[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dziwne, pomyślał odcinając nożem kawałek sera i wkładając do ust. Migocące światło
sprawiło, iż przez chwilę wydawało mu się, jakby jeden z trupów w kącie pomieszczenia
poruszył się.
Zachichotał. Podobna rzecz przydarzyła mu się już raz czy dwa. Ktoś, kogo uznano za
zmarłego, budził się niczym z głębokiego snu. Tyle tylko, że te umarlaki już na pewno nigdy
nie wstaną. %7ładnego z nich nie powaliła choroba. Zginęli za sprawą zimnej stali i obłego
kamienia.
Muchy znów zaczęły brzęczeć. Tym razem bardzo głośno.
Dozorca kostnicy ściskał w garści nóż. Czyżby wślizgnął się tu szczur? Przeklęte gryzonie!
Nie znosił ich. Zsunął się ze stołka, by to sprawdzić.
Pochylił się przepatrując podłogę w poszukiwaniu szczurów, kiedy jeden ze ślepców
podniósł się i usiadł. Dozorca podskoczył tak wysoko, że uderzył głową w sufit. Gazy, to
musiały być&
Jeden po drugim, inni ślepcy zaczęli się poruszać. Kiedy jeden z nich ześlizgnął się z mar i
wstał, kręcąc głową z boku na bok, dozorca cisnął nóż i z krzykiem rzucił się do ucieczki. W
tym musiały maczać palce jakieś złe moce!
Kiedy mężczyzna wziął nogi za pas, Bezocy bezszelestnie opuścili kostnicę, połączeni
jednym celem i posępnym, grobowym milczeniem. Mieli odnalezć dziewczynę, taką samą jak
oni, i tym razem albo ją odnajdą, albo na zawsze pozostaną żywymi trupami.
Skeer jechał galopem, dopóki jego wierzchowiec był w stanie znieść. Widok pająków
obudził w złodzieju dojmującą panikę, ale teraz, znalazłszy się daleko poza miastem, poczuł
się trochę lepiej. Nadal jednak nie potrafił pojąć, co właściwie stało się w Opkothardzie.
Kusiło go, by wstrzymać wierzchowca, znalezć jakieś małe zwierzątko, którego krwi mógł
użyć, i skontaktować się z Negiem, lecz ostrożność wzięła w nim górę. Wyczuwał zdradę i
kto wie, być może Neg również był w nią zamieszany. Skeer nie przeżyłby tak długo, ufając
komukolwiek.
Gdy dotrze do warowni Nega w pobliżu Koryntii, Zamory i Koth, zorientuje się w sytuacji.
A potem podejmie odpowiednie kroki.
Najwyrazniej musiał popełnić jakiś błąd w tym pajęczym grodzie. Naprawi go, dotarłszy
do zamku Nega. Jednak na wypadek gdyby sprawy nie potoczyły się po jego myśli, zamierzał
działać jak kopulujący ostrogrzbiety mrówkojad w starym dowcipie powoli i ostrożnie.
Omiótł go chłodny wiatr i Skeer naciągnął mocniej skradzioną pelerynę.
Jeszcze godzina, dwie jazdy i rozbijemy obóz rzekł Conan.
Myślałam, że możemy podróżować nocą, skoro droga jest szeroka i dobrze ją widać
mruknęła Elashi.
Skeer musi kiedyś spać. My również. A przynajmniej ty i ja.
Jednak nie minęły nawet trzy kwadranse, kiedy Conan wstrzymał wierzchowca. Wbił
wzrok w ciemność, po czym zwrócił się do Elashi.
Mówisz, że te pająki lubią ciepło?
%7łyją na pustyni, więc raczej tak. W chłodnym powietrzu powinny chyba wyginąć.
Nie sądzę. Spójrz.
Elashi wytężyła wzrok usiłując przeniknąć ciemność.
Nic nie widzę, tylko mały pagórek.
Ja je widzę odparła cicho Tuanne.
Pająki? Ale gdzie? Elashi uniosła się w siodle opierając się kolanami o koński
grzbiet. Conan zauważył, jak grają mięśnie jej nóg, kiedy rozcięta spódnica uniosła się
ukazujÄ…c udo.
Pagórek rzekł Cymmerianin. Przyjrzyj mu się uważnie.
On siÄ™ rusza!
To prawda. Jest utworzony z pająków. Być może chłodne powietrze zabije te na
zewnątrz, ale pajęczyce znajdujące się w środku powinny przeżyć.
PajÄ…ki siÄ™ tak nie zachowujÄ…!
Zwyczajne nie szepnęła Tuanne. Te są zaczarowane. Mają cel.
