[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bardziej wpływowych obywateli miasta. Nosiła też drogocenne błyskotki - materialny
dowód uczucia hrabiego.
R
L
T
Nawet najbystrzejsze oczy - życzliwe, zawistne czy wrogie - nie mogły pod żad-
nym pozorem dostrzec cienia smutku w jej twarzy czy rozczarowania w oczach Angela.
Przeżywali swój koszmar sami, każde z osobna.
Tego dnia księżna Cosima wydawała przyjęcie dobroczynne w celu wsparcia sie-
rocińca. Ellie jak zwykle powoli sunęła po salonie, smukła w czarnej wieczorowej sukni,
z nietkniętym kieliszkiem trunku w ręku. Gawędziła ze znaczniejszymi gośćmi, rozda-
wała uśmiechy, z pozoru spokojna i opanowana.
Lecz od środka zżerały ją nerwy na myśl o powrocie do Vostranto i comiesięcznej
wizycie małżonka, chłodnej i beznamiętnej. W pełni uszanował jej życzenie. Ani razu nie
wykazał śladu osobistego zainteresowania, nie licząc grzecznościowych pytań o samo-
poczucie. Powiedziała sobie, że to też część obowiązkowego rytuału, nic więcej. I że
wkrótce będzie musiała kolejny raz oznajmić, że niestety znów nie zaszła w ciążę.
Lecz może tym razem otrzyma błogosławieństwo od matki natury, jak Tullia przed
kilkoma tygodniami. Choć wylewne gratulacje Ellie dla przyszłej mamy miały nieco in-
ny wydzwięk niż te, które odebrała od innych, nikt prócz samej Ellie o tym nie wiedział.
Tullia uścisnęła ją spontanicznie.
- Ty też szybko postaraj się o dziecko, żeby mogły się razem bawić - dodała, dzię-
kując za miłe słowa.
Ciotka Dorotea zrobiła taką minę, jakby cisnął jej się na usta złośliwy komentarz,
ale zamilkła na widok ostrzegawczego spojrzenia babci Cosimy.
Babcia Angela przywołała Ellie gestem. Siedziała na krześle z wysokim oparciem
obok drobnej, rumianej zakonnicy o wesołych oczach. Z uśmiechem przedstawiła ją jako
matkę Felicitas, przełożoną klasztoru, który prowadzi sierociniec.
- To dla mnie wielki zaszczyt, poznać panią, hrabino - zagadnęła zakonnica. - Za-
równo rodzina Manzinich, jak i pani matka chrzestna, księżna Damiano, od lat hojnie nas
wspierają. Wiem, że w przeciwieństwie do zmarłej matki i babki Angela pracuje pani
zawodowo. Mam jednak nadzieję, że znajdzie pani trochę czasu na działalność dobro-
czynnÄ….
- Bardzo chętnie, ale... nie mam doświadczenia z dziećmi - odrzekła Ellie z ru-
mieńcem na policzkach.
R
L
T
- Sama natura wkrótce to zmieni - zapewniła matka Felicitas, wstając z miejsca. -
Na mnie już czas. Dziękuję za wszystko, co dla nas robicie, droga Cosimo. Przyprowadz
do nas jak najprędzej uroczą żonę Angela.
Po jej odejściu babcia Cosima wskazała Ellie zwolnione miejsce.
- Pobladłaś ostatnio, moja droga - zauważyła. - Nie za dużo pracujesz?
- Nie.
- Angelo spędza w Galantanie więcej czasu niż kiedykolwiek. I nadal korzysta ze
swojego rzymskiego mieszkania. Mam nadzieję, że mimo nawału zajęć znajdujecie czas
dla siebie. To niezbędne dla podtrzymania małżeńskiej więzi, moje dziecko.
- O ile małżonków łączy miłość, a nie tylko wola rodziny.
- Przykro mi słyszeć, że nadal tak je postrzegasz - westchnęła Cosima Manzini. -
Nie przeczę, że mój wnuk ma swoje wady, ale liczyłam na to, że przekona cię do siebie,
Eleno.
Ellie jeszcze bardziej posmutniała. Nie wiedziała, gdzie ani z kim Angelo spędza
noce w Rzymie. Czasami podejrzewała, że niektóre z dziewczyn, które z uśmiechem
gawędzą z nią na przyjęciach, za jej plecami wyśmiewają się z niej - niekochanej, zdra-
dzanej żony.
Tej nocy znów zamknie oczy, czekając, aż Angelo wypełni nielubiany małżeński
obowiązek. A potem spędzi bezsenną noc, walcząc z pokusą, żeby pobiec za nim i błagać
o odrobinę ciepła. Spuściła oczy.
- To niemożliwe - wyznała. - Nie pasujemy do siebie.
