[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mandżaro wolno zbliżył się do Paragona. Wyciągnął do niego dłoń.
Przepraszam cię, świnia byłem, że cię wtedy posądzałem.
To głupstwo powiedział Maniuś i w jednej chwili zapomniał o wszyst
kich urazach, jakie żywił do kapitana drużyny.
Perełka, skacząc wokół Maniusia, wołał:
Chodz na boisko, pokopiemy trochÄ™! A jutro o piÄ…tej trening na Konwik-
torskiej!
Maniuś wyrwał bramkarzowi piłkę, kopnął ją z całej siły. Poszybowała wyso-
ko ponad jezdnią i upadła daleko, odbijając się o suche płyty chodnika.
Idziemy, wiara! Zobaczycie, że wygramy z Pogonią"!
Zapalały się pierwsze latarnie. %7łarzyły się blado na tle szarego, wieczornego
nieba. Na ulicy dudniły wielkie, ciężarowe wozy. Zmęczone konie szły ciężko, ze
spuszczonymi łbami, wybijając na nierównym bruku ostatnią melodię pracowite-
go dnia. Jaskółki świergoliły pod okapami dachu, a w gruzach krążył bezszelest-
nie pierwszy nietoperz.
Maniuś przystanął. Wyjął z kieszeni pieniądze, które dostał od Stefanka, i jesz-
cze raz przeliczył. Zgadzało się: jedna czerwona stuzłotówka, zielona pięćdzie-
siątka i wyblakła niebieska dwudziestka, a do tego jeszcze pięć złotych w bilonie.
Razem sto siedemdziesiąt pięć złotych.
Chyba nie zażądają ode mnie procentów?" pomyślał kładąc pieniądze do
kieszeni. Nawarzyłeś piwa, to sam je musisz wypić..." powtórzył w myśli
słowa trenera. Myśl była gorzka jak zwietrzałe piwo, ale Paragon nie należał do
tchórzów. Trzeba to załatwić jak najprędzej, żeby mieć spokojną głowę". Prze-
rwał w ten sposób niepokojące go myśli i przyspieszywszy kroku, zbliżył się do
domu, w którym mieszkał Królewicz. Zatrzymał się przy płocie. W obu oknach
płonęło już światło. Starym zwyczajem zagwizdał na palcach. Po chwili oczeki-
wania w drzwiach stanął Królewicz. Młody Wawrzusiak rozglądał się z niepoko-
jem.
121
Kto tam? zapytał ściszonym głosem.
To ja, Paragon odpowiedział Maniuś.
Królewicz ożywił się. Biegiem dopadł płotu i wychylił swą kształtną głowę.
Zjawiłeś się wreszcie?! zaśmiał się złośliwie. Najadłeś się strachu
i wróciłeś do domu! Szczeniak z ciebie. No, ale dobrze... Przydasz się. W czwar
tek gramy ze StolicÄ…".
Z kim to gadasz, Julek? w drzwiach stanÄ…Å‚ starszy Wawrzusiak.
Znalazł się uciekinier rzucił ze śmiechem Królewicz.
Romek Wawrzusiak ruszył wolno w stronę płotu.
Przeprosiłeś się z nami? zapytał kpiącym tonem. Przyszła koza do
woza.
Maniuś z daleka czuł woń wódki. Cofnął się, ale Romek był już przy nim
i gwałtownym ruchem złapał go za ramię.
Nie bój się prychnął mu prosto w twarz. Pogadamy spokojnie. Dla-
czegoś wtedy nie przyszedł?
Maniuś milczał. Patrzał prosto w błędne od alkoholu oczy Romka.
Forsę zabrałeś, ale przyjść nie łaska podjął tamten głosem twardym, nic
dobrego nie wróżącym. Nie podoba ci się Huragan", co?
Nie grałem w żadnej drużynie żachnął się chłopiec.
Ech, ty gadzie! zaśmiał się Wawrzusiak i tarmosząc w zaciśniętej dło
ni koszulę chłopca, przyciągnął go jednym szarpnięciem do siebie. Honorowy
z ciebie szczeniak. Ale i bez ciebie Huragan" wygrał 5:2. A twoja zakichana Sy
renka" ledwo się wygrzebała. Przybliżył swą twarz do twarzy chłopca i nagle
zapytał: A teraz co będzie?
Właśnie przyszedłem oddać wam forsę... Maniuś sięgnął do kieszeni,
wyciągnął zwinięte w rulonik banknoty.
Romek uderzył go w wyciągniętą rękę.
