[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nad Crotalusem paleniska. Pleciony kosz natychmiast stanął w płomieniach. W ciągu paru
chwil ognista ścieżka pomknęła w górę i w dół, obejmując żagle, linę, kosz i sam niby
księżyc. Noc pojaśniała, gdy jedwabną czaszę ogarnął ogień. Conan ujrzał, jak Crotalus w
płonących szatach wypada z kosza i znika z pola widzenia.
Równie szybko jak zaczęła płonąć, gorejąca czasza osiadła na powierzchni morza, a jej
blask zniknął w świetle ogarniętych ogniem masztów i want. Nad zbiorowiskiem okrętów
zapanowała nagła, przypominająca senny majak cisza. Ucichły dobiegające z oddali wołania i
odgłosy bitwy.
Czy to znaczy, że walka się skończyła? zapytała zmęczona Phiłiope.
Nie odparł Conan. Położywszy dłoń na ramieniu dziewczyny, wskazał słabą, błękitną
poświatę na zachodzie, roztaczającą się u podstawy dalekich chmur.
W chwile pózniej do ich uszu dobiegł oznajmiający burzę łoskot gromu.
EPILOG
Piracki okręt flagowy Bezlitosny wpływając do Djafur zostawiał za sobą pas spienionej
wody. Migotały wiosła rozgarniające niebieskie morze, a w górze odświeżająca bryza
rozpraszała zabłąkane pasma obłoków ostatnie pozostałości minionej nawałnicy.
Wąskimi przesmykami miedzy urwistymi brzegami wysp torował sobie drogę rząd około
dwudziestu okrętów. Były nadwerężone po bitwie, o czym świadczyły połatane kadłuby i
prowizorycznie pozszywane żagle, lecz wioślarze i sternicy bez przeszkód utrzymywali statki
w szyku.
Powiodło się nam najlepiej ze wszystkich flot powiedział Conan do kapitanów
zgromadzonych na śródokręciu Bezlitosnego . Odpłynęliśmy z tyloma statkami, z iloma
rozpoczęliśmy bitwę, na dodatek zapchanymi po brzegi dezerterami i wyładowanymi
łupem& długo będziemy żyć ze sprzedaży tego, co zdobyliśmy siedzący u nasady masztu
Cymmeriahin usadził sobie Philiope na kolanach i powiódł poważnym spojrzeniem po
pozostałych. To prawda, że straciliśmy mnóstwo porządnych kompanów. Wielu więcej
zginęło w uściskach martwych diabłów Crotalusa niż z rąk śmiertelników! Nadszedł jednak
kres knowań czarnoksiężnika i prosimy bogów, by Vilayet nigdy więcej nie wypuściło
duchów ze swych objęć. Zwłaszcza ducha Zembabwańczyka.
Minie wiele lat, nim turańska flota podniesie się po tej klęsce stwierdził Hrandulf,
napełniając kubek z zawieszonego przy maszcie antałka. Podziurawione okręty Yildiza
znalazły się daleko od najbliższego kotwicowiska. Jeśli któremukolwiek uda się odnalezć
drogę do domu po nawałnicy, która zepchnęła ich na wschód, jego załoga będzie miała
wyjątkowe szczęście.
Zgadza się, morska potęga Turanu została złamana jak trzcinka, jednak burza
potraktowała naszych sprzymierzeńców niewiele lepiej powiedziała Santhindrissa.
Wicher i fale, które zepchnęły nas w stronę domu, zatopiły większość ich przeciążonych
galer. Niewielu hyrkańskich wojowników powróci w swoje pielesze& a na pewno żaden koń,
mogę się o to założyć.
Taki bywa los flot na wojnie odparł Conan. Czasami bogowie wspierają jedną czy
drugą stronę, kiedy indziej odwracają się od obydwu. Nie mam naszym sprzymierzeńcom nic
do zarzucenia. My, piraci, wywiązywaliśmy się z naszych zobowiązań, dopóki czyny
szalonego czarownika nie sprawiły, że nie mieliśmy już wobec kogo dochowywać wierności.
Chcę jednak wznieść kolejny toast! Gdy Philiope napełniła puchar Conana, Cymmerianin
wzniósł go do góry. Za pokój na morzu i bogactwo, które sprowadza!
Conan pociągnął długi łyk, dając pozostałym czas na zrobienie tego samego.
Za równość wszystkich królestw, otaczających morze Vilayet! zawołał Hrandulf, po
czym wszyscy upili następny łyk.
Owszem! rzekł Conan i dodał: Za władających morzem bogów i za
spoczywających w jego głębinach zmarłych!
Był to tyleż toast, co ofiara. By jej dopełnić, Conan cisnął swój puchar przez burtę. Wiatr
zwiał w bok szkarłatne krople wina. Pozostali kapitanowie wahali się pójść jego śladem.
Widząc to, Santhindrissa zawołała śpiewnym głosem:
Oszczędzcie swe naczynia, bracia i siostry, i napełnijcie je od nowa! Musicie wznieść
jeszcze jeden toast: za Santhindrissę, królową Czerwonego Bractwa i jej męża, Ferdinalda!
Mówiąc to, otoczyła ramionami krępego żeglarza, który skinieniem głowy potwierdził jej
rewelacjÄ™.
Kiedy to się stało? rozległ się zgiełk zaskoczonych głosów.
Tuż po rozpoczęciu bitwy dokonaliśmy abordażu tej samej galery i walczyliśmy na niej
ramię przy ramieniu wyjaśniła Stygijka. Potem sczepiliśmy nasze okręty, by osłaniać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]