[ Pobierz całość w formacie PDF ]

między grobami, taka samotna i zagubiona. Chciał do niej podejść,
pocieszyć ją, ale nie śmiał. Stal przy niskiej bramie z kutego żelaza i
czekał.
Tak wiele chciała ojcu powiedzieć, zadać mu tyle pytań, lecz nie
zdążyła. Gdy umarł, w jednej chwili runął jej świat. To takie
niesprawiedliwe, pomyślała z głuchą furią. Był taki młody, taki dobry.
- Tak bardzo za tobą tęsknię - szeptała. - Za naszymi rozmowami
i cichymi wieczorami na werandzie. Zawsze kopciłeś te swoje
okropne cygara na dworze, żeby matka się nie złościła. Zawsze byłam
z ciebie taka dumna. Nie jestem godna nosić tej odznaki. Ale nie chcę
popełnić błędu, dopóki ją noszę, bo była twoja. - Zacisnęła na niej
palce. Poczuła się przerazliwie samotna, bezradna, opuszczona. Już
nie czuła gniewu, ale wciąż nie pogodziła się ze śmiercią ojca. Jednak
skoro płacze, to chyba zrobiła już pierwszy krok ku temu?
Ze smutkiem wpatrywała się w napis wyryty w granicie.
- Chciałabym, żebyś żył - wyszeptała. - Nienawidzę tego, że nic
nie mogę zrobić.
Z posępną miną odwróciła się od grobu. Doszła do połowy
cmentarza, gdy zauważyła Phila. Zatrzymała się w pół kroku i
patrzyła, jak do niej podchodzi.
Przez chwilę wpatrywali się w siebie. Usta jej zadrżały, a potem
bezradnie pokręciła głową. Phil objął ją bez słowa, a ona zadrżała, a
potem ukryła twarz w jego koszuli.
120
RS
- Och, Phil, ja tego nie wytrzymam... - I rozszlochała się po raz
pierwszy od dnia, kiedy zmarł jej ojciec.
Tulił ją w milczeniu, przepełniony czułością, jakiej nigdy dotąd
nie doświadczył. Głaskał ją po głowie, pocieszał bez słów. Widok jej
cierpienia sprawiał mu ból. Objął ją mocniej i czekał, aż się uspokoi.
W końcu ucichła, ale dalej stała z twarzą przytuloną do jego
piersi. Słaba, ale z dziwnym poczuciem ulgi, pozwoliła podprowadzić
się do małej kamiennej ławeczki. Phil usiadł obok niej i objął ją
opiekuńczym gestem.
- Dasz radę o tym porozmawiać? - spytał łagodnie.
- Kochałam go. Matka twierdzi, że za bardzo. -W gardle znowu
jej zaschło. - Był takim dobrym człowiekiem. I takim mądrym.
Nauczył mnie, że oprócz czerni i bieli są jeszcze tysiące odcieni
szarości. -Oparła głowę na jego ramieniu. - On zawsze wiedział, co
robić. Był dla nas opoką. Dla mnie też, kiedy chodziłam do college'u,
kiedy przeprowadziłam się do Albuquerque... Zawsze wiedziałam, że
mogę na niego liczyć.
Pocałował ją w skroń.
- Jak umarł?
- Miał masywny udar mózgu. Nic go nie zapowiadało. Nie
pamiętam, żeby kiedykolwiek chorował. Kiedy przyjechałam, był w
śpiączce. Wszystko... - Głos jej się załamał. - Wszystko inne też się
posypało. Jego serce po prostu... przestało bić. Podłączyli go do
respiratora. Tygodniami oddychała za niego ta cholerna maszyneria. A
potem moja matka kazała ją wyłączyć.
121
RS
- Musiało jej być bardzo ciężko.
- Nie - odparła Tory głucho. - Nie wahała się, nie płakała.
Podjęła tę decyzję sama. Dowiedziałam się o wszystkim, kiedy to już
się stało.
- Tory. - Phil obrócił ją w ramionach, żeby na niego spojrzała. -
Nie powiem ci, czy postąpiła dobrze, czy zle, bo tego nie da się
rozstrzygnąć. Ale wiem, że w życiu każdego człowieka nadchodzi taki
moment, kiedy trzeba pogodzić się z czymś, co wydaje się nie do
zaakceptowania.
- Gdybym tylko mogła wierzyć, że zrobiła to z miłości, a nie...
dla wygody-powiedziała i poprosiła szeptem, by ją objął. - Ostatniej
nocy w szpitalu powiedziałyśmy sobie z matką wiele gorzkich słów.
Wiem, że ojciec bolałby nad tym, że się kłócimy, ale nie mogłam się
powstrzymać. Wciąż tego nie potrafię.
