[ Pobierz całość w formacie PDF ]

samochodu. Twarz Toma wyrażała skupienie. Była piękna.
Wiatr rozwiewał jego włosy. Kapelusz leżał na tylnym
siedzeniu. Rzucił go tam, gdy wysiadł Tweed. I wtedy
wepchnął ją na to ciasne, przednie miejsce dla pasażera.
Uświadomiła sobie, że gdyby chciał ją wykorzystać, po
wyjściu Tweeda posadziłby ją z tyłu. Dziwne zachowanie jak
na kogoÅ› tak zdecydowanego.
Smucił go i denerwował opór Susan Lee.
A jednak nie nalegał. Pozwolił jej decydować.
To dżentelmen, pomyślała ze wzruszeniem. Dokąd
jedziemy? - zapytała. - Porywam cię - odparł, nie odwracając
wzroku od szosy.
- Doprawdy? Jakiego okupu zażądasz od taty?
- A ile jesteÅ› warta?
- Obawiam się, że tyle nie ma. Spojrzał na nią z
rozbawieniem.
- Może wezmie pożyczkę z banku.
- Mimo że tata bardzo mnie kocha, obawiam się, że
zacznie lać krokodyle łzy i załamywać ręce, a potem jednak
zgodzi się, byś mnie zatrzymał.
- To dobrze.
- Będzie się jednak stanowczo domagał, byś wziął ze mną
ślub.
- O rety!
Susan Lee westchnęła.
- Tak. Kiedy się urodziłam, kupił dubeltówkę, żeby użyć
jej jako argumentu w rozmowie z przyszłym zięciem.
- O Boże!
- Widzę, że nie kwapisz się do tej rozmowy.
- Nie przypuszczałem, że rodzicom będzie ciebie aż tak
brakowało.
- Mówisz to dlatego, że mama podłożyła ogień, żeby
ratować twoją skórę?
- Wiesz, myślałem, że po prostu chce się ciebie pozbyć!
Nie miałem zielonego pojęcia, że chodzi jej o to, żebyśmy się
pobrali. To zupełnie zmienia postać rzeczy.
- Przez cały czas usiłuję ci to wytłumaczyć.
- Trudno z tobą wytrzymać.
Powiedział to, co ciągle mu powtarzano, gdy zamieszkał u
Petersonów.
Wiedząc, że na nią patrzy, Susan Lee z zainteresowaniem
przyglądała się swoim rękom. - Kiedy się pobierzemy, z
przyjemnością przemebluję twój dom.
- O rety!
- I gram w brydża - kontynuowała słodko. - Jeśli
zabraknie chętnych, pozwolę ci czasem zagrać.
- O Boże!
Susan Lee z uśmiechem przyglądała się swoim dłoniom.
- Mówiłeś, że jesteś ekspertem.
- Tak - przyznał, pokonany.
- A na noc wkładam lokówki ze szpilkami - dobiła go.
Tom nacisnął hamulce i z piskiem opon zawrócił.
Susan Lee wybuchnęła śmiechem.
Tom zahamował, błyskawicznie odpiął swój pas
bezpieczeństwa, potem jej i chwycił dziewczynę w ramiona.
Pocałował ją w sposób co najmniej niepokojący.
Susan Lee poczuła, że jej ciało staje się całkiem
bezwładne. Pojękiwała i oddychała nierówno. Jej usta
pragnęły pocałunków Toma.
Potem posadził ją z powrotem, zapiął najpierw jej pas,
pózniej swój i wsunął się za kierownicę. Tak po prostu. Drżał
jednak. Trzęsły mu się ręce. Udawał bardzo opanowanego, ale
zdradzały go te drobne oznaki.
Zawrócił i pojechał znowu w kierunku domu Petersonów.
Susan Lee wiedziała, i to bardzo dobrze, że Petersonowie
są u jej rodziców wraz z całą resztą sąsiadów i odpoczywają
po gaszeniu pożaru. Co Tom planuje, wioząc ją do nich i
wiedząc, że dom jest pusty?
No, tak, będzie tam pewnie Willy. Tom chyba o nim
zapomniał. Susan Lee siedziała w milczeniu i z zadowoleniem
myślała, jak bardzo Tom się zdziwi, kiedy zastanie tam
przyzwoitkÄ™.
Zjechali na coÅ› w rodzaju parkingu przy domu
Petersonów. Wokoło nie widać było żywej duszy.
Susan odwróciła głowę i ostrożnie spojrzała na Toma.
Uśmiechnął się. Jego potargane włosy, krzaczaste brwi i
wydatny podbródek nadawały twarzy pełen buty wyraz.
- Nie, nie ma mowy - poinformowała go, unosząc brwi.
- Nie ma mowy o czym?
- Nie zdobędziesz mnie.
- Ależ Susan Lee McCrea! Cóż za prymitywne myślenie.
Co, na miłość boską, chodzi ci po głowie, że podejrzewasz
mnie o coÅ› takiego?
Nie dała się nabrać.
Tom zatrzymał auto i wyłączył silnik. Zapadła cisza. Na
dworze też było cicho. Czyżby byli sami? Jak to możliwe w
takim miejscu jak posiadłość Petersonów?
- Chcesz zobaczyć moją ciemnię w stodole? - zapytał
Tom. - Mam zdjęcia psa. I twoje - te, których nie pokazałem
rodzinie.
Ciemnia w stodole to nie sypialnia.
- Jakie moje zdjęcia? - zapytała. Potem przypomniała
sobie o stawie i znieruchomiała.
Tom z trudem stłumił śmiech. %7ładna kobieta nie potrafi
oprzeć się pokusie obejrzenia własnych zdjęć.
- Z zabawy w remizie.
W porządku. T e może obejrzeć. Susan Lee otworzyła
drzwi i wysiadła z auta.
Tom włożył kapelusz i poprowadził ją do stodoły.
Przeszli pod ogromnym dębem, o którym mówiono, że ma
czterysta lat. Zwano go Drzewem Narad. Nikt już jednak nie
wiedział, kto i kiedy się pod nim naradzał. Istniało kilka
różnych wersji.
Niższe konary dębu podparto kolumnami cegieł. Były [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dirtyboys.xlx.pl