[ Pobierz całość w formacie PDF ]
równowagę. Starał się być uczciwy wobec Olei. Lecz i tak ta noc położyła się cieniem na
jego życiu.
Teraz dowiadywał się właśnie, że Oleia poczęła tej pamiętnej nocy i postanowiła
ukryć ten fakt. Urodziła córkę, ale co, u diabła, stało się z niemowlęciem? Spocony i jak-
by zdyszany, z ciężkim sercem sięgnął znów po list i zaczął go czytać dużo szybciej niż
wcześniej.
Dziecko otrzymało imię Lili i nie zostało oddane do natychmiastowej adopcji, cze-
go mógł się spodziewać. Jeszcze trudniej przychodziło mu uwierzyć, że frywolna, bardzo
rozrywkowa dziewczyna przeistoczyła się ochoczo w dzielną samotną matkę... Nie wie-
rzył w cuda. A jednak ewidentnie wszystko wskazywało, że tak się właśnie stało.
Z listu jasno wynikało, że Oleia dokładnie przewidziała jego reakcję na to, że zo-
stał ojcem. Zostawiła z tej okazji próbkę włosków Lili w poważanej francuskiej klinice
zajmującej się testami DNA, żeby mógł sprawdzić swoje ojcostwo. Fakty w liście były
tak oczywiste, że powoli zaczynało docierać do niego, że to wszystko wydarzyło się na-
prawdę... Złożył list i wcisnął go do kieszeni. Nie mógł czytać dalej. Najpierw musiał się
pogodzić z tym, czego się już dowiedział... %7łe można zostać ojcem, w ogóle o tym nie
wiedząc... %7łe jest ojcem dziecka Olei Telis... Nadal zaszokowany, stał nieruchomo, jak
sparaliżowany, ze wzrokiem utkwionym daleko za oknem...
Właśnie tę chwilę wybrał adwokat Arpin, żeby wrócić do biura. Mówił jasno i pre-
cyzyjnie, nie pozostawiając wątpliwości. Obecność Sandera w Paryżu była konieczna,
gdyż po śmierci matki to on został jedynym prawnym opiekunem czteromiesięcznej Lili.
R
L
T
Robienie lub nie testów DNA było jego prywatną spraw. Niezależnie od wyniku formal-
nie jest odpowiedzialny za dziecko i jego majÄ…tek.
Wypytawszy dokładniej adwokata o okoliczności śmierci kobiety, z przerażeniem
zdołał ustalić, że jej imprezowy styl życia najprawdopodobniej osłabił system odporno-
ściowy, co doprowadziło do zapalenia płuc, które ją zabiło. Co więcej, Lili nie mogła da-
lej żyć tak, jak żyła, bo obecna niania złożyła wymówienie. Decyzje zatem trzeba będzie
podejmować natychmiast.
Sander, który już raz zapłacił wysoką cenę za niechęć do ojcostwa, czuł się jakby
znów stąpał po cienkim lodzie. W głębi duszy zadawał sobie pytanie, czego spodziewa-
łaby się po nim Tally. Wiedział, że jego postawa spowodowała rozpad małżeństwa i utra-
tę wiary żony w niego jako męża. Ostatecznie miała już beznadziejny przykład w postaci
swego własnego ojca i dlatego tak wysoko ceniła sobie umiejętność i chęć bycia rodzi-
cem. Szkoda, że nie wiedział tego wszystkiego, gdy się pobierali.
Po wyjściu z biura Arpina Sander udał się prosto do kliniki, żeby jak najszybciej
mieć z głowy formalności. Potem pojechał do apartamentu Olei, gdzie powitała go nia-
nia, Suzette, chuda blondyneczka o zachmurzonej twarzy. Nie zdążył jeszcze dobrze
wejść, kiedy zalała go potokiem zażaleń.
Wynagrodzenie miała niemożliwie niskie... dziecko nie chciało w ogóle spać ani
jeść... Nie przestawało się drapać... W tle rzeczywiście nieustannie zawodziło niemowlę.
Przeszywający płacz osamotnionego maleństwa był trudny do zniesienia. Sander na-
tychmiast oznajmił, że od razu wynajmie nową opiekunkę i podniesie stawkę Suzette,
jeśli ta zgodzi się zostać, aż wszystko będzie załatwione. Twarz blondyneczki rozjaśnił
szeroki uśmiech na znak zgody. Poszli prosto do pokoju dziecinnego.