- Potrzebujesz czasu. - Pocałował ją w czubek głowy. - Wiem, że
to brzmi banalnie, ale to prawda.
- Czasami dopada mnie paniczny strach - wyznała półgłosem.
- Ciebie? - spytał zaskoczony.
- Każdy myśli, że skoro jestem córką Willa Ash-tona, to ze
wszystkim sobie poradzę. A sprawiedliwość nie jest czarno-biała.
- Jesteś świetna w tym, co robisz.
- Jestem dobrÄ… prawniczkÄ….
- I dobrym szeryfem. - Uśmiechnął się do niej.
- Mówi ci to ktoś, kogo sama wsadziłaś za kratki. Oczywiście
przy ludziach tego nie powtórzę.
122
RS
- Phil, czasem potrafisz być bardzo miły.
- To ciÄ™ dziwi?
- Może trochę - przyznała cicho i odsunęła się z westchnieniem.
- Czas wracać do pracy.
Wstali oboje.
- Odwiozę cię. Przyślemy kogoś po twój samochód.
- Nie trzeba, już mi lepiej. - Musnęła ustami jego usta. -
Dziękuję ci. Potrzebowałam takiej rozmowy.
- Przyjdziesz do mnie, jeśli znowu będzie ci ciężko?
- Nie wiem - odrzekła po dłuższym namyśle. Phil puścił ją i
patrzył, jak powoli odchodzi.
123
RS
ROZDZIAA SIÓDMY
Operator zrobił zbliżenie Sama i Marlie. Phil chciał
skontrastować młodość z dojrzałością, niezadowolenie z akceptacją.
To była kluczowa scena, pełna napięcia i powściąganego erotyzmu.
Kręcili ją w barze  U Hernandeza", gdzie postać grana przez Marlie
pracowała jako kelnerka. Phil nie wprowadził w sali niemal żadnych
zmian. Blat baru był porysowany, lustro za nim u dołu pęknięte. W
powietrzu unosiła się woń potu i zwietrzałego piwa. Phil chciał
przenieść ten zapach do filmu za pośrednictwem obrazu.
Okna były przysłonięte papierem, który nie przepuszczał
promieni słońca, a przy okazji uniemożliwiał cyrkulację powietrza.
Lampy grzały się niemiłosiernie i w barze panowała taka duchota, że
na twarzy Sama perliły się krople potu, które powstały bez pomocy
charakteryzatorki. Kręcili szóste ujęcie i atmosfera robiła się
nerwowa.
Sam pomylił tekst i zaklął siarczyście.
- Cięcie. - Phil otarł przedramieniem spocone czoło, starając się
trzymać nerwy na wodzy.
- Słuchaj, Phil. - Sam zdarł z głowy wyświechtanego stetsona i
cisnął go na podłogę. - Nic z tego nie będzie.
- Wiem. Wyłączyć lampy - rzucił. - A ty leć po piwo dla pana
Dresslera - polecił człowiekowi z obsługi, zatrudnionemu specjalnie
po to, aby usługiwać kapryśnemu gwiazdorowi. - Usiądz na chwilę,
124
RS
Sam. Ochłońmy. - Poczekał, aż Sam usiądzie z piwem przy
przenośnym wentylatorze, i wyjął puszkę dla siebie.
- Ale gorąco - zauważyła Marlie, opierając się o bar.
Phil zauważył smużkę potu znikającą w dekolcie jej obcisłej
bluzki. Podał aktorce schłodzone piwo.
- Dobrze sobie radzisz.
- To piekielnie trudna rola - stwierdziła, upijając łyk. - Od dawna
na taką czekałam.
- Wracając do ujęcia... -Phil zmrużył oczy. -Kiedy mówisz ten
kawałek o pocie i kurzu, złap go za koszulę i przyciągnij do siebie.
Marlie zastanowiła się i odstawiła puszkę.
- O tak?  W tej dziurze nie ma nic" - w jej głosie brzmiało
rozgoryczenie i gniew -  nic oprócz potu i kurzu". - Chwyciła go za
koszulÄ™. -  Zakurzone sÄ… nawet marzenia".
- Dobrze.
Marlie uśmiechnęła się do niego.
- Lepiej uprzedz Sama. On nie lubi improwizacji.
- Ej, Phil! - zawołał od drzwi Steve. - Ten mały czeka przed
barem z panią szeryf. Pyta, czy mogą popatrzeć.
- Mogą usiąść z tyłu sali.
Minęły dwa dni od ich spotkania na cmentarzu, ale na następne
albo nie pozwalały jej obowiązki, albo najzwyczajniej go unikała.
Wchodząc, powitała go skinieniem i usiadła z Todem przy stoliku pod [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dirtyboys.xlx.pl