[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czekał na Smugę. Wreszcie ujrzał go wychodzącego z lasu po przeciwnej stronie golizny. Na
to hasło ruszył ku Metysowi. Ten siedział nieruchomo w kucki i otępiałym wzrokiem
wpatrywał się w zmasakrowane ciało mężczyzny. Nowicki podkradał się bezszelestnie,
dopiero o kilkanaście kroków od Metysa trzasnęła pod jego stopą sucha gałązka.
Metys poderwał się na równe nogi. Ujrzawszy Nowickiego, błyskawicznym ruchem
wyszarpnął nóż zza pasa.
- Schowaj nóż, chłopcze! - po hiszpańsku odezwał się Nowicki. - Nie jestem twoim
wrogiem.
Metys zerknął na karabin oparty o pal, ale w tej chwili Smuga podskoczył i odgrodził
go od broni. Chłopak poszarzał na twarzy, silniej zacisnął dłoń na rękojeści noża.
- Uspokój się, nie chcemy cię skrzywdzić - odezwał się Smuga. Metys stał
nieruchomo, tylko jego oczy czujnie mierzyły dwóch obcych mężczyzn. Wahał się jeszcze,
wygląd zewnętrzny upodabniał ich do Indian, ale jeden z nich miał jaśniejsze włosy i obydwaj
obuci byli w trzewiki z wysokimi cholewkami noszone przez białych.
- Nie jesteśmy czerwonoskórymi - powiedział Nowicki, jakby odgadując obawy
Metysa. - Nic ci z naszej strony nie grozi. Jak masz na imiÄ™?
Metys wciąż milczał, tylko z jego oczu znikł badawczy niepokój.
- Czy nie znasz hiszpańskiej mowy? - zapytał Smuga. - Zaopiekujemy się tobą, jeżeli
potrzebujesz pomocy. Jak siÄ™ nazywasz?
- Pablo, tak wołał na mnie ojciec, matka nazywała mnie Aitu - padła cicha odpowiedz.
- Czy mieszkałeś z rodzicami w tym toldzie? - pytał Smuga. Metys potwierdził
skinieniem głowy.
- Kto was napadł? - dalej pytał Smuga.
- Indios bravos, Kampowie.
- Gdzie jest twój ojciec? - indagował Smuga. W oczach chłopaka zaszkliły się łzy.
- To jest mój ojciec! - odparł stłumionym głosem wskazując zmasakrowane zwłoki
mężczyzny.
Nowicki baczniej przyjrzał się zwłokom.
- Niech to wściekły rekin połknie! - mruknął. - Okaleczyli go tak, że nawet nie można
rozpoznać rysów twarzy. To był jednak biały człowiek.
- Co się stało z twoją matką? - zapytał Smuga.
- Uprowadzili ją Kampowie, zabrali wszystkie kobiety - padła odpowiedz.
- Do licha, to gorsze od śmierci - rzekł Smuga.
- Może jej nie skrzywdzą, ona jest Kampijką porwaną przez ojca z Gran Pajonalu -
wyjaśnił chłopak.
- Co twój ojciec porabiał tutaj, w dzikiej głuszy? - znów zapytał Smuga.
- Dawniej mieszkał w La Huairze, pracował dla Pancha Vargasa. Prowadził correrie
do Gran Pajonalu. Tam schwytał moją matkę i zostawił dla siebie. Natomiast Pedro Viejo
polował na niewolników nad Madre de Dios48. Ojciec niedawno przeniósł się tutaj z nami.
Miał poprowadzić dużą correrie do Gran Pajonalu. Seringueiros potrzebowali niewolników do
zbierania kauczuku.
- Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka - wtrącił Nowicki. - Czy ty także chodziłeś z
48
Amahuaca - plemię mieszkające nad Urubambą i Madre de Dios. Amahuakowie mają cerę jasnożółtą, są
wysocy i szczupli, tatuują się, bujniejsze niż u Kampów owłosienie twarzy tak samo zawzięcie usuwają.
Amahuakowie są wrodzy Kampom i białym, którzy w obawie przed nimi nie osiedlają się w głębi lądu między
rzekami Jurua i Ukajali.
ojcem po niewolników?
- Tak, panie, chodziłem - przytaknął Metys.
- No to miałeś, brachu, wielkie szczęście, że i ciebie tak nie oporządzili ziomkowie
twojej matki! Jak to się stało, że ocalałeś?
- Matka chciała mięsa, więc przed świtem postanowiłem upolować dzika, którego
wytropiłem wczoraj. Już byłem w dżungli, gdy usłyszałem strzały. Przybiegłem zaraz do
tolda, ale nie odważyłem się wyjść z zarośli. Ojciec leżał zamordowany, Kampowie jeszcze
pastwili się nad jego trupem, cięli makanami, żgali chikotzowymi pikami. Dobijali też resztę
ludzi mego ojca. Wszyscy zginęli...
- Ilu mężczyzn było z twoim ojcem? - pytał Nowicki.
