[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Co?
39
RS
- Twoją kozę. Mam twoją kozę. Spotkaj się ze mną za piętnaście minut
na starym moście przy południowych rogatkach. Będziemy negocjować
warunki jej uwolnienia.
-Negocjować? Co... Kto mówi?
- Jeżeli jesteś mądra, nie będziesz do nikogo dzwonić. I przyjedziesz
sama.
W końcu rozjaśniło jej się w głowie i zaklęła pod nosem.
- Do jasnej cholery, Randy, czy to ty? Nikt się nie odezwał.
- Odczep się, słyszysz? Jestem za bardzo zmęczona, żeby zajmować
się głupstwami.
Bo to był bardzo głupi dowcip. Wszyscy ludzie związani z rodeo
wiedzieli, że bez swojej kozy Baby nie da się załadować na ciężarówkę, a
nawet wyprowadzić z zagrody. %7łartowano czasem, że każdy kowboj z
odrobiną pomyślunku mógłby wyeliminować najtrudniejszego byka z
zawodów, porywając kozę. Powszechnie jednak wiadomo, że ujeżdżacze
byków nie grzeszą rozumem, dlatego natychmiast przyszedł Sloan do głowy
Randy Johnson, ten zawsze uśmiechnięty jezdziec konny, ó niezbyt
błyskotliwym i nieco dziwacznym poczuciu humoru.
- Piętnaście minut - powtórzył porywacz głębokim, przytłumionym
głosem, a potem odłożył słuchawkę.
Sloan popatrzyła na telefon. Co za głupek robi mi dowcipy, pomyślała,
zastanawiając się jednocześnie, czy nie naciągnąć kołdry na głowę i
przetrwać w ten sposób do rana. Ale znała Randy'ego i ludzi jego pokroju.
Robienie kawałów było ich ulubionym zajęciem i gotowi byli stanąć na
głowie, żeby doprowadzić całą rzecz do końca.
40
RS
Chcąc, nie chcąc, włożyła dżinsy, skarpetki i kowbojskie buty. Na
podkoszulek, w którym spała, narzuciła dżinsową koszulę, przeczesała
palcami włosy i związała je rzemykiem. Wyjęła z komódki kluczyki od
samochodu i zatrzasnęła za sobą drzwi.
Pięć minut zajęło jej dojechanie z jedynego w miasteczku motelu do
stajni dla bydła, gdzie dowiedziała się, że istotnie koza zniknęła. Następne
dziesięć minut trwało znalezienie ulicy Old Mill i dojechanie nią do ślepego
zaułka nad rzeką.
Księżyc był przysłonięty chmurami, dlatego, wysiadając z samochodu,
zostawiła włączone długie światła.
- No dobrze - powiedziała, starając się, żeby jej głos brzmiał jak
najspokojniej. - Zrobiłam, co chciałeś. A teraz oddaj mi moją kozę, a ja
wrócę do motelu i wreszcie porządnie się wyśpię.
Nie poruszył się żaden cień. %7ładen głos nie przerwał ciszy.
- Randy, jeżeli to ty, postaram się, żebyś już nigdy nie miał spokojnej
nocy.
Ciszę zakłócał jedynie szum silnika samochodu. Kręcąc ze złości
głową, wyłączyła stacyjkę, ale zostawiła włączone światła.
-Nianiu!
Delikatny powiew letniego wiatru zmarszczył powierzchnię płytkiej,
wolno płynącej rzeki. Oddech Sloan uspokoił się, zestroił z rytmicznym
pluskiem wody.
- Nianiu, jesteÅ› tam?
Powitało ją ciche, dochodzące z niezbyt daleka meczenie.
Nie zastanawiając się ani chwili, Sloan ruszyła przed siebie. Grunt był
prawie równy. Reflektory samochodu oświetlały około trzydzieści metrów
41
RS
drogi. Ale to w świetle księżyca zobaczyła scenę, która przyprawiła ją o
przyspieszone bicie serca.
Niania stała po kolana w świeżym sianie, przeżuwała je głośno i
wyglądała na zadowoloną. Sloan westchnęła z ulgą, ale na widok porywacza
zawrzała w niej krew.
42
RS
ROZDZIAA CZWARTY
- Powinnam była się domyślić - warknęła Sloan przez zaciśnięte zęby.
- Cześć, Country! - Jesse z szerokim uśmiechem wyjął z kącika ust
zdzbło trawy. - Miło cię widzieć.
Z piorunującej mieszanki wstrząsających nią uczuć -zdziwienia, złości
i nieproszonej nutki podniecenia -złość wydała się Sloan
najbezpieczniejszym i najprostszym wyborem.
- Wypchaj siÄ™, ty...
- Ostrożnie - przerwał jej Jesse z kpiącym uśmieszkiem. - Niania jest
damÄ….
- Oddaj mi jÄ… i wracam do motelu.
Podeszła do niego stanowczym krokiem, sięgnęła po sznurek, którym
przywiązał kozę, ale Jesse natychmiast schował go za plecami.
- Kochanie-zaśmiał się-nie po to zadałem sobie tyle trudu, żeby ci tę
kozę od razu oddawać. Musimy ponegocjować.
Kiedy indziej być może przeraziłby ją wygląd, jaki nadawały jego
twarzy mroczne cienie. Lecz teraz nie lęk spowodował, że serce podeszło
Sloan do gardła. W każdym razie nie lęk o życie.
Bliskość tego mężczyzny wyzwalała w niej dawno stłumiony instynkt
pożądania, który z każdym dniem, teraz nawet z każdą sekundą, trudniej
było utrzymać na wodzy. Robiła wszystko co w jej mocy, by nie dopuścić
do spotkania z nim sam na sam, a jemu, niech go szlag, udało się w końcu
zapędzić ją do narożnika. Wszelkimi sposobami starała się do niego
zniechęcić, ale to też nie skutkowało. Jesse był jak cierń w żywym ciele, jak
zaraza. Zarazem zbyt uprzejmy i czarujący, by potrafiła dłużej stawiać mu
43
RS
opór. Szukając rozpaczliwie jakiejś deski ratunku, Sloan odegrała scenę
zniecierpliwienia.
- Jesse, czeka mnie jutro cholernie ciężki dzień i nie mam czasu na
głupstwa.
- Wszystko według ustalonego scenariusza, prawda? %7ładnych
odstępstw.
- Jakiego scenariusza? O czym ty mówisz? - Sloan nerwowym ruchem
głowy zrzuciła włosy z ramion na plecy.
- Mówię o tym, jak się mają różne sprawy. - Twarz Jesse'a emanowała
spokojem, a głos zniewalał kojącą, leniwą pieszczotą. - To ciekawe, że
jakimś cudem już w kolejnych zawodach nie udaje mi się wylosować Baby.
Jak i to, że jeśli tylko nie chroni cię tłum ludzi, uciekasz na mój widok. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dirtyboys.xlx.pl