[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kocha się w Nancy. Kara miała nadzieję, że tak rzeczywiście jest. To prawdziwe
szczęście dla Nancy. Dla nich obojga, sądząc po tym pożegnalnym pocałunku.
Nagle uśmiech znikł z twarzy Kary. Niepokój, który odczuwała od chwili
przebudzenia, powrócił ze zdwojoną siłą.
Doskonale. I co teraz?
- 176 -
S
R
Jeśli chce dojechać do autostrady, musi skręcić w lewo. Niezdecydowana
zatrzymała się przy znaku stop", opuściła szybę i wciągnęła w płuca powietrze
przesycone ostrym zapachem żywicy i sosnowych igieł. Na szczęście wilgotność tego
dnia nie była zbyt wysoka, lecz Kara pomyślała, że nie może sobie pozwolić na
weekendowe lenistwo.
Powinna skręcić w lewo, wrócić do Houston i podjechać do Taylor Fine
Foundations. Postanowiła, że na razie sklep będzie zamknięty. Tymczasem zalewała ją
rzeka zamówień, a na biurku leżała tona papierów do przejrzenia.
Westchnęła.
Miała dosyć zmartwień. Dosyć pracy. Dosyć udawania, że jest energiczna i
cierpliwa, chociaż napięte do granic wytrzymałości nerwy tak bardzo potrzebowały
spokoju i samotności.
Nagle zdała sobie sprawę, że jeśli zaraz nie ruszy, lada chwila może się tu
pojawić John.
Skręciła w prawo.
Niepokój jednak nie mijał. No cóż, takie są skutki działania pod wpływem
impulsu. Po fatalnej nocy, kiedy przewracała się z boku na bok, zupełnie nie mogąc
usnąć, rozpaczliwie potrzebowała zmiany otoczenia i może chwili babskiej rozmowy
przy kawie. Kiedy zauważyła, że Liza nie jest dziś w towarzyskim nastroju,
przypomniała sobie, że Nancy ma wolny weekend.
Szybko wzięła prysznic, napisała do babci kartkę i pojechała prosto nad jezioro
bez uprzedniego telefonu. Nie chciała, żeby Nancy zbyt wcześnie wstawała, co, biorąc
pod uwagę fakt, iż Jeremy budził się skoro świt, nigdy nie zdarzało się pózniej niż o
ósmej.
Kara nagle zdrętwiała. Gdzie był Jeremy, kiedy jego matka przyjmowała
Johna?
Nie twoja sprawa, Karo.
Gdy się ocknęła, była już przy skrzynce pocztowej i znaku skrętu w boczną
drogę wiodącą na przystań. Metalowa brama, zazwyczaj zamknięta, była tym razem
otwarta i opierała się o zepchniętą na bok pryzmę ziemi.
- 177 -
S
R
Niezdecydowana spoglądała to na wjazd w boczną drogę, to na leżące obok niej
pudełko z ciastkami. Właściwie dlaczego by nie? Travis najprawdopodobniej był już
na rybach z klientem. Sięgnęła do torebki po puderniczkę.
Wprawdzie puder i szminka nie ukryją zmęczenia wywołanego trwającym
tygodniami stresem i kiepskim snem, ale Kara starała się zrobić wszystko, co było
możliwe, aby twarz, która spoglądała na nią z lusterka, wyglądała chociaż trochę
lepiej. Poprawiając włosy, zauważyła, jak ich końce lśnią w promieniach słońca, i
przypomniała sobie słowa Travisa. Chociaż porównanie barwy jej włosów do połysku
łusek wyskakującego z wody okonia nie należało do zbyt wyszukanych
komplementów, to jednak podbiło ono jej serce. Ponownie zerknęła w lusterko.
W spoglądających na nią oczach była jakaś niezwykła czułość i tęsknota.
Kara zdecydowanym ruchem zamknęła puderniczkę i przejechała przez bramę.
