?
- Luscinia.
- Zpiewa?
- Cantat.
- W nocy?
- Noctu.
- Co znaczy noctu?
Znowu milczenie.
Po uskutecznieniu kilkunastu z kolei zabiegów tego rodzaju, które przypominały cierpliwe uderzenia
młota w kamień, nareszcie wyskakiwała iskra świadomości. Władzio ściskał gniewnie wargi, marszczył
czoło i na zapytanie, co znaczy noctu, opryskliwie mówił: - w nocy!
Wówczas dopiero te dwa niezbędne słowa lgnęły do jego mózgu i była pewność, że tam na czas pewien
zostaną. Tenże rodzaj postępowania Radek musiał zachowywać przy wyuczaniu Władzia morderczych
rozbiorów, paragrafów gramatyki rosyjskiej i łacińskiej, działań z liczbami wielorakimi, miar i wag,
wierszy rosyjskich i formuł katechizmu. W krótkim przeciągu czasu stosunek swój do małego Płoniewicza
urobił na system pedagogiczny, jedynie skuteczny, i z dnia na dzień go doskonalił.
Pracę nad Władziem podejmował con amore, z łatwością i chęcią, a z niewzruszoną wiarą w ostateczne
zwycięstwo. Tego, że chłopiec obarczony jest pracą niby ciężkimi kajdanami, że umysł jego nie rozwija
się z braku wytchnienia - nie rozumiał. Owszem, dodawał małemu roboty. Od godziny siódmej do ósmej
z rana obadwaj szybko przerabiali lekcje, których się Władzio dnia poprzedniego wyuczył, następnie pili
śniadanie, zarzucali na plecy tornistry i maszerowali do szkoły, przez drogę ćwicząc się jeszcze w
słówkach, wierszach, miarach i wagach i w ogóle w rzeczach pamięci, będących na porządku dziennym.
Lekcje w gimnazjum trwały do godziny pół do trzeciej. Od czwartej zaczynało się wałkowanie materiału
na dzień następny i trwało z krótką przerwą kolacyjną nieraz do godziny dwunastej w nocy. Kiedy
Władzio przepisywał pensa z brulionów, Jędrek odrabiał lekcje z panną Micią, uczennicą klasy drugiej
gimnazjum żeńskiego. I tam szła ta sama arytmetyka, język rosyjski, tak zwany polski, a nadto - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dirtyboys.xlx.pl