W nosie mam twoje zasmarkane pieniÄ…dze! krzyknÄ…Å‚. Schowaj sobie
na cukierki! Podpisałeś zgłoszenie czy nie.
Podpisałem wyszeptał Maniuś drżącym głosem ale chcę je wyco
fać. ..
Nie dokończył, gdyż dostał krótki, suchy, ale piekielnie mocny policzek. Gdy-
by go Wawrzusiak nie trzymał za koszulę, upadłby na ziemię.
Maniusiowi pociemniało w oczach. Twarz piekła od uderzenia, w głowie czuł
zamęt. Pieniądze wypadły mu z dłoni. Aluminiowe złotówki zadzwoniły cienko
o bruk chodnika. Chłopiec wyszeptał:
Czego wy ode mnie chcecie?
Zgłoszenie podpisałeś, a grać nie chcesz wtrącił Królewicz.
Nie będę u was grał!
Ale forsa się przydała syknął Romek.
Nie chcę waszej forsy, nie chcę! wykrztusił z wściekłością.
122
W tej samej chwili padł drugi cios. Tym razem zwartą pięścią prosto w twarz.
Maniuś poczuł w ustach mdły smak krwi. Szarpnął się tak gwałtownie, że koszula
trzasła w szwach rękawa.
Puśćcie mnie! zawołał zdławionym głosem.
Starszy Wawrzusiak wciąż trzymał go mocno.
Słuchaj, ty gadzie, jeżeli pójdziesz do nich, to cię tak spiorę, że cię twój
trener nie pozna. A teraz zabieraj forsę i zmiataj, bo nie mogę patrzeć na twoją
zamazaną gębę. Odepchnął go. Maniuś zatoczył się, upadł na chodnik, ale
natychmiast podniósł się.
Bierzcie pieniądze! Nie będę u was grał! Nie chcę! zawołał i zaczął
uciekać. Nikt go nie ścigał. Przystanął, dysząc ciężko. Poczuł ciepły strumyk krwi
na szyi. Otarł twarz ramieniem. Rękaw pociemniał i zwilgotniał od krwi. Zrobiło
mu się mdło i słabo. Oparł się o chłodny, chropowaty mur, czołem przylgnął do
cegieł. Drżał w bezsilnym płaczu.
Co ja im zrobiłem? Jak to wszystko się skończy? szeptał wśród łkań.
Nie mógł powstrzymać łez. Straszliwy żal ustąpił nagle przed gniewem. Chłopiec
uniósł ręce i pięściami z całej siły jął walić w mur.
Co ja im zrobiłem? Czego oni ode mnie chcą? powtarzał w rozpaczy
i gniewie.
Gdy się nieco uspokoił, pierwszą jego myślą było zemścić się. Zebrać pacz-
kę chłopców z Gołębnika, lecieć pod dom Wawrzusiaków, powybijać im szyby
kamieniami. Już nieraz chłopcy z Woli w ten sposób załatwiali swe porachunki,
przyczyniając zmartwień rejonowemu Baryle. Po drodze jednak rozmyślił się. Co
by pomyślał Stefanek, gdyby się o tym dowiedział? Nie można kompromitować
całej drużyny. Nie wolno nadużywać zaufania trenera. Trzeba będzie samemu za-
łatwić tę sprawę.
Przy studni na Górczewskiej umył twarz i zakrwawione ręce. Wytarł się ode-
rwanym rękawem koszuli. Opuchnięty nos bolał dokuczliwie, piekła rozcięta war-
ga. Wlókł się wolno w kierunku domu, w którym mieszkał Stefanek. Zastanawiał
się, czy nie lepiej przenocować u siebie, w Gołębniku, ale wiedział, że trener cze-
ka, więc nie zawrócił.
Co się z tobą stało? Jak ty wyglądasz? przywitał go Stefanek otwierając
drzwi.
Potknąłem się i walnąłem nosem o wystającą z gruzów szynę skłamał.
Chciał uniknąć drażliwych pytań.
Ale Stefanek ujął go pod brodę i spojrzał mu badawczo w oczy.
123
Słuchaj powiedział jestem w tej chwili twoim opiekunem, tak jakby
starszym bratem. Powiedz prawdę, kto cię tak urządził?
Chłopiec umknął spłoszonym spojrzeniem.
To nieważne, panie Wacku powiedział i głos mu zadrżał. Pan przecież
sam powiedział, że muszę wypić to piwo.
To oni ciÄ™ zbili?
Głupstwo wzruszył szczupłymi ramionami. Gorzej, że nie oddali mi
zgłoszenia.
Trener objÄ…Å‚ go ramieniem i przygarnÄ…Å‚ do siebie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]