Elashi wzdrygnęła się, a Conan poczuł na plecach lodowate ciarki.
Zawrócimy kawałek wzdłuż drogi i znajdziemy dogodne miejsce na obóz.
Mam nadzieję, że dostatecznie daleko stąd? rzekła Elashi.
Tak.
XIII
Uwolnienie się z ubrań, którymi go związano, było dziecinną błahostką, ale gorzej było z
emocjami, jakie nim owładnęły. Nawet noc nie była w stanie ukryć rumieńca wstydu na
twarzy Mistrza Kamuflażu. Został pokonany przez barbarzyńcę! Ból, jaki przy tym odczuwał,
wżerał się weń niczym niewidzialny gryzoń, ostre zęby rozszarpywały na strzępy jego
zawodową dumę. Przez dwadzieścia zim ani razu nie został zdemaskowany. To fakt, że ludzie
obdarzeni wrodzoną podejrzliwością czasem spoglądali nań krzywo, ale nikt nigdy nie
pochwycił go jak ten umięśniony cudzoziemiec, nikt nigdy go nie przejrzał. To zawsze było
jego powodem do dumy. Teraz jednak jego honor został skalany. Co gorsza, jakby nie dość
było jednej ujmy, został jeszcze obrabowany! Mistrz Kamuflażu przemykał ciemnymi
ulicami, pałając z wściekłości. Pieniądze nic nie znaczyły. Przez lata zgromadził wielką
fortunę, więcej niż mógłby wydać. Chodziło o jego fach i honor. A na jego honorze pojawiła
się plama. Pojedynczy czarny kleks pośród bieli zmienił całe tło w szarość.
Co miał zrobić?
Rozwiązanie wydawało się oczywiste. Tak długo, jak długo barbarzyńca stąpał po ziemi
żyjących, honor Mistrza Kamuflażu nie zostanie oczyszczony. Dopóki tamten żył, on był
splugawiony. Kiedy go zabije, będzie mógł powiedzieć: żaden żyjący człowiek nie zdołał
okpić Mistrza Kamuflażu.
Tak. Rozwiązanie było dobre.
Od czasu do czasu zdarzało mu się zabijać, ale ogólnie rzecz biorąc nie był mordercą. Miał
jednak pieniądze, które mógł wydać, i było wielu wprawnych morderców znających sztukę
zabijania, którzy za dogodną opłatą podjęliby się usunięcia niewygodnego barbarzyńcy.
Arcykapłan odciął się od całej sprawy, z chwilą gdy cudzoziemcy opuścili miasto.
Niemniej honor musi zostać oczyszczony. Dokona tego nawet wtedy, gdyby przyszło mu
zawędrować na koniec świata. Będzie patrzył, jak barbarzyńca wije się u jego stóp, zanim go
uśmierci. Mistrz Kamuflażu uśmiechnął się. To była przyjemna myśl. Conan z Barbarii
umrze, a Mistrz Kamuflażu odzyska utracony honor.
Znajdzie ludzi, a potem jak najszybciej opuści miasto.
Elashi krzyknęła.
Conan obudził się i poderwał z mieczem w dłoni, szukając zagrożenia, a kiedy je ujrzał, z
usunięciem go nie miał najmniejszych trudności. Jeden z czarnych pająków biegł po kocu
Elashi. Zanim zdążył się oddalić, Conan zmiażdżył go pod butem. Rozległ się cichy mlask
rozgniatanego ciała.
Kiedy Conan odwrócił się do Elashi, stwierdził, że jego dwie towarzyszki tulą się do siebie
kurczowo.
To tylko jeden pająk rzekł zapewne odłączył się od reszty.
Nie cierpię ich! rzuciła Elashi, po chwili dodała: Tuanne, jesteś taka zimna!
Bladoskóra kobieta skinęła głową.
Mam wrażenie, że jestem taka, odkąd sięgam pamięcią. To niedogodność, z którą trzeba
nauczyć się istnieć.
Przez chwilę wszyscy milczeli, wreszcie Elashi podniosła wzrok na Conana. Uniosła lekko
jedno kolano, a osuwająca się spódnica odsłoniła całą śniadą nogę. Jej ciemna skóra
kontrastowała silnie z cerą Tuanne, a widok ten sprawił, że Cymmerianin zaczął oddychać
szybciej.
Jest jej zimno, Conanie. Chodz tu i pomóż mi ją ogrzać.
Początkowo barbarzyńca wziął jej stwierdzenie dosłownie, kiedy jednak Elashi uniosła
spódnicę wyżej, ukazując ciemny trójkąt włosów, natychmiast zrozumiał swój błąd. Było to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]