- Dziewięciu, seńor.
- Biali czy czerwonoskórzy?
- Tylko ojciec był biały, a tamci to siedmiu Pirów i dwóch Amahuaków49. Przed samą
correrią miało przyjść więcej Pirów i białych.
- Ile było tu kobiet oprócz twojej matki?
- Tylko trzy, dwie Czamki i jedna KampijkÄ… porwana tak jak moja | matka. Wszystkie
zabrali Kampowie.
- Słuchaj, Pablo! Atak Kampów na wasze toldo nie był zwykłym napadem. Kampowie
wkroczyli na wojenną ścieżkę przeciwko wszystkim białym w Montanii - wyjaśnił Smuga. -
Wiemy o tym od Kampów, którzy więzili nas w swoim kamiennym mieście w górach.
Uciekliśmy z niewoli, nam także groziła śmierć.
Pablo drgnął, wpił swój wzrok w twarz Smugi. Po chwili zdumiony zawołał:
- Senor, dopiero teraz poznaję! To przecież ty prawie rok temu wyruszyłeś z La
Huairy do Gran Pajonalu w pościg za Cabralem i Josem! Trudno cię rozpoznać, teraz
wyglądasz jak Kampa. A więc jednak żyjesz?! Wszyscy myśleli, że zginąłeś!
- Jak widzisz, Pablo, udało mi się ocalić życie - odparł Smuga.
- Niestety, wszyscy, którzy poszli ze mną, zginęli. Cabral i Jose także...
49
Najlepiej poznany gatunek sępów Nowego Zwiata stanowią: kondor olbrzymi (Sarcorhompus grytus) i kondor
królewski (Gypageus papa). Kondor olbrzymi, zwany królem Andów, zamieszkuje wysokie góry od Quito do
południowego cypla kontynentu. Jest to największy ptak drapieżny i jeden z największych latających ptaków
świata. Długość samca wynosi około l m, a rozpiętość skrzydeł do 3 m. Może szybować na wysokościach ponad
500 m n.p.m. Gniezdzi się w skałach i żywi przeważnie padliną. Kondor królewski, zwany królem sępów ze
względu na piękne, jaskrawe upierzenie, jest nieco mniejszy. Rozpiętość jego skrzydeł sięga powyżej 2 m.
Zamieszkuje równiny podzwrotnikowe pasa Ameryki Południowej aż do Ameryki Zrodkowej, Teksasu i
Florydy. Zrodowiskiem jego są puszcze tropikalne i równiny porośnięte drzewami. Gniezdzi się na wysokich
drzewach, niekiedy wierzchołkach starych, uschniętych pni. Samica składa jedno jajo. Ten ciężki ptak, o wadze
do 1 2 kg, ma słabe nogi, toteż chcąc się wzbić w powietrze, musi najpierw biec kilkadziesiąt metrów, a już
unosząc się, jeszcze raz czy dwa odbija się nogami od ziemi, zanim zacznie szybować.
- A mnie nigdy nie widziałeś w La Huairze? - wtrącił Nowicki. Pablo uważnie mu się
przyjrzał.
- Nie, senor, nie widziałem! - odparł po chwili. - Wiem jednak, że nie tak dawno
przybyli do La Huairy jacyś biali z kobietami i obcymi Indianami. Dopytywali się o seńora,
który ścigał Cabrala i Josego. Potem także poszli na poszukiwania do Gran Pajonalu. Może
ty, seńor, byłeś z nimi?
- Tak, to moi przyjaciele - potwierdził Nowicki.
- Nie mogłem cię widzieć, senor; wtedy z ojcem i Vargasem byliśmy na południu w
toldach zaprzyjaznionych Pirów. Dowiedzieliśmy się o wszystkim dopiero po powrocie do La
Huairy - wyjaśnił Pablo.
- Teraz jesteś sam, pewno twoi towarzysze zginęli...
- Większość z nich ocalała i jest bezpieczna - lakonicznie odpowiedział Nowicki,
ponieważ obawiał się od razu zaufać Metysowi, który pracował dla Vargasa.
- Co masz zamiar zrobić? - zapytał Smuga. - Zginiesz, jeżeli wpadniesz w ręce
Kampów. Vargas pewno też znajduje się już w ciężkich opałach.
- W tych stronach nigdzie nie będę bezpieczny - odpowiedział Pablo.
- Do Pancha Vargasa, jeśli jeszcze żyje, nie chciałbym wrócić. Już nie będę brał
udziału w correriach! Wiem, co czuła moja matka. Czy senores pozwoliliby mi pójść z sobą?
- To nie jest takie proste, Pablo - odpowiedział Smuga. - Mamy się spotkać z
przyjaciółmi na granicy boliwijskiej, a potem podążymy do Manaos nad Amazonką.
- Senor, jeżeli tylko zechcesz mnie wziąć, będę pracował dla ciebie -jednym tchem
odparł Pablo. - Znam mowę Pirów i Kampów...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]