[ Pobierz całość w formacie PDF ]

towarzystwem i z ulgą przyjmie decyzję wyjazdu z Syth na tyle wcześnie, by
po powrocie do Londynu zdążyła przygotować kolację dla Peregrine i Charlesa.
Zostawiła Emily pieniądze na mięso i poleciła je kupić w sobotę, możliwie
jak najpózniej, by w niedzielę było jeszcze świeże. Dała dziewczynie także listę
innych zakupów. Co prawda służąca nie opanowała skomplikowanej sztuki
czytania, ale na szczęście prawie każdy sklepikarz szczycił się tą umiejętnością.
 Zdaje się, że pamiętałam o wszystkim" - pomyślała Neoma.
- Pani jest chyba przestraszona - odezwał się markiz Rosyth. - Nie mogę
sobie wyobrazić powodu.
- Nie jestem przestraszona, tylko... pierwszy raz jadÄ™ faetonem. CzujÄ™ siÄ™
taka ważna i wyniesiona nad wszystko...
- Nigdy wcześniej nie jechała pani faetonem? - zapytał markiz Rosyth,
szczerze zdumiony.
- Moi znajomi zazwyczaj przemieszczają się na własnych nogach -
roześmiała się Neoma. - A jeśli los obdarzy ich pieniędzmi, wynajmują
najzwyklejszy powóz jednokonny.
Przyszło jej na myśl, jak bardzo Peregrine byłby zadowolony, mogąc
powozić własnym faetonem. Choć na pewno nie potrafiłby prowadzić koni z
taką swobodą jak markiz i tak radziłby sobie zdecydowanie lepiej od
niektórych dżentelmenów spotykanych na drodze.
Wreszcie wyjechali z Londynu i znalezli się na wsi. Neoma spoglądała
wokół zachwycona.
- Jakie tu wszystko piękne! - westchnęła. - Trudno uwierzyć, że są ludzie,
którzy chcą mieszkać w mieście.
- Proszę pomyśleć o przyjęciach, jakie panią ominą. Neoma już miała zamiar
odpowiedzieć, że nie była nigdy na żadnym przyjęciu w Londynie, ale doszła
do wniosku, że markiz Rosyth mógłby ją wziąć za osobę nieobytą i, co za tym
idzie, nudnÄ….
 Jeśli był na tyle uprzejmy, że zaoferował mi swoją gościnę - pomyślała -
muszę dołożyć wszelkich starań, by mu się spodobało moje towarzystwo".
Wiedziała, że jeden temat zawsze będzie interesujący dla nich obojga, więc
zagadnęła o konie i z przyjemnością pogrążyła się w słuchaniu opowieści
markiza, jak przez długi czas wyszukiwał odpowiednie okazy, by
skompletować godną zazdrości stajnię.
Wkrótce znalezli się w Syth.
Okazała kopuła wznosiła się majestatycznie nad drzewami, a park i pałac
zdawały się jeszcze piękniejsze niż wczoraj, gdy Neoma musiała stąd
wyjechać.
Dziewczyna czuła się, jakby wróciła na spotkanie ze starym przyjacielem.
- To piękne, wspaniałe, cudowne!
W jej głosie brzmiała taka niekłamana szczerość, że markiz przyjrzał się jej
z uśmiechem.
- Chyba jednak - odezwała się po chwili - zacytowałam wczoraj
niewłaściwego poetę. Choć to przecież pan zaznaczał jego wersy.
- Czuję, że szykuje pani jakiś podstęp - rzekł markiz. - Ale słucham.
- Kiedy tak patrzę na Syth, wiem, że ma pan pełne prawo powiedzieć:
Jam jest wszechwładcą wszystkiego, co wokół, I nikt memu prawu tutaj nie
zaprzeczy.
- A pani znów zapomniała, jak kończy się ta strofa.
Lepiej żyd pośród strachu i śmierci, Niż władać tak strasznym dziedzictwem.
- Ten fragment wcale nie pasuje - stwierdziła Neoma stanowczo. - Nikt nie
zaprzeczy, że Syth jest najpiękniejszym miejscem na całej kuli ziemskiej. -
Zorientowała się, że może była nieco zbyt wylewna. - Choć oczywiście może
mnie pan uważać za... niezbyt doświadczonego arbitra.
- Nic takiego nie zamierzam powiedzieć - odparł markiz. - Cudze zachwyty
nad moją własnością sprawiają mi ogromną przyjemność. Prawie tak wielką jak
komplementy prawione mnie samemu.
Neoma spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Zawsze mi się wydawało, że nie interesuje pana opinia innych ludzi.
Najwidoczniej się myliłam.
- Cóż, to oczywiście zależy, kto wypowiada owe opinie. Interesuje mnie pani
zdanie.
- O panu?
- Właśnie.
Neoma przeniosła spojrzenie na pałac.
- Akurat myślałam, że jest pan zagadkowy, ale powinnam chyba raczej
powiedzieć, że zdaje się pan przeczyć swojej reputacji.
- Co pani przez to rozumie?
- Mówi się, że jest pan bezlitosny, ale ja wiem, że potrafi pan okazać łaskę.
Wydaje się, że lubi pan towarzystwo ludzi, którzy nie budzą szacunku, lecz
sam stanowi ich przeciwieństwo. Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że...
umie pan zrozumieć cudze cierpienie... nawet jeśli nie chce pan tego przyznać.
- Miała nadzieję okazać markizowi, że była mu niewyobrażalnie wdzięczna za
umorzenie długu brata.
Wystarczyło jej przypomnieć sobie uradowaną twarz Peregrine, jego
serdeczny uścisk, by poczuła, jak narasta w niej gorąca wdzięczność dla
markiza za to, że ich zrozumiał.
Gospodarz nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ minęli już mostek i po
krótkiej chwili zatrzymali się na podwórcu. Czerwony chodnik prowadził do
frontowych drzwi miedzy szpalerem zgiętych w ukłonie lokajów. Służący
pomógł Neomie wysiąść z faetonu. Markiz już czekał na schodach przed
wejściem.
- Witam w Syth! - powiedział.
- Cieszę się, że tu wróciłam! - rzekła Neoma.
Idąc przez bali, przyglądała się zdobiącym ściany obrazom Laguerre'a i
wspominała, że spodziewała się już nigdy ich nie zobaczyć po wczorajszym
wyjezdzie.
Markiz poprowadził ją do salonu i namówił na odrobinę szampana, zanim
pójdzie na górę przygotować się do obiadu.
Na szczycie schodów przyjęła ją pani Elverton.
- Miło mi znowu panią widzieć - odezwała się starsza pokojowa.
Wbrew tym uprzejmym słowom na jej twarzy malował się wyraz
dezaprobaty.
 Pewnie jest zaskoczona, że przyjechałam bez przyzwoitki - pomyślała
Neoma nieco zatroskana. - Niestety, nie mogę jej przecież wszystkiego
wytłumaczyć".
- Pokojówka czeka na panią w sypialni. Spodziewam się, że przyjmie pani
posługi Elise? - upewniła się służąca.
- Ależ oczywiście! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dirtyboys.xlx.pl