[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się w skorupę. Zastanawiając się w duchu, po co ona właściwie tak się męczy.
Zawsze starała się być dobrą żoną i matką. Jej własna matka była zimna jak
lód i wiecznie niezadowolona, Arlene nigdy nie mogła jej dogodzić.
Skończyła czyszczenie dywanu. Zciereczką była lepka od syropu. Pod
powiekami Arlene paliło. Nie pamiętała już, kiedy po raz ostatni z jej oczu
popłynęły łzy. A teraz, ku wielkiemu zdumieniu, popłynęły.
Całym ciałem wstrząsnął rozpaczliwy szloch. Azy przesłoniły świat.
Akała, tak jak wtedy, na podłodze, kiedy stała nad nią matka.
Matka zawsze powtarzała, że Arlene do niczego się nie nadaje. Nawet
potem, kiedy dorosła, Arlene nadzwyczaj starannie zajmowała się domem i
dziećmi, jej matka zawsze znalazła dziurę w całym. Taka była aż do śmierci.
A tamtego dnia, na podłodze, kiedy matka stała nad nią ze skórzanym
paskiem, Arlene modliła się, by w końcu nadszedł taki dzień, kiedy udowodni
matce, że się myli. Płakała też za ojcem, którego nie znała, płakała, by w
końcu się pojawił i ją uratował.
Ojciec oczywiście nigdy się nie pojawił. A proroctwo matki niestety
zaczynało się spełniać. Arlene Evans zasługuje tylko na pogardę. Zawiodła
jako żona, zawiodła jako matka. Jak ktoś taki mógł pozwolić sobie na wydanie
na świat następnego pokolenia?
Andi patrzyła, jak Cade wybiega na dwór. W pokoju na moment
powiało zimnem, drzwi trzasnęły.
91
R
L
T
Wcale się nie łudziła, że Cade do pomysłu o ekshumacji podejdzie ze
stoickim spokojem. Nie spodziewała się jednak tak gwałtownej reakcji. Teraz
czuła się okropnie. Przecież to ona osobiście przed chwilą zaproponowała mu
odkopanie jego zmarłej żony kobiety, którą kochał nad życie. Czy ona, Andi
Blake, nie ma już w sobie ani odrobiny serca w stosunku do innych ludzi?
Wobec Calhounów na pewno nie, także wobec Starr Calhoun, która
niewątpliwie złamała Cade'owi serce.
Ale Cade to co innego. Andi zaczynała się po prostu bać, czy ta cała
historia go nie wykończy.
Wstała ze swego krzesła przed kominkiem i sięgnęła po botki, wygrzane
przy ogniu. Kiedy je nakładała, spojrzała przelotnie na książki. Zauważyła, że
na jednej z półek stoją książki o przestępcach z Dzikiego Zachodu.
Sięgnęła po pierwszą z brzegu, podniszczoną książkę w miękkiej
oprawie. Otworzyła. Na stronie tytułowej była dedykacja. Grace wiem, jak
lubisz tego rodzaju opowieści. Kocham Cię. Cade".
No tak.
Odłożyła książkę i z kubkiem w ręku powędrowała do kuchni.
Wypłukała go i postawiła na kuchennym blacie, cały czas popatrując dookoła
i zachwycając się, jak ładnie Starr urządziła ten dom. Po co jednak zawracała
sobie tym głowę, skoro i tak zamierzała stąd wyjechać? Może po prostu
chciała się czymś zająć, żeby czas jej się nie dłużył?
Pozbierała z podłogi skorupki i wytarła plamy po kawie. Kiedy tak się
krzątała, zauważyła niedaleko kuchni otwarte drzwi. Nie mogła się oprzeć
ciekawości. Podeszła bliżej, okazało się, że są to drzwi do sypialni, utrzy-
manej w tak ładnych barwach, że już one same zapraszały do środka.
Na naczelnym miejscu stało oczywiście ogromne żelazne łóżko,
pomalowane na biało i przykryte kołdrą w jaskrawych kolorach. Uwagę Andi
92
R
L
T
zwróciło jednak nie łóżko, lecz powieszona nad nim fotografia, niewątpliwie
autorstwa Starr. Portret Cade'a. Znakomity. Starr doskonale wychwyciła to, co
w jego charakterze było tak istotne. Siła i niezłomność. Także wielka
wrażliwość. To był ten mężczyzna, którego pokochała Starr Calhoun. To dla
niego przeistoczyła się w Grace Browning.
Gotowa?
W progu stał Cade.
Bardzo piękne zdjęcie powiedziała.
Cade nie odezwał się. Odczekał, aż Andi przestąpi próg i starannie
zamknął za nimi drzwi sypialni.
Odwiozę cię do miasta powiedział, podając jej płaszcz.
Bardzo chciała powiedzieć mu, jak ogromnie jest jej przykro. Z wielu
powodów. Przykro, że zasugerowała ekshumację, że zrobiła to właśnie teraz.
Ale najbardziej czuje się podle, bo nie chciała uwierzyć, że Starr mogła
zmienić się w Grace Browning, kobietę, którą on pokochał.
Milczała jednak, zdając sobie sprawę, że znów sprawi Cade'owi ból.
Teraz Cade potrzebował trochę czasu i spokoju, żeby dojść do siebie.
Podczas całej drogi powrotnej do Whitehorse żadne z nich nie odezwało
się ani słowem. W samochodzie panowała wręcz ogłuszająca cisza. Cade,
choć milczący, był jednak w jakimś sensie elokwentny, ponieważ przez całą
drogę przeklinał swoją własną głupotę. Co mu strzeliło do głowy, żeby
zawozić Tex właśnie tam? Przecież dla niej liczy się tylko materiał do
artykułu. Obejrzała sobie chatę, napisze o niej kilka zdań i na tym koniec. Bo
na pewno zero refleksji na temat Grace.
Poza tym ona chce, żeby wystąpił o ekshumację.
Ma szczęście, że on potrafi nad sobą zapanować. Bo najchętniej
wrzuciłby ją do jakiejś zaspy, najgłębszej, i wreszcie miałby spokój.
93
R
L
T
[ Pobierz całość w formacie PDF ]