[ Pobierz całość w formacie PDF ]
41
Współczynnik.
42
Gotuj broń. Nabij broń! Cel! Pal! (niem.)
85
Jesteś pan bardzo opieszały, jednoroczny ochotniku rzekł kapitan Sa-
gner. W szkole jednoroczniaków byłeś pan istną plagą. Zamiast starać się o to,
aby się wybić i zająć miejsce, jakie się panu przy pańskiej inteligencji należy,
wędrował pan z aresztu do aresztu. Pułk wstydzić się musi za pana, panie jedno-
roczny ochotniku, ale błędy swoje może pan naprawić przez gorliwe spełnianie
swoich obowiązków. Znajdzie pan znowuż miejsce wśród porządnych żołnierzy.
Niech pan siły swoje z zapałem odda batalionowi. Zrobię próbę z panem. Jest pan
inteligentnym człowiekiem i zapewne ma pan zdolności literackie, umie pan pi-
sać. Czynię panu propozycję. Każdemu batalionowi podczas wojny potrzebny jest
kronikarz, który zapisywałby wiernie wszystkie czyny batalionu na polu chwały.
Trzeba zapisywać wszystkie zwycięskie marsze, wszystkie wyjątkowe i uroczyste
chwile z życia batalionu, notować wydarzenia, w których batalion odgrywa wy-
bitną rolę, i w ten sposób pomału gromadzić materiał do dziejów armii. Rozumie
pan?
Posłusznie melduję, że rozumiem, panie kapitanie. Chodzi tu o epizody
z życia wszystkich oddziałów. Batalion ma swoje dzieje. Pułk na podstawie dzie-
jów swoich batalionów układa dzieje własne. Historia pułków składa się na dzieje
brygady, historia brygad na dzieje dywizji itd. Dołożę wszelkich starań, panie ka-
pitanie. Jednoroczny ochotnik Marek położył rękę na sercu. Będę zapisywał
z prawdziwą miłością wszystkie uroczyste dni naszego batalionu, osobliwie teraz,
gdy ofensywa rozwija się w całej pełni i gdy niebawem nasz batalion zaściele
pobojowisko swoimi bohaterskimi synami. Sumiennie zapisywać będę wszyst-
kie wielkie wydarzenia, których nie braknie, aby karty dziejów naszego batalionu
usiane były wawrzynami.
Będzie pan się znajdował przy sztabie batalionu, panie jednoroczny ochot-
niku, i zwróci pan uwagę na to, kto był przedstawiony do odznaczenia, będzie
pan zapisywał, oczywiście według naszych wskazówek, wszystkie marsze i wy-
padki, które charakteryzowałyby w sposób osobliwy waleczność batalionu i jego
żelazną dyscyplinę. Niełatwa to praca, ale mam nadzieję, że posiada pan tyle ta-
lentu obserwacyjnego, że przy odpowiednich wskazówkach z mojej strony zdoła
pan wynieść nasz batalion ponad inne oddziały. Wyprawiam depeszę do pułku, że
mianowałem pana batalionsgeschichtsschreiberem. Niech pan się zgłosi do sier-
żanta rachuby Vańka z 11 kompanii, żeby panu dał miejsce w wagonie. U niego
jest jeszcze względnie najwięcej miejsca. I niech mu pan powie, żeby do mnie
przyszedł. Oczywiście, że zaliczony pan będzie do sztabu batalionu. Zrobi się to
rozkazem do batalionu.
* * *
Kucharz-okultysta spał. Baloun drżał ciągle, ponieważ otworzył już także sar-
dynki porucznika Lukasza, sierżant rachuby Vaniek udał się do kapitana Sagnera,
86
a telegrafista Chodounsky, zbębniwszy gdzieś na stacji butelkę jałowcówki, wypił
ją i znajdując się teraz w bardzo sentymentalnym nastroju, śpiewał:
Póki w słodkich dniach błądziłem,
Wierność wszystko przyrzekało,
Pierś ma wiarą oddychała,
Serce wszystko kochało.
Lecz gdym spostrzegł, że ta ziemia
Jest fałszywa niby szakal,
Zwiędła wiara, zwiędła miłość,
A ja z żalu gorzkom płakał.
Potem wstał, podszedł do stołu sierżanta rachuby Vańka i na ćwiartce papieru
wypisał wielkimi literami:
Niniejszym proszę uprzejmie o mianowanie mnie i awansowanie na trębacza
batalionu. Chodounsky telegrafista.
Kapitan Sagner niezbyt długo rozmawiał z sierżantem rachuby Vańkiem.
Zwrócił mu jedynie uwagę na to, że tymczasem batalionsgeschichtsschreiber, jed-
noroczny ochotnik Marek, znajdować się będzie w wagonie razem ze Szwejkiem.
