[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przyznam, że słońce pięknie odbijało się na metalicznym lakierze, zasłonięta szybka
uniemożliwiła jednak zidentyfikowanie mężczyzny.
Założyłam bowiem, że mam do czynienia z facetem. Gdyby postać była kobietą,
miałaby dość nietypową budowę.
Na widok motocyklisty Alicja wstała i zaczęła gwałtownie gestykulować.
Mężczyzna prawdopodobnie coś powiedział, po czym obrócił się na pięcie i opuścił
chatkÄ™.
Wyjęłam telefon i spróbowałam połączyć się z numerem znalezionym na
kserokopiach. Pomyślałam, że jeśli należy do faceta w skórzanym kombinezonie,
zobaczę, że odbiera telefon. Wtedy rozłączę się, nie pozostawiając żadnego śladu,
ponieważ mój numer jest zastrzeżony.
- Pudło! - stwierdziła Monika, domyśliwszy się, co robię.
- Niestety.
Odprowadzałyśmy wzrokiem motocyklistę do bramy. Wydawał się być
niewzruszony awanturą urządzoną przez Alicję. Czym ją sprowokował?
- Zastanawiam się, czy nie powinnyśmy pojechać za nim, żeby dowiedzieć się
czegoś więcej - powiedziała Monika. - Niełatwo śledzić samochodem kogoś, kto jedzie
na motorze, ale może warto zaryzykować?
Koleżanka, widząc moje niezdecydowanie, mówiła dalej:
86
- Zwykły znajomy nie wzbudziłby w kobiecie tak wiele agresji.
Mamy do czynienia albo z jej wrogiem...
- Albo z facetem, który ją kocha.
Położyłam na stole banknot za zamówione potrawy, w tym czasie Monika
przestawiła pod okno jeden z pieńków służących do siedzenia. Tym razem użyłyśmy go
w nieco innym celu, a mianowicie do tego, by nie naciskając dzwonka, wyskoczyć za
okno. Ewolucje wypadły perfekcyjnie. Pózniej, choć wiedziałam, że będzie bolało,
postanowiłam nie przebierać w środkach i rozpędziłam się, by z całej siły wybić się i
wdrapać na płot. Ręka dała o sobie znać, szczerze mówiąc ból był prawie nie do
wytrzymania, ale w chwili, gdy liczą się sekundy, zapomina się o nieprzyjemnościach.
- Prędzej! - poganiała Monika.
Motocyklista uruchomił silnik. Sportowa maszyna pomału posuwała się po żwirze w
kierunku asfaltu. Do samochodu miałyśmy kilkadziesiąt metrów, należało się
pospieszyć, a pózniej sprawnie wyprowadzić auto zza zabudowań.
Niespodziewanie, kiedy motor był na tyle daleko od parkingu, by wyrzucone spod
tylnego koła kamyki nie uszkodziły karoserii innych pojazdów, kierowca raptownie
ruszył. Opony przemieliły żwir, aż chmura kurzu tak zgęstniała, że powstała z niej
nieprzepuszczalna dla wzroku kurtyna.
Potem słyszałyśmy cichnący odgłos oddalającego się motoru.
- A niech to! Zauważył nas! - zezłościłam się.
Rozwścieczona i obolała, nie zauważyłam nadciągającego niebezpieczeństwa.
Następne ułamki sekund jawią mi się jak klatki filmu. Pędzący ku nam samochód
przeciął tuman pyłu wciąż unoszącego się w powietrzu.
Monika popchnęła mnie z boku. Zdezorientowana zachwiałam się. %7łeby nie upaść
dałam susa przed siebie i wtedy poślizgnąwszy się, jak długa runęłam do rowu.
Upadając, ciężarem swego ciała pociągnęłam koleżankę. Stoczyła się tuż za mną.
87
ROZDZIAA DWUNASTY
CO ZMUSIAO NAS DO KARKOAOMNEJ AKROBACJI? * SPOJRZENIA PROSZCE
O POMOC * A KYSZ! * SCHRONIENIE ALBO PUAAPKA * BURZA MÓZGU *
PÓAPRZYTOMNA RZEyBIARKA * CHC NATYCHMIASTOWEJ EWAKUACJI! *
COZ ZAMIAST AOPATY * SZTUCZKA Z AMERYKACSKIEGO FILMU I TREFNA
BELKA * KTÓRDY UCIEKA?
