[ Pobierz całość w formacie PDF ]
władzy, gdy ogląda cię, podziwia nie dziesięć tysięcy, ale parę milionów przed telewizorami.
Taka sława, taki masowy odbiór - wielka to władza. Tak! Ja cesarzem, oni moim cesarstwem,
moimi poddanymi. RzÄ…dzÄ™ ich duszami, ich uczuciami.
64
Ma rację, pomyślałem. Daniel O. był potę\nym władcą. Jako Azja, Kmicic, Borowiecki
rządził milionami. Rządził moją rodziną. Odebrał mi \onę-----
Blondynek zamilkł na chwilę - i kiedy tak patrzył w długopis, którym machinalnie bawił się
na stole - rozpoznałem go: fotograf z Powiększenia" Antonioniego! Tak, ta sama
niesympatyczna, egoistyczna mordka. Zblazowany. Wypalony. I rozkwękał się. śe bezsens.
Pustka. Pozory
Wtem zrywa się nowy: chłopisko wysokie, \ylaste (Wasilij Szukszyn!) i bardzo
zdenerwowane. Ludzie, dość, takie flaków wywlekanie brzydzi mnie! Ja nie mogę tego
znieść! Co to?! Szpitalne zwierzenia o zaparciach i stolcach, kupkach, bólach
reumatycznych!!! Przepraszam, nie chcę nikogo obrazić - wychodzę!
I szast! prast! - odsunął krzesło, wyszedł.
Nikt mu nie zaprzeczył, nikt za nim nie wybiegł, \eby go zawrócić. Cisza. Konsternaqa.
Przykro.
Wróci, zawyrokował Waldek De Niro.
Wróci czy nie wróci, jego problem, nie nasz - na to Cyrano Depardieu. I do Kuby
Powiększenia: Tak, stary, zgadzam się. Sława to uzale\nienie. Spirala, jak my tu dobrze
wiemy, polega na tym, \e przyzwyczajamy siÄ™ do bodzca i dla podtrzymania haju
potrzebujemy coraz większej dawki. Więcej alkoholu, mocniejszych drągów, ostrzejszego
seksu itepe. Ale ja chciałbym wyczyścić niesmak po ostatniej wypowiedzi tego pana, co
wyszedł. śeby było jasne. Co go zirytowało? Szczerość. Jest przeciwko szczerości. A
przecie\ szczerość (Cyrano znalazł mnie wzrokiem), szczerość jest najwa\niejszą i jedyną
wartością naszych mityngów. I teraz ju\ będę mówił tylko o sobie. Na imię mam Jan, jestem
teleholikiem. Ale powinienem o sobie mówić: wszystkoholik. Panaholik. Bo prawie
wszystkie uzale\nienia przećwiczyłem. Nie, nie chwalę się (spowa\niał). Nie ma czym. Cud,
\e \yję, \e tu jestem, \e słucham, \e mówię. Wielu z tych, z którymi halsowałem, wypadło.
Na zawsze. Bardzo mnie poruszyło
65
wyznanie Kuby. Dziękuję ci, Kuba. Dziękuję za szczerość. Za odwagę szczerości. Ja
odwa\yłem się powiedzieć o sobie szczerze - dopiero na osiemnastym mityngu. Głównie
słuchałem, lubiłem słuchać. Niektóre wypowiedzi przejmowały, jak się to mówi, do szpiku.
Niby cisza, ale -jakaś inna cisza. W tej ciszy słychać potwierdzenie - uznanie - wdzięczność.
Za co wdzięczność? Za prawdę. śe ktoś, mówiąc szczerze prawdę o sobie, mówi jakby za
mnie. Za nas. Te\ od czasu do czasu się wypowiadałem, ale jakoś tej przychylnej ciszy nie
słyszałem. Co gorsza, czułem, \e z mojego gadania nie ma po\ytku. Inteligentne ono, ale -
jałowe. Dla mnie. I dla nich. A\ raz zdarzyła mi się ta dobra cisza. Pamiętam, po mityngu
powiedziałem zaprzyjaznionemu facetowi, \e ten mityng był udany". On na to: Bo nareszcie,
hipokryto, byłeś trochę szczery. Pamiętam, w drodze do tramwaju rozmawialiśmy potem o
spowiedzi. On wyznał, \e przestał chodzić do spowiedzi, bo jak dorósł, to wstydził się mówić
księdzu o swoich dorosłych grzechach. A fałszywa spowiedz nic nie daje. Nawet szkodzi.
Zatruwa. Samoobłudą. Samoobrzydze-niem. Zrozumiałem, \e podobnie było ze mną.
Spowiadałem się, dopóki moje grzechy były dziecinne - nie zmówiłem pacierza, zabiłem
muchę. Wiadomo. Ajak zaczęły się sprawy dorosłe, zwłaszcza męsko-damskie, wolałem
wyspowiadać się kumplom ni\ księdzu. Co obcemu facetowi do mego rozporka, nie?
Cyrano popatrzył po twarzach, jakby spojrzeniem szukał potwierdzenia.
Ja opuściłem wzrok na stół. Ale w duchu przyznałem ci rację, Cyrano. Te\ przestałem się
spowiadać koło dwudziestki. Kiedy zaczęły się te trudne sprawy.
Cyrano: Zrozumiałem, \e nie warto mi chodzić na mityngi, bo nigdy nie zdobędę się na całą
prawdę, na szczerość do końca. Bo mój najwa\niejszy sekret jest zanadto wstydliwy i nigdy
nie odwa\ę się wyspowiadać z tego obrzydliwego wrzoda. Nieznajomym? Po co? Matka
tłumaczyła zawsze:
66
Ludzie są wredni. Rozmawiaj tak, \eby nikt się nie domyślił, co myślisz naprawdę. Więc
wydawało mi się, \e nigdy nie wyjawię mojego strasznego sekretu. I przestałem chodzić na
mityngi. Choć potrzeba wyspowiadania się zakiełkowała i narastała. Napierała.
Dowiedziałem się, \e będzie spotkanie speq'alne - kilku grup - nad rzeką, przy ognisku.
Przyjechałem. Zwierzenia. Noc. Niby słuchałem innych, ale słyszałem tylko mój głos w
moim Å‚bie: Teraz! Teraz albo nigdy! Przyznaj siÄ™! Powiedz! A potem, kiedy z obrzydzenia
zaczną cię kopać i kamienować albo wrzucą do ognia - wyrwiesz się, skoczysz do rzeki,
zanurkujesz, utopisz się! Bo sekret strasznie wstydliwy był - zamierzałem zabrać go ze sobą
do grobu. Ktoś zakończył. Cisza. A w mojej głowie burza. Teraz! Przetnij wrzoda! Wstań!
śałuj, synu, \e nie byłeś. Przejmująco opowiadał. Cisza taka, \e słyszeliśmy, jak pół
kilometra stąd dudni metro (a mo\e to dudniły nam serca).
[ Pobierz całość w formacie PDF ]