[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wyłożył usmażone steki na talerze i właśnie miał udać się do kuchni, kiedy Patsy pojawiła się w
progu. Stali tak chwilÄ™
201
naprzeciw siebie, oddaleni zaledwie o kilka cali, mierzÄ…c siÄ™ spojrzeniami.
- Szłam sprawdzić, czy...
- Steki są gotowe. Szedłem do kuchni... Nagle Patsy zakryła twarz rękami i się odwróciła
- O Boże, nie mogę tego zrobić. Justin wpatrywał się w nią zatrwożony.
- Czego?
- Niczego.
Justin odstawił talerz ze stekiem na kuchenny blat i otoczył ją ramionami.
- Co siÄ™ dzieje?
- Chciałam, żeby ten wieczór wypadł bez zarzutu. Justin kompletnie stracił orientację.
- Jest bez zarzutu, o co chodzi?
- Nieprawda - bąknęła Patsy, pociągając nosem. - Wszystko zepsułam.
- Nie rozumiem. Przecież nawet nie usiedliśmy jeszcze do stołu.
- Nie chodzi mi o obiad.
Justin nie posiadał się ze zdumienia.
- Więc o co?
- Justin, możesz coś dla mnie zrobić?
- Cokolwiek zechcesz.
- Pocałuj mnie, proszę.
Przez moment stał oniemiały, lecz zaraz odzyskał panowanie nad sobą.
- Kochanie, cała przyjemność po mojej stronie. Pochylił głowę i musnął wargami jej usta. Była to
zaledwie namiastka pocałunku, lecz Justinowi wydawało się, że
202
nigdy nikogo nie całował równie namiętnie. Ogarnęła go niepowstrzymana fala zachwytu i pożądania.
Zanurzył palce w jedwabistych włosach Patsy i zapamiętale, coraz bardziej zachłannie, coraz
łapczywiej delektował się rozkosznym smakiem jej warg.
Patsy przywarła do Justina całym ciałem, oddając mu pocałunek. Tak intymny kontakt pobudził
rozpaloną wyobraznię Justina, nasuwając mu obrazy ich dwojga zespolonych w miłosnym dążeniu do
rozkoszy.
- Musimy przyhamować - wychrypiał, odsuwając się od niej.
- Dlaczego?
- To wszystko dzieje się za szybko. To błąd.
- To nie jest błąd, skoro oboje tego chcemy.
Trzymając Patsy na wyciągnięcie ramion, patrząc jej głęboko w oczy, Justin zdał sobie sprawę, że bez
pamięci, zastrzeżeń i wątpliwości kocha tę kruchą, lecz jakże odważną kobietę. A czy ona go kocha?
To już całkiem inna kwestia. Odczytał w jej oczach bezmierną wdzięczność, zmieszaną z nieodpartym
pożądaniem.
- Zaprosiłaś mnie na obiad po to, żeby mnie uwieść?
- Wiem, że mnie pragniesz.
- Nie w tym rzecz.
- A w czym?
Justin uśmiechnął się smutno.
- Skoro o to pytasz, to rzeczywiście nadajemy na innych falach.
- Chciałam się z tobą kochać.
Uchwycił w jej głosie naglącą nutę, lecz ów pośpiech niewiele miał wspólnego z prawdziwym
pragnieniem. Dotar-
203
ło do niego, że Patsy pilnie chce spłacić zaciągnięty dług i serce omal mu nie pękło z żalu.
- To nie tak - upomniał delikatnie.
- Co nie tak?
- Nie musisz odwdzięczać mi się w ten sposób. Zaproszenie na obiad zupełnie wystarczy.
Patsy wpatrywała się w niego osłupiała, jakby wymierzył jej policzek.
- Myślałeś, że chcę się z tobą kochać z wdzięczności?
- Anie?
Pytanie zawisło w powietrzu, pogłębiając rosnące napięcie. Patsy spuściła wzrok, speszona i
zażenowana.
- No dobrze - odezwała się w końcu i podniosła na Justina oczy. - Ale nie tylko dlatego.
- Oświeć mnie.
Ożywienie powoli przygasło, żarliwość się ulotniła, a Patsy ledwo dosłyszalnym głosem, lecz z
buńczuczną miną, wyszeptała:
- Chyba się w tobie zakochałam. Strasznie się boję, ale nic nie mogę na to poradzić.
Gdyby chodziło o inną kobietę, Justin zadowoliłby się podobnym stwierdzeniem. W przypadku Patsy
to nie wystarczyło. Z Patsy było inaczej. Potrzebował czegoś głębszego i trwalszego. Chciał się z nią
związać na dobre i złe, bez wątpliwości i niedomówień, z miłości, chęci stworzenia trwałej rodziny.
Nachylił się i lekko musnął wargami jej usta, po czym odwrócił się na pięcie i skierował do wyjścia.
Nie miał odwagi zostać. Zerknął na nią od progu i widząc jej poszarzałą, udręczoną twarz omal nie
zmienił zdania. Wewnętrz-
204
ny głos ostrzegł go jednak, żeby nie popełnił karygodnego błędu.
Rzucił ostatnie, przeciągłe spojrzenie kobiecie, która skradła mu serce, i powiedział:
- Daj mi znać, kiedy będziesz pewna.
Był już prawie za progiem, kiedy powstrzymało go przytłumione wołanie. Obrócił się powoli.
- Jestem pewna - powiedziała Patsy, a jej oczy płonęły jasnym blaskiem.
- Tak szybko?
- Postanowiłeś stąd wyjść, chociaż wcale nie miałeś na to ochoty. W tym momencie zdałam sobie
sprawę, że jestem pewna.
Rozpaczliwie pragnął jej uwierzyć.
- Proszę, Justin, zostań. - Patsy wyciągnęła do niego rękę. - Zostań przynajmniej na obiad, skoro nic
więcej cię nie interesuje.
- Dobrze wiesz, co mnie interesuje.
- Zostań, proszę.
Uśmiechnął się, niepewny, czy może sobie ufać.
- Steki są prawdopodobnie do wyrzucenia - zauważył Justin.
- W ogóle nie powinno się jadać mięsa.
- Tylko nie wychylaj się z takimi poglądami w White Pines. Wiesz, że dziadek Harlan prowadzi
ogromną farmę i hoduje bydło. Uznałby podobną opinię za herezję.
- Będę o tym pamiętać. Czy to znaczy, że się zgadasz i zostajesz?
Rozważał przez chwilę wszystkie za i przeciw, kładąc na szali pragnienie przeciw rozsądkowi. W
końcu skinął głową.
205
- Zaryzykuję-oznajmił posępnie. Patsy rozbawiła ta ponura zgoda.
- Co z tobÄ…, szeryfie? Nie ufasz swoim odruchom?
- Trafnie to ujęłaś.
- Zrobię, co w mojej mocy, żebyś nie musiał się sprzeniewierzyć ani jednej ze swoich niezłomnych
zasad.
- Do obecnej sytuacji stosuje siÄ™ tylko jedna zasada.
- Jaka?
- Nie chciałbym, żeby zaszło coś, czego rano moglibyśmy żałować.
Patsy podeszła do Justina, przytuliła się do niego i pogładziła go po policzku.
- Nie z tobÄ…, Justin.
Wypowiedziała te słowa z niekłamaną żarliwością, wkładając w nie tyle niepohamowanej pasji, że
Justin, niepomny na głos rozsądku, zapominając o rozwadze, przywarł gwałtownie do jej ust.
Wiedział, że tym razem nie ma odwrotu.
Nim wargi Justina zawładnęły jej ustami, Patsy przeżyła moment dławiącego strachu. Bała się, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]