[ Pobierz całość w formacie PDF ]
upadła w płytką wodę. Odetchnął z ulgą, podobnie jak pozostali Sithowie. Nawet Faal uśmiechała
siÄ™ niepewnie.
- Pośliznęłam się - wyjaśniła zakłopotana i zaczęła się podnosić. - Byłam pewna, że...
Nagle chwyciła ją za nadgarstek purpurowa dłoń. Potem następne dłonie usiłowały zacisnąć
się na jej nogach. Szarpnęła rękę, jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia, a silne, smukłe ciało
napięło się, chcąc wrócić w bezpieczne miejsce.
- Arcylordzie! - jęknęła. Uwolniła jedną dłoń i błagalnie wyciągnęła ją do niego, niezdolna
ukryć przerażenia. Atramentowa woda nawet nie falowała, kiedy kobieta desperacko walczyła z
ledwie widocznymi widmami.
- Leeha! - Taalon rzucił się ku niej, ale Gavar Khai złapał go za ramię i w ostatniej chwili
powstrzymał wodza przed pogrążeniem się w zimnej, czarnej głębinie. - Nie, nie, puść mnie...
Dłoń Leehy kurczowo zacisnęła się na wystającym głazie. Kobieta spróbowała wydostać się
na ścieżkę, ale martwe istoty w wodzie już ją dopadły i żadna żywa istota nie mogłaby ich
powstrzymać. Dłoń ześliznęła się, Leeha otworzyła usta do krzyku, a wtedy wypełniła je woda i
zamknęła się nad jej nieskazitelną, purpurową twarzą.
Taalon, wciąż przytrzymywany przez Gavara Khaia, wyciągnął rękę w stronę wody. Khai
unieruchomił mu ją jednak i odciągnął go dalej.
- Za pózno! - krzyknął.
Rzeczywiście było za pózno. Leeha Faal znalazła się poza ich zasięgiem. Luke zapatrzył się
w jej smukłe, drgające konwulsyjnie ciało, bezlitośnie unoszone w dół, w wieczny mrok.
Na Skrzydlatym Sztylecie ciałem Leehy Faal wstrząsały spazmy. Jej czynności życiowe
zmieniały się w zwariowanym tempie, a monitor piszczał alarmująco.
- Co się dzieje? - zawołała jedna z asystentek, usiłując jednocześnie trzymać wijącą się
Keshiri i odczytywać wskazania monitora.
- Nie wiem! Ja...
Ciało Faal wygięło się nagle w łuk, zesztywniało, a potem zwiotczało. Zygzakowate linie,
wskazujące aktywność jej mózgu, nagle rozlały się w płaski sygnał, choć serce biło nadal i płuca
pracowały.
Asystenci spojrzeli po sobie. Kobieta odchrząknęła i włączyła komunikator.
- Sumar do kapitana Syndora - odezwała się. - Kapitan Faal uległa wypadkowi. Ustała cała
aktywność mózgu. Znów jest pan dowódcą Skrzydlatego Sztyletu . Gratuluję, komandorze.
- Dziękuję - rozległ się głos Syndora. Nie próbował nawet ukrywać zadowolenia. - Odłączyć
podtrzymywanie życia i zgłosić się na swoje stanowiska. Czekamy na rozkazy od Arcylorda
Taalona.
- Co się stało? - zapytał Taalon. Wyrwał ramię z uścisku Khaia i skierował swój gniew na
Luke a. - Co oni jej zrobili?
- Nie wiem - odparł Luke.
- Kłamca! - splunął Taalon. Wskazał palcem na ciemną powierzchnię jeziora, tak spokojną,
jakby nigdy nie rozegrała się tu walka na śmierć i życie. - Kto to był? Mówiłeś, że te zjawy są
nieszkodliwe!
- Nie wiem, kto to był - powtórzył Luke, zachowując spokój. - Powiedziałem tylko, że te,
które ja spotkałem, były nieszkodliwe.
Wydawało się teraz, że Głębie Wieczności zaludnione są nieprzyjaciółmi. Leeha była
Sithem i Luke wiedział co najmniej o jednym haniebnym czynie, który popełniła, a mimo to
żałował jej. Intuicja podpowiadała mu, że jej śmierć nie będzie tak litościwa i szybka jak utonięcie.