Wydaje mi się, że na moment straciłam świadomość, bo gdy ocknęłam się, Monika
klęczała nade mną, trzymając moją rękę w górze, żeby do rany nie dostał się brud. Dno
rowu wypełniały resztki rozkładających się liści. Wraz z błotem tworzyły cuchnącą
papkę, pełną najróżniejszych bakterii, wirusów i innych paskudztw.
- Lepiej ci? - usłyszałam. Przytaknęłam i zapytałam:
- Nic ci nie jest?
Monika nie ucierpiała przez karkołomną akrobację. Wydostałyśmy się z wykopu i
tym razem bez przeszkód dotarłyśmy do ferrari. Wygrzebałam z bagażnika apteczkę,
wodą utlenioną odkaziłam dłoń, nałożyłam jałową gazę, którą owinęłam bandażem.
Nie pierwszy raz w życiu byłam wdzięczna nauczycielowi przysposobienia obronnego
za to, że nie zmarnował w liceum lekcji na bezowocną teorię, a sprawnie przeszkolił
klasę pod względem praktycznym. Dorazna pomoc przyniosła ulgę, bo opatrunek
chronił rękę przed dodatkowymi obrażeniami.
Nie jadłam obiadu, a porcja słodyczy, która po przebudzeniu szybko zaspokoiła głód,
stała się miłym wspomnieniem. Po dużym wysiłku fizycznym opadłam z sił. Energię
uzupełniłam napojem izotonicznym. Zawsze wożę w samochodzie zapas napojów
przeznaczonych dla ludzi aktywnych fizycznie i umysłowo, z odpowiednią dawką
glukozy, witamin i magnezu, które w krótkim czasie pozwalają zregenerować siły.
Używam ich jednak wyłącznie w razie koniecznej potrzeby, bo sztuczne odżywki nie
są obojętne dla organizmu. Monika duszkiem wypiła drugą puszkę napoju, krzywiąc
się nieco, bo trudno powiedzieć, żeby smakował wybornie. Porównałabym go do
żelatyny rozpuszczonej w gazowanej wodzie z dodatkiem cukru i kwasku
cytrynowego.
Puszki zostały zgniecione i wyrzucone na wycieraczki, za siedzenia.
- Podjadę bliżej drogi, żebyśmy mogły obserwować bramę pstrągowiska -
powiedziałam.
- Ciekawe, czy kelner zdziwił się, kiedy zobaczył, że rozpłynęłyśmy się w
powietrzu?
- Bardziej interesuje mnie, kto próbował nas przejechać.
- Eee tam, od razu przejechać! - machnęła ręką. - W kurzu nie było nic widać.
Właściwie same wlazłyśmy pod koła.
- Jasne! Może jeszcze powiesz, że Alicja z własnej woli wsiada do tego samochodu?
- zapytałam ironicznie.
Monika podniosła głowę i zmrużyła oczy, bo nie miała okularów, a szkieł
kontaktowych najwidoczniej też nie założyła. Zobaczyła trzy osoby, prawdopodobnie
dwóch mężczyzn i kobietę, wsiadające z Alicją do golfa.
88
Artystka nerwowo rozglądała się, wodząc oczami po każdym stojącym na parkingu
samochodzie, jakby chciała zasygnalizować wzrokiem, że potrzebuje pomocy. Dla
przypadkowego gapia sytuacja nie mogła być jednak podejrzana, ponieważ nie
wyglądało na to, by Alicję ktokolwiek do czegokolwiek zmuszał. Ale wprawne oko
mogło dostrzec, że mężczyzni trzymają prawe ręce pod bluzami na wysokości
przepony.
- Mają broń - powiedziałam i przygryzłam wargę.
Zatrzasnęli drzwi auta. Golf wyjechał na szosę i ruszył na północ. Alfa romeo została
tam, gdzie postawiła ją właścicielka.
- Gdybyś umówiła się z kimś kilkadziesiąt kilometrów od domu, a pózniej
mielibyście jeszcze dokądś pojechać razem, nie wzięłabyś swojego auta? -
zastanawiała się Monika.
- Pojechalibyśmy dwoma autami. Ferrari zabrałabym z całą pewnością -
odpowiedziałam, zapuszczając silnik. - Zapnij pasy, może być gorąco!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]