Hałas był przeogromny. Mogłoby się wydawać, że w pomieszczeniu znajduje się
cały rząd kołysek z rozkrzyczanymi niemowlakami. Jednak w ustawionym na samym
środku łóżeczku leżało tylko jedno, bardzo małe dziecko. Trzeba powiedzieć wprost -
Lili wyglądała żałośnie. Miała bardzo zaczerwienioną, podrapaną i opuchniętą buzię. Jej
wątłe ciałko ginęło w zbyt dużym ubranku. Dziewczynka płakała i cały czas się porusza-
ła. Patrząc na nią, Sander nie doznał żadnego olśnienia ani nie poczuł szczególnej więzi.
Starał się jedynie zachować przytomność umysłu pomimo przerażającego dzwięku.
R
L
T
Przez moment przypomniał mu się jego synek, któremu nie udało się po urodzeniu
złapać nawet jednego samodzielnego oddechu. Pamiętał te straszne chwile, kiedy lekarze
robili wszystko, by uratować martwego noworodka... Koszmarną ciszę, w oczekiwaniu
na jakikolwiek odgłos dziecka, którą przerwał dopiero rozdzierający szloch Tally. Myślał
wtedy, że postara się być silny, dla niej, co oznaczało tylko tyle, że nie rozpłacze się ra-
zem z nią. Męczyła go też myśl, czy swoim nastawieniem do całej sytuacji nie przyczynił
się w jakiś sposób do tragedii.
- Czy Lili często tak płacze? - zapytał beznamiętnie.
- Zawsze - odpowiedziała po francusku niania. - Prawie nie sypiam.
Nie będąc w stanie wykrzesać na zawołanie większej porcji emocji, postanowił za-
jąć się rozwiązaniami praktycznymi. Przepytał dziewczynę szczegółowo na temat do-
tychczasowego życia córeczki i zasępił się mocno. Wiedział, że dziecko musi zostać za-
brane do Londynu. Apartament w Paryżu będzie wysprzątany, a rzeczy zabezpieczone do
czasu, aż ktokolwiek je posortuje i zdecyduje, co zatrzymać. Wróciwszy do holu, gdzie
było odrobinę ciszej, wykonał parę telefonów. Skupił się na tym, co przychodziło mu w
naturalny sposób: działał i podejmował decyzje. Skontaktował się z agencją opiekunek w
Londynie, gdzie natychmiast obiecano mu perełkę" wśród niań dla małej Lili. Wynajął
jej też apartament hotelowy. We wszystkim, co robił, nie widział jednak żadnej inspira-
cji. %7łeby zająć się małą, musiał mieć ją w Londynie. Nie mógł jej przecież zabrać do Tal-
ly. A przynajmniej nie potrafił sobie tego na tym etapie wyobrazić.
- Polecę z wami do Londynu i przekażę dziewczynkę nowej niani - zadeklarowała
niechętnie Suzette.
Do tego czasu Lili usnęła zmęczona płaczem. Przypatrywał się złowieszczo drze-
miącemu niemowlęciu. W niewyraznych rysach nie dostrzegał absolutnie żadnego podo-
bieństwa do Volakisów i nie czuł też absolutnie nic. Ta nieszczęsna, bezpańska istotka
miała być jego córką? To jego krew? Miał nieczyste sumienie, był wściekły na siebie.
Przecież powinien coś czuć. A może to szok nadal blokował normalne reakcje? Pozostała
mu jeszcze jedna sprawa do załatwienia w Paryżu. Kupił orchidee. Takie, jakie uwiel-
biała Oleia, przepięknie szkarłatne. Ułożył je na jej grobie. Po raz pierwszy pożałował, że
nie ma w nim żadnej wiary. Pozazdrościł Tally umiejętności odnajdywania pocieszenia
R
L
T
w modlitwie. Co się stało, to się nie odstanie. I żadne słowa ani uczucia nie zmienią su-
chych faktów.
Tally nie wydawała się zaskoczona, gdy zadzwonił i powiedział, że wróci dopiero
następnego dnia.
Uznała, że pochłaniają go interesy. Pół godziny pózniej odebrała zupełnie inny te-
lefon i tym razem nie kryła zdziwienia. Dzwoniła jej przyrodnia siostra, Cosima Karydas.
Oznaczało to przerwanie ponad dwuletniej ciszy, kiedy to Cosima zignorowała ślub Tal-
ly, żeby nie zbliżyć się za bardzo do swej starszej nieślubnej siostry. Dziewczęta wycho-
wywano z dala od siebie. Młodsza ślubna córka Anatola nigdy do końca nie pogodziła
się z istnieniem starszej - odczuła natomiast wszelkie korzyści materialne płynące z sytu-
acji finansowej rodziny, co oczywiście nie było dane Tally.
- Na Boga, Cosima...! - wykrzyknęła.
- Przepraszam, że się nie odzywałam... No sama wiesz, jak to jest...
- Jasne, że wiem - odpowiedziała Tally, z ulgą słysząc niezmieniony głos siostry.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]