[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Marilyn wchodziła do swego domu.
Przed położeniem się spać odsłuchała wiadomości, pozostawionych na automatycznej sekretarce.
Nagrał się tylko jej brat, narzekający, że matka jest niemożliwa". Ponieważ przeważnie taka była,
Marilyn nie czuła się zobowiązana do oddzwonienia do brata. W Bostonie był właśnie środek nocy,
zresztą nie miała ochoty rozmawiać z Lucasem.
Poza tym telefon mogła odebrać matka. Na samą myśl o tym Marilyn się wzdrygnęła. Zrodek nocy to
na pewno najgorsza pora na rozmowę z matką, szczególnie gdyby ją obudziła.
Jednak przede wszystkim wolała myśleć o czymś innym i nie chciała, by cokolwiek jej w tym
przeszkadzało.
Marilyn była gotowa, kiedy Doug przyjechał po nią w piątkowy wieczór. W pełni panowała nad
swoimi emocjami. Miała na sobie powiewną sukienkę z granatowego jedwabiu, srebrną biżuterię,
białe sandałki i biały szal, przewiązany na jednym ramieniu. Uważała, że w pełni zasługuje na podziw,
jaki dostrzegła w jego spojrzeniu.
Jadąc do centrum, słuchali radia. Stwierdzili, że podoba im się podobny rodzaj muzyki, w czym nie
było nic dziwnego, bo należeli do tego samego pokolenia. Kiedy nadawano wiadomości, odkryli, że
tylko nieznacznie różnią się poglądami politycznymi. Wywiązała się między nimi dyskusja o
książkach; obydwoje byli gorliwy-
mi czytelnikami, interesowało ich wszystko, od biografii przez fantastykę naukową do najlepiej
sprzedających się dreszczowców, poza tym on lubił również opowieści z Dzikiego Zachodu, a ona -
romanse.
- Opowieści z Dzikiego Zachodu - powiedziała - to romanse dla mężczyzn.
- Tak - zgodził się, szczerząc zęby w uśmiechu. - Z tą różnicą, że w opowieściach z Dzikiego Zachodu
na koniec facet jedzie w stronę zachodzącego słońca na swym wiernym wierzchowcu, a w romansach
odchodzi z ukochaną swego życia. Nigdy nie ma tam mowy o rozwodzie, który następuje tuż po happy
endzie.
- Być może. Ale po szczęśliwym zakończeniu opowieści z Dzikiego Zachodu koń może złamać nogę
i będzie go trzeba zastrzelić.
Wciąż chichotał, kiedy portier na całą szerokość otworzył przed nimi drzwi, a parkingowy
zaopiekował się samochodem Douga.
- Czy zawsze masz na wszystko odpowiedz? - spytał, kiedy wchodzili do środka.
Marilyn uśmiechnęła się zadowolona z siebie.
- Staram siÄ™.
- No tak - przyznał. - Jedną nogę mają zawsze taką samą. Gdzie to usłyszałaś?
- Gdybyś wystarczająco długo przebywał ż dzieciakami w ośrodkach rehabilitacyjnych, usłyszałbyś
wiele naprawdę dziwacznych dowcipów. Czasem osobliwe poczucie humoru to jedyne, co czyni życie
tych dzieci znośnym.
- A ty dużo z nimi przebywasz, prawda? - spytał, kiedy mijali fontannę, skrzącą się pod kryształowym
żyrandolem.
- Nie tyle, ile bym chciała. Sprawy papierkowe zabierają mi zbyt wiele czasu. Najlepiej, gdybyśmy
mogli zatrudnić administratorkę na pełny etat, ale nie chcemy na
to przeznaczać pieniędzy, które naprawdę potrzebne są dzieciakom. Fundacja płaci Rhondzie za pracę
w niepełnym wymiarze godzin, ale Rhonda wkrótce wychodzi za mąż. Razem z Harleyem będzie
spędzać większość roku w Kostaryce. Będzie mi jej brakowało. Dzieciom też.
- Lubisz dzieci, prawda?
Marilyn skinęła głową. Doug pchnął drzwi, dobiegł ich gwar, śmiech i dzwięki muzyki.
- Bardzo - powiedziała.
- To widać, kiedy jesteś z Jimmym i Joem.
Ktoś go zatrzymał, uścisnął mu dłoń i klepnął w plecy, mówiąc, że cieszy się, że udało im się przyjść.
Doug przedstawił Marilyn ojca panny młodej, a potem prowadził ją od grupki do grupki, ze
wszystkimi zamieniając kilka słów, zaprezentował młodej parze, rodzicom pana młodego, matce i
siostrom panny młodej oraz kilkorgu znajomym. Jeśli ktoś zauważył pierścionek na jej palcu, nikt
tego nie skomentował, więc nie trzeba było nic wyjaśniać, kłamać.
Marilyn nawet się ucieszyła, że na przyjęciu są znajomi Douga, a nie jego dobrzy przyjaciele, z
których każdy mógł się czuć uprawniony do zadawania pytań.
Kiedy tak krążyli po sali, zastanawiała się, czy kiedykolwiek będzie miała okazję poznać ludzi,
których Doug uważa za swych przyjaciół...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]