[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odważnym przedsięwzięciu i której sympatię pobudziło to, co nazywała strapieniami
Teddiego .
- Tak nie można Jo, nie powinnaś tak mówić, a jemu nie wolno korzystać z twoich złych
rad. PowinieneÅ› zrobić dokÅ‚adnie tak, jak życzy » sobie tego twój dziadek, mój drogi chÅ‚opcze -
powiedziała Meg swoim najbardziej macierzyńskim tonem. - Pracuj jak tylko możesz na
uniwersytecie, a kiedy dziadek zobaczy, że starasz się spełniać jego życzenia, na pewno nie
będzie dla ciebie okrutny ani niesprawiedliwy. Tak jak powiedziałeś, nie ma nikogo kto mógłby
z nim pozostać i kochać go, a ty nigdy byś sobie nie wybaczył, gdybyś opuścił go bez jego zgody.
Nie bądz nieszczęśliwy ani urażony, ale spełniaj swoje obowiązki, a spotka cię nagroda, tak jak
dobrego pana Brooka, który jest szanowany i kochany.
- A co ty o nim wiesz? - zapytał Laurie, wdzięczny za dobre rady, ale niezbyt zachwycony
kazaniem i zadowolony, że może po swoim niezwykłym wybuchu odwrócić od siebie temat
rozmowy.
- Tylko to, co opowiedział nam o nim twój dziadek - jak opiekował się swoją matką aż do jej
śmierci i nie wyjechał jako nauczyciel za granicę do jakiejś miłej osoby, bo musiałby ją
zostawić, i jak pomaga teraz starej kobiecie, która pielęgnowała jego matkę, i nikomu o tym nie
mówi, a jest przy tym tak szlachetny, cierpliwy i dobry jak tylko można.
- Taki właśnie jest, kochany z niego jegomość! - powiedział serdecznie Laurie, kiedy Meg
przerwała zarumieniona i wzruszona swoją opowieścią. - To cały mój dziadek, żeby dowiedzieć
się o nim wszystkiego, nic mu o tym nie mówiąc i opowiadać o tym innym, żeby mogli go
polubić. Brooke nie mógł zrozumieć, dlaczego wasza matka jest dla niego tak miła, zaprasza go
razem ze mną i traktuje go na swój piękny przyjacielski sposób. Uważał że ona jest po prostu
ideałem, opowiadał o tym po całych dniach, a także w płomiennym stylu o was wszystkich, jeśli
kiedykolwiek moje marzenia się spełnią, to zobaczycie same, co zrobię dla Brooka.
- Zacznij coś robić już teraz, nie zatruwając mu życia - powiedziała ostro Meg.
- A skąd ty wiesz, że tak jest, panienko?
- Zawsze mogę to odgadnąć z wyrazu jego twarzy, kiedy odchodzi. Jeśli byłeś dobry, to
wygląda na zadowolonego i idzie energicznie. Jeśli mu dokuczałeś, to jest poważny i idzie
powoli, tak jakby chciał zawrócić i lepiej wykonać swoją pracę.
- To mi się podoba! Więc prowadzisz rejestr moich dobrych i złych ocen na twarzy Brooka?
Widziałem jak się kłania i uśmiecha, kiedy przechodzi pod twoim oknem, ale nie wiedziałem,
że macie telegraf.
- Nie mamy. Nie gniewaj się, i, och, nie mów mu, że coś powiedziałam! Wspomniałam o
tym tylko po to, żeby pokazać, że obchodzi mnie, jak sobie dajesz radę i powiedziane to było w
zaufaniu - wołała Meg, bardzo zaniepokojona na myśl o tym, jakie mogą być następstwa jej
nieostrożnej przemowy.
- Nie jestem plotkarzem - odparł Laurie z wyrazem królewskiej wyższości, jak Jo nazywała
pozę, którą czasami przybierał. - Tyle tylko, że skoro Brooke jest barometrem, to muszę się
postarać, żeby mógł pokazywać dobrą pogodę.
- Proszę, nie obrażaj się. Nie miałam na myśli kazania, plotek ani żadnych głupstw.
Uważałam tylko, że Jo umacnia cię w uczuciach, których kiedyś będziesz żałował. Jesteś dla
nas taki miły, że uważamy cię za naszego brata i mówimy to, co myślimy. Wybacz mi, zrobiłam
to naprawdę z przyjazni. I Meg wyciągnęła dłoń gestem pełnym uczucia, a zarazem
nieśmiałym.
Wstydząc się swojego chwilowego wybuchu, Laurie uścisnął przyjazną, małą dłoń i
powiedział szczerze: - To ja powinienem prosić o wybaczenie. Jestem złośliwy i przez cały
dzień zupełnie nie do zniesienia. Chcę, żebyście wytykały mi moje błędy i były dla mnie jak
siostry, toteż nie przejmujcie się, kiedy jestem nie w humorze. Będę wam jednakowo
wdzięczny.
Zdecydowany, by udowodnić, że nie jest obrażony, starał się być tak miły jak tylko potrafił -
zwijał bawełnę dla Meg, recytował poezje, żeby sprawić przyjemność Jo, strząsał szyszki dla
Beth i pomagał Amy przy jej paprociach, dowodząc tym samym, że jest osobą niezwykle
nadającą się do Towarzystwa Pracowitych Pszczółek. W środku ożywionej dyskusji na temat
obyczajów domowych żółwi, które były najmilszymi spośród stworzeń wdrapujących się tu od
rzeki, słaby dzwięk dzwonka ostrzegł ich, że Hanna postawiła już herbatę żeby, się warzyła i
że powinni wracać do domu na kolację.
- Czy mogę przyjść tu znowu? - zapytał Laurie.
- Tak, jeśli będziesz dobry i będziesz kochał swoje książki tak, jak to robią chłopcy w
podręcznikach - powiedziała z uśmiechem Meg.
- Postaram siÄ™.
- W takim razie możesz przyjść, a ja nauczę cię robić na drutach, tak jak to robią Szkoci.
Jest teraz duże zapotrzebowanie na skarpety - dodała Jo, kiedy żegnali się przy furtce,
wymachując wykonanymi przez siebie, niczym wielką, niebieską, wełnianą chorągwią.
Tego wieczora, kiedy o zmierzchu Beth grała dla pana Lawrenca, Laurie stojąc w cieniu
zasłon, przysłuchiwał się małemu Dawidowi, którego prosta muzyka zawsze koiła jego
niespokojną duszę i przyglądał się starszemu panu, siedzącemu z siwą głową podpartą na dłoni
i pogrążonemu w czułych myślach o zmarłym dziecku, które tak bardzo kochał. Przypominając
sobie popołudniową rozmowę, chłopiec powiedział sam do siebie, postanawiając dokonać
ofiary z pogodÄ… ducha:
Zrezygnuję z mojego zamku i zostanę z drogim staruszkiem dopóki mnie potrzebuje, bo
jestem przecież wszystkim, co posiada.
ROZDZIAA 14
Sekrety Jo była bardzo zajęta na strychu, gdyż pazdziernikowe dni stawały się chłodne, a
popołudnia krótkie. Tylko na trzy czy cztery godziny słońce wpadało łagodnie przez wysokie
okna, ukazujÄ…c Jo siedzÄ…cÄ… na starej sofie i pracowicie piszÄ…cÄ…, z papierami rozrzuconymi na
stojącym przed nią kufrze, podczas gdy Bazgrotek, jej mały szczurek, przechadzał się po
[ Pobierz całość w formacie PDF ]