Jej myśli ostatnio zbyt często krążyły wokół Travisa. No i co z tego? Spędzali przecież
ze sobą dużo czasu podczas kręcenia kolejnych odcinków programu.
Dobry Boże, przecież myjąc dziś rano włosy, nie robiła tego z myślą o Travisie
czy też o wizycie na przystani. Gdyby zamierzała się z nim spotkać, nie włożyłaby
starych dżinsów i zniszczonych tenisówek.
Nowy, obcisły sweterek z fiołkoworóżowej dzianiny włożyła jedynie dlatego,
żeby poprawić sobie humor. Nie było żadnych innych powodów.
Nawet nie zauważyła, kiedy jej toyota wjechała na teren przystani. Zatrzymała
się i odwróciła w kierunku horyzontu. Z zachwytem patrzyła przed siebie, jakby ten
oszałamiający widok ujrzała po raz pierwszy.
Błękitne jezioro urzekająco lśniło i mieniło się w blasku słońca. Kara czekała
na dawne uczucie zazdrości, które zagłuszyłoby zachwyt.
Jednak po tamtym uczuciu nie było nawet śladu. Ze zdumieniem stwierdziła, że
przystań podoba się jej jak nigdy przedtem. Travis miał rację, kiedy postanowił
utrzymać tu wszystko w stanie maksymalnie zbliżonym do naturalnego. Cudowne,
odludne położenie, unikalne warunki do żeglowania i uprawiania wędkarstwa - to
najlepsza reklama tego niezwykłego miejsca. A przecież, jako żona Travisa, nalegała
na modernizację ośrodka.
Właściwie... dlaczego?
- 178 -
S
R
Odpowiedz, jaka nagle przyszła jej do głowy, wcale się jej nie spodobała.
Czyżby specjalnie sabotowała tę przystań, widząc w niej rywalkę? To jej
przecież poświęcał cały swój czas i uwagę - uwagę, której ona pragnęła wyłącznie dla
siebie. Nacisnęła pedał gazu i pełną wybojów drogą ruszyła w stronę głównego
budynku.
Oczywiście, że tego nie robiła. A może jednak?
Z niepokojem rozejrzała się dookoła. Dziwne. Jeep Travisa stał pod domem,
lecz w pobliżu nie widać było innego samochodu. Sądziła, że jeśli nie wszystkie, to
przynajmniej większość domków będzie na weekend wynajęta.
Coś poruszyło się na pomoście i Kara spojrzała w tę stronę. Prowadzące do
szopy na łodzie drzwi nagle otworzyły się na oścież i po chwili stanął w nich Travis.
Podniósł do góry dłoń i przesłoniwszy nią oczy, rozglądał się dookoła.
Kara nie mogła oddychać. Czuła, że jej serce zamiera, a żołądek podchodzi do
gardła.
Nadludzkim wysiłkiem zaparkowała obok jeepa. Zabrała z siedzenia pudełko z
ciastkami i wysiadłszy z auta, spojrzała w kierunku pomostu.
Travis szedł w stronę brzegu. Najwyrazniej myślał, że coś się stało. Od dnia,
kiedy przyjechała tu z Rossem, Kara nie była na przystani. Teraz się zjawiła nie
zapowiedziana... i sama.
Wspinając się na skarpę, której zbocze opadało w stronę jeziora, przyciskała do
piersi pudło z ciastkami, machając jednocześnie uspokajająco drugą ręką.
Travis zatrzymał się w połowie drogi między brzegiem a szopą na łodzie, po
czym oparł dłonie na biodrach i czekał, aż Kara podejdzie bliżej.
Jej ręka powoli opadła w dół.
Patrzyła na niego jak urzeczona. Jakże wspaniale wyglądał na tle wody i
błękitnego nieba. Piękna prosta sylwetka, szerokie ramiona i ciemne włosy
powiewające w łagodnych podmuchach wiatru. Miał na sobie wysokie buty,
postrzępione na kolanach dżinsy i spłowiałą zieloną bluzę od dresu z obciętymi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]