[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Powiedz, po co przyjechałaś  powtórzył.
 Nie po to, co sobie wymyśliłeś.
 Więc jednak wiesz, o czym mówię.
 Daj mi spokój!  krzyknęła, tracąc cierpliwość.
Przyjemne rozleniwienie po nocnych igraszkach znikło bez śladu. Było
gorąco i choć Desi lubiła skwar, teraz zaczął jej dokuczać. Słońce stało już
dość wysoko i jego promienie odbijały się w chromowanej części bocznego
lusterka, rażąc ją w oczy. Wyciągnęła okulary przeciwsłoneczne z torebki.
 Ukrycie oczu nic ci nie pomoże.
 Wprost przeciwnie. Uchroni mnie przed migrenÄ….
Po lunchu w małej wiejskiej gospodzie i godzinnej sjeście, żeby
przeczekać najgorętszą porę dnia, znów wsiedli do samochodu. Niemal od
razu Salah włączył napęd na cztery koła i zjechał z drogi między diuny. Byli
teraz zupełnie sami. Po kilku minutach znikły wszelkie ślady cywilizacji i
otoczyła ich pustka pustyni. Słońce było wielką kulą żaru na tle
niewzruszonego błękitu nieba. Obraz piasku rozmazywał się w drżącym od
upału powietrzu. Jedynie Mount Shir dawała wytchnienie oczom od
monotonii krajobrazu.
Po kilku godzinach jazdy słońce zaczęło zachodzić na wprost nich. Im
bardziej zbliżało się do horyzontu, tym było większe i bardziej
pomarańczowe. Niebo powoli nabierało odcieni purpury i fioletu. Desi jeszcze
nigdy nie widziała takiego spektaklu. W ostatnim rozbłysku słońce skryło się
59
R
L
T
za horyzontem i niemal natychmiast zapadła całkowita ciemność. Wciąż
jechali.
Salah nie włączył świateł i Desi zaczęła się czuć nieswojo.
 Kiedy staniemy na noc?
 Wkrótce. Może za godzinę. Jesteś zmęczona?
 Trochę  przyznała, sięgając po butelkę wody.
 Nie zapalisz świateł?
 Po co?
 Możesz jechać po ciemku? Skąd wiesz, dokąd zmierzasz?
 Na pustyni jedynymi drogowskazami są słońce i gwiazdy, Desi 
powiedział ze śmiechem.
 Moi przodkowie posługiwali się nimi od lat. Nie byłoby mnie tu,
gdyby ten sposób się nie sprawdzał.
Desi uśmiechnęła się i odprężyła. Nastrój momentalnie się jej poprawił.
Teraz cisza i ciemność nie były już tak nieprzyjemne. Zadowolona z jego
towarzystwa, zapomniała o wcześniejszych oskarżeniach Salaha.
 Czy to miasto?  zapytała, dostrzegając światła migające w
ciemnościach.
 Zaraz się przekonasz  odparł, włączając reflektory.
Jej oczom ukazało się nieduże skupisko namiotów. Był to obóz
Beduinów. Zanim dojechali na miejsce, pojawiła się grupa mężczyzn w
długich szatach. Zgodnie z ich wskazówkami Salah zaparkował przy
ogrodzeniu z drutu.
Wszyscy byli wysocy i nosili się z dumą ludzi, którzy nigdy nie utracili
związku ze swoją ziemią. Rozmawiali z Salahem ściszonymi, uprzejmymi
głosami, prowadząc ich wokół płotu z drutu, który okazał się zagrodą
wielbłądów. Desi dostrzegła je w świetle latarki. Klęczały i żuły, parskając.
60
R
L
T
Ich niesamowicie długie rzęsy robiły jeszcze większe wrażenie w poświacie
księżyca. Zaprowadzono ich na plac, wokół którego skupiały się namioty. Na
środku stała spora lampa i piecyk. Przyszło jeszcze kilku mężczyzn z
dywanem, na którym zaraz rozstawili talerze. Ktoś zaopiekował się bagażami
przybyszów.
 Czy to hotel?  chciała wiedzieć Desi.
 Nie. To obóz nomadów, ale są przyzwyczajeni do obcych. Coraz
częstsze są podróże po pustyni z przewodnikiem. Tacy turyści z chęcią się u
nich zatrzymują. A Beduini są bardzo gościnni.
Desi rozglądała się wokół oczarowana. Z chęcią się odświeżyła, kiedy
podszedł do niej wysoki mężczyzna o bujnej brodzie i wąsach, podając jej
misę i mydło. Na koniec osuszyła dłonie kawałkiem świeżego płótna.
 Dlaczego tu nie ma kobiet?  zapytała szeptem Salaha.
 Kobiety nie usługują obcym. Rano przyjdą, żeby pokazać swoje
wyroby.
 Cudownie. Co to może być?
 Lalki, naczynia, może jakaś biżuteria  odparł ze wzruszeniem ramion.
Wkrótce podano im jedzenie.
 Czy mi się tylko zdaje, czy to jest pyszne?  zapytała Desi, wiedząc, że
za łakomstwo będzie musiała potem cierpieć katusze głodówki.
 Nie jedliśmy od lunchu  przypomniał Salah.
 Wiem, ale przywykłam do obywania się bez jedzenia i nie powinnam
czuć głodu. Odkąd tu przyjechałam, jem za dużo. Zapłacę za to drakońską
dietÄ….
 Tylko nie podczas tej wycieczki. Pustynia i bez tego jest
niebezpieczna.
Desi przytaknęła i zaczęła jeść wolniej.
61
R
L
T
 Używają za dużo tłuszczu  westchnęła po chwili.  W pałacu też.
Może dzięki temu jedzenie jest takie smaczne? Jakim cudem nikt tu nie jest
otyły? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dirtyboys.xlx.pl