Mogę panu powiedzieć tylko tyle, że ten Marek, że tak powiem, jest po-
dejrzany. Politisch verdächtig. Ale, miÅ‚y Boże, dzisiaj to nic osobliwego. Kogóż
to nie uważa się za podejrzanego?! Istnieją różne podejrzenia. Pan mnie chyba
rozumie. Więc tyle tylko panu powiem, że gdyby zaczął coś wygadywać, jednym
słowem, coś takiego, to trzeba go zaraz przywołać do porządku, żebym i ja nie
miał z tego przykrości. Powie mu pan po prostu, żeby dał spokój i nie gadał, i bę-
dzie dobrze. Oczywiście, nie chodzi o to, żeby pan zaraz leciał do mnie ze skargą.
Przyjacielskie napomnienie jest zawsze lepsze niż jakiś głupi donos. Jednym sło-
wem, nie życzę sobie dowiadywać się o niczym, ponieważ. . . Rozumiesz pan.
Takie rzeczy rzucają zawsze cień na cały batalion.
Po powrocie od kapitana Sagnera sierżant Vaniek pociągnął jednorocznego
ochotnika Marka na bok i rzekł do niego:
Człowieku! Pan jesteś podejrzany, ale to nic nie szkodzi. Tylko niech pan
tu dużo nie wygaduje przed tym Chodounskim, telegrafistą.
Ledwo wyrzekł te słowa, Chodounsky przyplątał się do nich, rzucił się sier-
żantowi rachuby na szyję i łkając po pijacku, zaczął śpiewać:
Gdy mnie wszyscy opuścili,
Ja na pierś twą głowę schylę,
Na twym wiernym, dobrym sercu
Moja żałość spocznie chwilę.
W oku twoim ogień płonie
87
Niby gwiazda w czystym niebie,
A twe usta szepczą słodko:
Nigdy nie opuszczÄ™ ciebie!
My się nigdy nie opuścimy! wrzeszczał Chodounsky. Co tylko usły-
szę przez telefon, zaraz wam powiem. Ja sram na przysięgę.
Baloun siedzący w kącie przeżegnał się przejęty grozą i głośno zaczął się mo-
dlić.
Matko Boska, nie odrzucaj mego żałosnego wołania, ale wysłuchaj mnie
miłościwie i pociesz mnie dobrocią swoją. Wspomóż mnie biednego, który wołam
do Ciebie z tego padołu płaczu z żywą wiarą, mocną nadzieją i gorącą miłością. O,
Królowo Niebieska, wesprzyj mnie orędownictwem Twoim i uczyń, abym w mi-
łości bożej i pod ochroną Twoją aż do końca życia mego wytrwał. . .
Błogosławiona Panna Maria widocznie ujęła się za nim, albowiem jednorocz-
ny ochotnik z niewielkiego swego tobołka wyjął po chwili kilka pudełek sardynek
i każdemu dał po jednym.
Baloun natychmiast otworzył kuferek porucznika Lukasza i włożył tam z po-
wrotem pudełko sardynek, które jakby z nieba spadło dla niego.
Ale gdy wszyscy pootwierali swoje pudełka i delektowali się smacznymi ryb-
kami, Baloun nie oparł się pokusie. Wyjął pudełko z kuferka, otworzył je i z wiel-
ką żarłocznością pochłonął jego zawartość.
I wtedy niebo i błogosławiona Panna Maria odwróciła się od niego, bo wła-
śnie w chwili gdy dopijał oliwę z blaszanki, przed wagonem ukazał się ordynans
batalionu Matuszicz i wołał:
Balounie, pan oberlejtnant kazał, żebyś mu natychmiast zaniósł jego sar-
dynki.
No, dostanie on teraz po gębie! rzekł sierżant Vaniek.
Z próżnymi rękoma lepiej wcale nie chodz do niego rzekł Szwejk:
Wez przynajmniej ze sobą pięć pustych pudełek.
Co też mogliście zrobić takiego, że Bóg was tak karze? rzekł jednorocz-
ny ochotnik. W przeszłości waszej musieliście popełnić jakiś wielki grzech.
Czy nie dopuściliście się czasem świętokradztwa? Czy nie skradliście probosz-
czowi szynki, gdy się wędziła? Czy nie dobraliście się do jego mszalnego wina
w piwnicy? Czy jako pacholę nie właziliście na grusze w plebańskim ogrodzie?
Kiwając się na wszystkie strony, Baloun oddalił się z wyrazem jakiejś roz-
paczliwej beznadziejności w oczach. Jego umęczona twarz zdawała się mówić:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]