[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pewnie z niego zerwać!
Spuściła oczy, czerwona ze wstydu. Jego ciepły oddech musnął jej
policzek.
Czy to aby nie pani jest tą dziewczyną, która uważa, że sama sobie da
radę? spytał mrużąc oczy, lecz przysięgłaby, że w jego głosie brzmiało
rozbawienie.
Wcale się nie bałam. Zapewnienie wypadło nieprzekonująco, sama
to czuła.
Czyżby? Więc dlaczego schowała się pani za mnie?
Nieprawda, nie schowałam się odrzekła z naciskiem Samanta, choć
było jej bardzo głupio. Po prostu nie chciałam panu przeszkadzać,
przecież składał się pan do strzału.
Przeszła obok niego i nie oglądając się ruszyła przed siebie. Luke
wybuchnął głośnym śmiechem, więc przyśpieszyła kroku. Mogła się tego
spodziewać, że będzie się z niej natrząsał! Mimo to, gdy zrównał się z nią
krokiem, nie potrafiła powstrzymać się od pytania.
Co z niedzwiedziem?
Przepadł gdzieś w lesie wyjaśnił Luke. Skwapliwość, z jaką jej
odpowiedział, wydała się Samancie co najmniej podejrzana. Z reguły
czarne niedzwiedzie nie sÄ… niebezpieczne, atakujÄ… tylko wtedy, gdy siÄ™ je
zrani lub gdy bronią młodych. Ale zawsze lepiej uważać, gdy się takie
zwierzÄ™ spotka na drodze.
Zawsze nosi pan ze sobą broń?
W tej okolicy jest to konieczne. Niechętnie jej używam, lecz czasem
nie ma wyboru.
DalszÄ… drogÄ™ odbywali w milczeniu. Nagle Luke dotknÄ…Å‚ ramienia
Samanty i wskazał wyciągniętą przed siebie ręką. Wśród drzew majaczyła
chata wzniesiona z solidnych hali, które z czasem sczerniały. Zbudowana w
określonym stylu, doskonale harmonizowała z krajobrazem.
Lukę otworzył drzwi i nakazał Samancie iść za sobą. Wewnątrz było
tylko jedno wielkie pomieszczenie, ciemne i zimne. Postawiła bagaż na
ziemi i rozejrzała się z ciekawością. Lukę zdjął z haka latarnię, wiszącą
obok drzwi, i zapalił ją, a nawet potrzymał przez moment w górze, aby
mogła obejrzeć wnętrze. Pośrodku stał wielki drewniany stół, nakryty
ceratowym obrusem, nie pierwszej zresztą młodości, a wokół niego cztery
krzesła. Na przeciwległej ścianie znajdował się kominek, nad którym
wisiała głowa łosia zwieńczona potężnymi rogami. W kącie Samanta
RS
24
odkryła zbite z nie heblowanych desek, szerokie łoże przykryte pikowaną
kołdrą. Po drugiej stronie stała pojemna szafa kuchenna, a obok niej mały
stolik z miednicą i przyborami toaletowymi. A więc tu, z dala od
cywilizacji, miała spędzić kilka dni z Lukiem Warnerem.
Przyjemne mieszkanko rzuciła siląc się na beztroskę, lecz tak
naprawdę było jej nie do śmiechu.
Lukę podszedł do małego okna, zasłoniętego wystrzępionym płótnem
namiotowym, omiótł ręką pajęczyny i podniósł zasłonę. Przy drugim oknie
zrobił to samo. Zwiatło dnia zalało wnętrze chaty, uwidoczniając
jednocześnie grube pokłady kurzu pokrywającego wszytko dokoła.
Samanta zdjęła kurtkę i nie czekając zabrała się do roboty. Udało jej się
znalezć miotłę, a na dolnej półce w szafie odkryła parę ścierek. Zajęta
porządkami, nawet nie zauważyła, kiedy Lukę wyszedł, zdziwiła się więc
widząc go powracającego z naręczem polan. Ułożył je starannie obok
kominka, po czym wyszedł uzupełnić zapas. Drew musiało być tyle, aby
podtrzymać ogień przez całą noc.
Samanta tymczasem sięgnęła po wiadro. Trzeba było przynieść wody,
ruszyła więc szybko zamarzniętą wąską dróżką w kierunku, gdzie między
drzewami mignęła jej przedtem tafla jeziora. Gdy tak patrzyła na wysokie
świerki, których pnie lśniły w słońcu, znienacka owładnęło nią niemiłe
uczucie samotności. Obejrzała się z lękiem. Chaty już nie było widać,
zasłaniały ją potężne drzewa. Przyśpieszyła kroku, a ostatni odcinek drogi
do jeziora przebyła biegiem. Zapragnęła jak najszybciej znalezć się w
bezpiecznym zaciszu chaty i uspokajającej bliskości Luke'a.
Z niemiłym uczuciem, że ktoś ją obserwuje, schyliła się, by zaczerpnąć
wody, lecz w tym momencie zastygła w bezruchu, słysząc za sobą trzask
łamanych gałęzi. Przez dobrych parę sekund nie mogła się ruszyć z
przerażenia. Uspokój się, dziewczyno, nikogo tu nie ma, to tylko
przywidzenie, wmawiała sobie, ale to nie wystarczyło, by zwalczyć w sobie
strach. Zdenerwowana, popędziła z powrotem, tak szybko, jak tylko mogła,
nie bacząc, że wychlapuje wodę z wiadra i moczy przy tym kurtkę, bojąc się
spojrzeć na boki. Była przekonana, że ściga ją czarny niedzwiedz, osłupiała
więc z przerażenia na widok ludzkiej postaci, która wyrosła znienacka tuż
przed niÄ….
[ Pobierz całość w formacie PDF ]