Taalon wydawał się niezwykle poruszony śmiercią Faal, ale już dochodził do siebie.
- Pospieszmy się. Im mniej czasu tu spędzimy, tym lepiej.
Luke nie mógł się z tym nie zgodzić. Odwrócił się, aby ruszyć dalej, i nagle znieruchomiał.
Poczuł, że Mara ostrzega go, żeby nie iść w mgłę.
Zapomnij o niej - prosiła. - To jedna z Pradawnych. Zostaw ją w spokoju... zaufaj mi .
Mara...
- Co jest, Skywalker? - warknął Taalon. - Przecież mówiłeś, że odpowiedzi leżą tam, we
mgle.
Nie zobaczył Mary, a przecież jej szukał. Myślał, że skoro tak silnie odczuwa jej obecność
na statku, będzie tutaj na niego czekała. Znów spojrzał w wodę. Ujrzał wiele istot, ale nie rozpoznał
żadnej.
Musi porozmawiać z żoną. Ufał jej, ufał bardziej niż komukolwiek innemu. Miała
niezwykłą intuicję, instynkt, który mógłby pomóc jej uratować jego i Bena. Z pewnością ona też
tego pragnie.
- Mara? - zawołał cicho, wiedząc, że w tym miejscu jego żona usłyszy nawet szept.
Panowała cisza. Nie powtórzył jej imienia. Albo przyjdzie, albo nie. I nagle ją zobaczył:
drobny kształt na wodzie. Podpłynęła do niego, a jej rude włosy falowały wokół niej jak obłok.
Pomimo wszystko się uśmiechnął.
- Mara - powtórzył szeptem. Otworzyła szmaragdowe oczy i się uśmiechnęła.
- Skywalker - przemówiła ciepłym głosem. - Co ty tu znowu robisz?
Przykucnął nad wodą. To nie miało sensu; Mara nie była materialna, podobnie zresztą jak
on, a może nawet bardziej, ale i tak chciał być bliżej niej.
- Ta kobieta we mgle - rzekł. - Nie ma jej teraz. Przyszliśmy po nią, Maro. Musimy ją
powstrzymać.
Zmarszczyła rude brwi.
- Widzę, z kim się teraz zadajesz - stwierdziła. - Zmierdzą Ciemną Stroną na odległość.
Zaśmiał się łagodnie.
- Rzeczywiście - odparł, oglądając się przez ramię. Tamci obserwowali go bardzo uważnie. -
Jestem pewien, że odebrali to jako wielki komplement. Ale dobrze się czuję z tym wyborem,
przynajmniej na razie. Uważam, że jest słuszny, podobnie jak ściganie Abeloth. Czy jest coś
jeszcze, co mogłabyś mi powiedzieć?
- O niej? Poza ostrzeżeniem, żebyś trzymał się od niej z daleka? Nic. - Pokręciła głową, aż
włosy zawirowały wokół niej. - Skoro jednak wróciłeś, mam wrażenie, że i tak mnie nie
posłuchasz. - Złagodziła te słowa uśmiechem pełnym łagodnej rezygnacji.
- Masz rację. Muszę to zrobić. Za duża stawka. Myślałem, że to najbardziej logiczne
miejsce, aby ją odnalezć.
- Nie, jeśli ona nie zechce być odnaleziona.
Skinął głową.
- W porządku. Wracamy do starych, dobrych sposobów śledzenia wroga.
- Wysyłając Rękę Imperatora?
Luke roześmiał się głośno.
- Chciałbym, abyś tu ze mną była - powiedział i nie obchodziło go, że Sithowie usłyszą
miłość w jego głosie. Niech sobie słyszą. Miłość to potęga. Wznosi i obala świątynie, kształtuje
historię miliardów - i jednej pary. Cieszył się, że kochał i nadal kocha tak głęboko.
- Bo przecież byłaś - poprawił się. - To znaczyło dla mnie tak wiele. Widzieć cię w swoich
snach... prawie móc się odwrócić i dotknąć cię, zanim się zbudzę.
- Luke... - przerwała mu łagodnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]