- Wielka szkoda - westchnęła babcia Cosima. - Na długo przed tamtą pamiętną no-
cą w Largossie uznałyśmy cię z twoją matką chrzestną i ciotką Doroteą za idealną kan-
dydatkę. Głęboko wierzyłyśmy, że znajdziecie wspólny język. Najwyrazniej się pomyli-
łyśmy - dodała z ciężkim westchnieniem.
- Czy przedstawiłyście Angelowi swoje plany?
- Tylko o nich wspomniałyśmy - przyznała starsza dama po chwili wahania.
Ellie pojęła, że ich los został z góry przesądzony. Wstała z miejsca i wygładziła
sukienkę, lecz babcia Cosima nie pozwoliła jej odejść. Przytrzymała ją za rękę.
- Bardzo bym chciała usłyszeć, że Angelo nie traktuje cię zle.
R
L
T
- Nie. Zważywszy na okoliczności, jest bardzo troskliwy. I hojny - dodała po chwi-
li przerwy, dotykając kolczyków i naszyjnika z brylantami.
Posłała staruszce ciepły uśmiech na pociechę, pocałowała ją w policzek i odeszła.
Ponieważ obeszła wszystkich znajomych, uznała, że dopełniła obowiązków towa-
rzyskich. Odszukała wzrokiem męża. Słuchał kogoś z uśmiechem na ustach. Gdy ruszyła
w jego kierunku, tłum gości rozstąpił się przed nią. Wtedy ujrzała jego rozmówczynię.
Silvia stała tak blisko, że niemal się stykali. Patrzyła mu głęboko w oczy z ręką na jego
ramieniu, jakby zaznaczała swoje prawo własności.
Ellie zamarła ze zgrozy. Odwróciła się tak gwałtownie, że omal nie wpadła na kel-
nera z tacą. Wymamrotała nieskładne przeprosiny, opróżniła kieliszek do dna, wzięła
nowy i pospiesznie wyszła na balkon.
Od niespodziewanego najazdu Silvii na Vostranto ubiegłego roku ani razu nie pa-
dło jej imię. Nie uczestniczyła też w rodzinnych imprezach. Pewnie ją nudziły. Dziwne,
że zadała sobie trud, by przyjść na przyjęcie dobroczynne, o ile nie przyświecał jej kon-
kretny cel...
Nawet kolejny długi łyk wina nie ukoił wzburzonych nerwów Ellie. Nie żądała
wprawdzie od Angela wierności, ale wstrząsnęła nią jego zażyłość z Silvią. Czyżby wy-
starczyło jedno skinienie, by wybaczył jej nikczemną zemstę? Jeżeli tak, wolała nie ob-
serwować dalszego rozwoju wypadków. Oddała kelnerowi pusty kieliszek i ruszyła przez
salon wprost ku wyjściu.
Nagle ktoś położył jej rękę na ramieniu.
- Gdzie byłaś? - spytał Angelo. - Szukałem cię.
- Grałam rolę twojej żony - odparła. - A teraz jadę do domu.
- Beze mnie? Jeśli zabierzesz samochód, jak wrócę do Vostranto?
- Myślałam, że zostaniesz w Rzymie, jak to często czynisz.
- Ale nigdy wtedy, gdy planujemy wspólną noc, bella mia. Szkoda byłoby mi
przegapić tak rzadką okazję.
- W takim razie dziś będziesz musiał mi wybaczyć. Zbrzydła mi ta farsa. Chciała-
bym dziś spać sama.
- A ja nie.
R
L
T
- W takim razie będziesz zmuszony wziąć mnie siłą.
- Skoro nie dajesz mi wyboru, uszanuję twoją wolę - odrzekł, skłaniając głowę z
kurtuazją. - Nie będę cię dłużej zatrzymywał.
- Dobranoc.
Ellie ruszyła ku drzwiom. Odparła pokusę odwrócenia głowy, żeby sprawdzić, czy
odprowadza ją wzrokiem. Bo jeżeli już szukał Silvii, wolała o tym nie wiedzieć.
R
L
T
ROZDZIAA DZIEWITY
Po przebudzeniu zdziwił ją widok białych ścian i wypolerowanych desek podłogi.
Ellie nieprędko uświadomiła sobie, dlaczego łóżko wydało jej się dziwnie wąskie, a Do-
nata nie przyniosła porannej kawy. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że nie spała w
Vostranto tylko w Casa Biance. Przyjechała do Porto Vecchio poprzedniego dnia i nie
zamierzała wracać.
Od dobroczynnego przyjęcia upłynął tydzień. Przez siedem dni i siedem nocy An-
gelo nie dał znaku życia. Przebywał w Rzymie, a ona w podmiejskiej willi wśród
wzgórz. W rzeczywistości dzielił ich dystans nie do przebycia.
Gdy odmówiła spędzenia z nim nocy, wyraził zgodę, jakby i on miał dosyć tej
małżeńskiej farsy. W końcu nic ich nie łączyło, nawet nadzieja na dziecko. Zwróci mu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dirtyboys.xlx.pl