[ Pobierz całość w formacie PDF ]
psychologii i wiem, że ludzie i zwierzęta przystosowują się niemal do
wszystkiego z wyjątkiem niekonsekwencji. Chcesz mnie zmusić,
żebym poleciała do Kazorowskiego z prośbą o przeniesienie do
innego działu.
- Sprytna mała Colleen - jęknął Jack. - Myślisz, że rozwiązałaś całą
zagadkę, co? - Zirytował się, że tak szybko przejrzała go na wylot.
Nie odkryła motywów, ale rozszyfrowała tę nieszczerą uprzejmość.
- Mam racjÄ™, prawda?
Wydał z siebie krótkie szczęknięcie, mające imitować chichot, ale
nie był rozbawiony w najmniejszym stopniu.
- Jak dotąd mój szczery uśmiech i urok osobisty działały na każdego.
- Ja nie jestem każdy. - Colleen usiadła na swoim twardym
drewnianym krześle. Sięgnęła do teczki i wydostała stamtąd paczkę
listów i wycinków prasowych.
- Co to jest? - zapytał Jack, niechcący zdradzając zaciekawienie.
- Rubryka wymiany przepisów od czytelników z ostatnich dwóch
miesięcy i listy, w których przysyłają te przepisy. - Wzięła jeden ze
stosika. - Ktoś pisze na przykład tak: Moja babcia często piekła
ciasto z czekoladą. Pamiętam, że dodawała oleju i proszku
kakaowego. Czy ktoś zna przepis? Teraz ja muszę przekopać się
przez te wszystkie odpowiedzi i znalezć przepis na ciasto
czekoladowe z olejem i proszkiem kakaowym.
Jack skrzywił się.
- To przecież nie dziennikarstwo, tylko gastronomia.
- Stefania Doebler twierdzi, że nie muszę wypróbowywać przepisów
sama. Dzięki Bogu i za to! Chociaż niektóre brzmią nawet
interesująco. Posłuchaj tego, nazywa się to Deser Niebiański: składa
36
się zmiksowanych owoców, kwiatów malwy, bitej śmietany, dwóch
rodzajów budyniu i trzech rodzajów galaretki, poukładanych
warstwami w głębokiej salaterce.
- Brzmi okropnie. Na twoim miejscu przemianowałbym to świństwo
na Deser Wymiotny.
Colleen posłała szefowi surowe spojrzenie.
- Przysłała go pewna dama z Tonawanda, gdziekolwiek to jest.
Zamierzam zamieścić ten deser w czwartkowym wydaniu. Poza tym
dwa przepisy na ciasto czekoladowe i dwie prośby o nowe przepisy.
Włączyła komputer i zabrała się do pracy. Jack zaniepokoił się. Nic
nie poszło zgodnie z jego planem. Założył, że ona ulegnie jego
czarowi do tego stopnia, że natychmiast przyjmie zaproszenie na mały
lunch we dwoje, a wtedy on przedłoży swą najdziwniejszą w świecie
prośbę. Zaproponuje, żeby podczas pobytu matki i ciotek udawała
poważne zainteresowanie jego osobą. W nocy był całkowicie pe-
wien, że oczaruje Colleen w dziesięć minut. Teraz po raz pierwszy
zaczął wątpić w jej uległość.
Cóż, jeżeli nie udało się za pierwszym podejściem... Nie zdobyłby
obecnej pozycji, gdyby zawsze poddawał się po pierwszej próbie.
Oparł się stopą o biurko dziewczyny tak, że zwisał ze swojego
krzesła. Jeśli nie zdziałał nic uprzejmością, to zagra na jej
współczuciu. Ten sposób nigdy go nie zawiódł. Należy tylko
delikatnie, ostrożnie zdążać do celu...
- Wczoraj skończyłem mój ostatni artykuł dla prasy ogólnokrajowej.
Dzisiaj ukaże się w porannych wydaniach dzienników - zaczął
pozornie obojętnym tonem. - Czytałaś?
Wzrok Colleen spoczął na muskularnym udzie, które prawie jej
dotykało. Przygryzła wargę.
- Tak - bąknęła, szybko odwracając głowę. - Całkiem niezły.
Pouczający i rozrywkowy zarazem. Nie śledziłam sporu między
związkiem zawodowym Narodowej Ligi Futbolu a właścicielami
drużyn, ale zrozumiałam wszystko. Naprawdę myślisz, że będą
strajkować, czy umyślnie grasz rolę advocatus diaboli w tym
felietonie?
- Niestety, chyba będziemy mieli strajk przed końcem miesiąca. - Z
błyskiem w oku, Jack wyłuszczył swoje stanowisko w tej sprawie.
37
Jego entuzjazm okazał się zarazliwy.
- Bardzo mi się spodobało, że nie poparłeś żadnej ze stron. - Colleen
nie kryła uznania. - Stwierdziłeś, że jedni i drudzy kierują się li tylko
chciwością, ale uniknąłeś tonu kaznodziei na rzecz satyry, i to dobrej.
- A co sÄ…dzisz o motcie? Co jest moje, to jest moje, a co twoje, to
się dopiero okaże. Idealnie pasuje do wszystkich zachłannych
maniaków, poczynając od zawodowych sportowców i gwiazd, a
kończąc na popularnej odmianie eks-żony, także mojej - powiedział
najzupełniej obojętnym tonem.
Colleen drgnęła. Nigdy jeszcze nie rozmawiała z mężczyzną o jego
byłej żonie. Chłopcy, z którymi umawiała się na randki byli w jej
wieku, zbyt młodzi na małżeństwo, a co dopiero na rozwód. W tym
momencie przypomniała sobie, że ma przed sobą szefa, a nie
podrywającego ją chłopaka. Zarumieniła się lekko.
- Rozumiem - rzekła cicho.
A jednak połknęła tą wymyślną przynętę - pogratulował sobie Jack.
- Cóż, moja żona chorowała na ciężki przypadek chciwości. -
Wzruszył ramionami. - Kiedy braliśmy ślub, miałem świetny, bardzo
dobrze płatny kontrakt jako zawodowy piłkarz. Byłem całkiem niezły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]