[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Sara westchnęła głośno.
- Damon... - Nie mogÅ‚a nic na to poradzić. Mu­
siała go dotknąć, w jakiś sposób przełamać lody.
- ProszÄ™...
Przez krótkÄ… chwilÄ™ wydawaÅ‚o jej siÄ™, że zareagu­
je. Zmrużył oczy i zauważyła, jak jego twarz się
zmienia. Jego oczy nabrały lodowatego wyrazu.
- Zostaw, ja posprzątam - powiedział oschle.
Co ty wyprawiasz! - strofował się w myślach.
Miałeś się trzymać na dystans! Wmówił sobie, że
jeżeli się nie będzie zbliżał do Sary, uda mu się
odzyskać nad sobą kontrolę. A teraz znalazł się na
tyle blisko, że wyczuwaÅ‚ bijÄ…cy od jej wÅ‚osów delika­
tny zapach szamponu i widział oznaki zmęczenia
wokół jej pięknych oczu. Nie potrzebował takich
pokus. Jego serce i tak waliło szybko na jej widok.
Musiał natychmiast wziąć się w garść!
Czy już zawsze tak będzie? - zastanawiała się
Sara. Czy już zawsze będzie wobec niego tak uległa?
Ubiegłej nocy w jego ramionach czuła się wspaniale,
jakby wróciła do domu po długiej wędrówce. Prawda
była jednak inna. Nie powinna się dobrze czuć w jego
objęciach, w jego życiu. Nigdy jej nie kochał, nigdy
naprawdę nie pragnął. Ożenił się z nią jedynie ze
względów finansowych, żeby dostać to, na czym mu
zależało.
Nie mogła tego dłużej znieść. Rzuciła papierowy
ręcznik i wstała, nie będąc w stanie być tak blisko
niego. Sama nie wiedziała, czy odczuwa ulgę, że nie
protestowaÅ‚, gdy odchodziÅ‚a, czy żal, że jej nie za­
trzymał.
- Zaparzę świeżą kawę. - Byle tylko skupić myśli
na czymś innym. - O, nie ma już mleka - stwierdziła,
otwierając lodówkę.
Ostatnie krople mleka znajdowaÅ‚y siÄ™ na pod­
Å‚odze.
- Nieważne - powiedziała, starając się, by
brzmiało to nonszalancko, - Powinna być dostawa...
Wycieczka do drzwi dała jej trochę czasu na
ochłonięcie i uregulowanie oddechu.
Nie byÅ‚o żadnego znaku ostrzegawczego. %7Å‚ad­
nego dzwięku, który świadczyłby o tym, że coś jest
inaczej niż zwykle. Nie słyszała stukotu stóp ani
szmeru głosów. Spodziewała się wyjrzeć na cichą,
wyludnioną uliczkę. Była zupełnie nieprzygotowana
ma chaos i tumult, jaki zaatakował jej zmysły, gdy
otworzyła drzwi i stanęła na progu...
ROZDZIAA PITY
Najpierw ujrzała światła.
Nagle, połyskujące jak błyskawice lśnienia, ale
bez poprzedzających je zwykle grzmotów, i dziwny,
ogłuszający dzwięk klikania i furczenia, których nie
była w stanie zidentyfikować.
Błysk! Kliknięcie! Błysk! I wtedy zaczęły się
nawoływania.
- Saro, tutaj, kochanie!
- Panno Meyerson, prosimy do nas!
- Saro, czy możemy chwilę porozmawiać?
- Co? - Zamarła pochylona w geście podnoszenia
peÅ‚nej butelki mleka ze stopnia, oÅ›lepiona ponow­
nym atakiem błyskających fleszy.
- A więc, Saro, czy to prawda?
- Czy rzeczywiście ty...? - Reszta zdania zginęła
w nagłej nawałnicy błysków, które oślepiły ją przez
moment. KtoÅ› potknÄ…Å‚ siÄ™, walczÄ…c o lepszÄ… pozycjÄ™,
i został natychmiast odepchnięty do tyłu.
- Saro, uśmiechnij się!
- A kim pan jest? - Zamrugała oczami, by
widzieć ostrzej obraz przed sobą. Wyprostowała
się zdezorientowana. W końcu zaczęła rozróżniać
zamglone cienie przed sobą, chociaż to, co ujrzała,
nie miało dla niej żadnego sensu.
Reporterzy. Setki reporterów. Taki właśnie obraz
ujrzaÅ‚a swoimi przerażonymi oczami. RzÄ™dy męż­
czyzn i kobiet stojących lub klęczących. Niektórzy
z nich przynieśli nawet ze sobą drabinki, by lepiej
dojrzeć, co się dzieje.
I inni ludzie wywijajÄ…cy jakimiÅ› przedmiotami,
które rozpoznała jako mikrofony z telewizyjnych
wywiadów i kamery filmowe!
- Chodz tutaj, kochanie... Spójrz w tę stronę...
- Uśmiechnij się, możesz? Przede wszystkim on
musi być wart biliony...
- Kto? - Sara usiÅ‚owaÅ‚a siÄ™ dowiedzieć, ale zo­
stała całkowicie zignorowana.
- A więc kiedy go poznałaś?
- Od kiedy to już trwa? Czy planujecie złożyć
wkrótce oświadczenie?
 OÅ›wiadczenie". SÅ‚owo to zabrzmiaÅ‚o tak dobit­
nie, jakby byÅ‚o wypisane w powietrzu wielkimi lite­
rami.
- Jakie oświadczenie? O czym? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dirtyboys.xlx.pl