[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przeszkadzać. Oboje spojrzeli na siebie rozczarowani, cieszyli się bowiem na tę
R
L
T
chwilę, kiedy przekażą Ronaldowi oświadczenie Mai Ravi. Nie domyślili się, że
Ronald odszedł tak wcześnie, aby nie być zmuszonym do rozmowy z nimi. Miał
już za sobą dzień męczarni, dzień wielkiej samotności i opuszczenia, dzień, ja-
kiego dotąd nie przeżył. I chciał zyskać dla siebie choćby jeszcze tę noc, zanim
nazajutrz rano usłyszy od Hansa i od Gonny, że mają zamiar się pobrać.
Niechże to więc stanie się jutro, bo jutro może już będzie zdolny wysłuchać,
co mają mu do powiedzenia, ale nie dziś, kiedy wyczerpany męką całego dnia
stał się tak nerwowy, iż nie miał nawet pewności, czy zdoła zachować zimną
krew. W rzeczywistości zatem wcale nie udał się na spoczynek. Siedział przy
oknie i patrząc w ciemność czekał na samochód, który miał przywiezć Hansa i
Gonny ze stacji. Kiedy wóz nareszcie zajechał i oboje wysiadali, starał się zoba-
czyć ich twarze. Chciał z nich wyczytać wyrok na siebie.
Ujrzał dwa rozpromienione oblicza.
I wtedy na nowo zaniknął się w sobie, walcząc z szalejącym w piersi bólem.
Pół godziny pózniej zobaczył Gonny udającą się w kierunku domu zarządcy.
Wydało mu się, że dziś porusza się krokiem jeszcze bardziej elastycznym i
uskrzydlonym niż zwykle. Szczęście przypinało Gonny skrzydła, jego zaś przy-
gniatało do ziemi nieszczęście.
Podniósł się zmęczony i rozebrał się. Jakże ciężkie wydało mu się własne cia-
ło, zupełnie jak w czasie choroby. Ale też czy owo życie, jakie miał teraz wieść,
cokolwiek było w ogóle warte? Czyż nie byłoby rozsądniej przeciąć je, aby uzy-
skać spokój, by położyć kres samooskarżeniom, by uciec od świadomości wła-
snej winy i od palącej tęsknoty do kobiety, która należała do innego? Jego wzrok
przeniósł się bezwiednie na biurko, w którym przechowywał broń. Za moment
jednak poczuł się zawstydzony chwilą tak całkowitego załamania. Nigdy w życiu
nie był tak ostatecznie przybity jak teraz. Zrozumiał, że największym ciosem, ja-
ki spotkał go w życiu, była utrata Gonny.
Nazajutrz rano Ronald wstał bardzo wcześnie, wcześniej nawet niż Hans, któ-
ry przecież był rannym ptaszkiem. Nie jedząc śniadania kazał osiodłać konia i
R
L
T
ruszył przed siebie, bez planu, nie zastanawiając się, dokąd wiedzie droga. Oba-
wiał się spotkania z Gonny oraz spodziewanej wiadomości, że zaręczyła się z
Hansem. Drwił z siebie, że jest tchórzem i nie ma żadnych zasad. Godzinna prze-
jażdżka pod gołym niebem miała mu przywrócić konieczną pewność siebie, aby
mógł z godnością przyjąć informację Gonny.
Kiedy Hans von Hellwart przybył godzinę pózniej na śniadanie, dowiedział
się, że Ronald dawno już wyruszył konno, zapowiadając, że powróci na drugie
śniadanie.
Gonny zjawiła się we dworze i usiadła do śniadania jedynie w towarzystwie
Hansa. Nie oczekiwała bynajmniej, że tak wcześnie zobaczy się z Ronaldrtm,
zwłaszcza iż zwykł on na ogół zjawiać się dopiero na drugim śniadaniu. Bywało
bowiem, że spał dłużej niż ona czy Hans, bywało też, jak tego dnia, że wcześnie
rano wyruszał konno. Nie okazała zatem rozczarowania niemożnością odbycia
rozmowy z Ronaldem.
Szybko spożyli śniadanie, pilno im było bowiem do codziennych zajęć. Hans
wyjechał na pola, a Gonny gospodarzyła w kuchni i w piwnicach. Chciała uporać
się z najważniejszymi pracami przed powrotem Ronalda, aby mieć pózniej wolną
godzinę na złożenie sprawozdania. Hans stanowczo wykręcił się od przedstawie-
nia Ronaldowi dowodów, uwalniających go od wszelkich wyrzutów sumienia.
Zmiejąc się powiedział do Gonny:
 To ty wspaniale wykonałaś zadanie, zatem i tobie przypada zebrać żniwo.
Ograniczę się jedynie do jaśniejszego oświetlenia twego wyczynu, o ile sama
okażesz się zbyt skromna.
Zrozumiałe zatem, że Gonny czekała na powrót Ronalda z gorączkową nie-
cierpliwością. A miała tego dnia, jak to zwykle w poniedziałek, wiele kłopotów
w gospodarstwie. Parobcy i służące udali się w niedzielę na tańce i powrócili
bardzo pózno. Rano ciężko im było wstać z łóżek, nie palili się też do pracy.
Gonny jednak szybko przywołała obiboków do porządku.
W porze drugiego śniadania pierwszy pojawił się Hans, a kilka minut pózniej
nadjechał Ronald.
R
L
T
Gonny z bijącym sercem zauważyła jego białą, wymęczoną twarz. Wybiegła
na taras. Podniósł na nią spojrzenie i pozdrowił z bladym uśmiechem na ustach.
Jakże czarująca i piękna wydała mu się w prostej, jasnej sukience! Zauważył
oczywiście, że dziś jej strój miał w sobie coś uroczystego. Nigdy dotąd nie wi-
dział jej w białej sukni. I choć była to sukienka bardzo skromna, to jednak z całej
postaci Gonny bił pogodny blask. Stanęła przed balustradą tarasu jak młoda kró-
lowa. Wkrótce przystanął obok niej Hans. Podając ponad balustradą rękę przyja-
cielowi, powiedział:
 Nareszcie można ciebie zobaczyć, Ronaldzie. Zmartwiliśmy się wczoraj
wieczorem ogromnie, że nie było nam dane porozmawiać z tobą. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dirtyboys.xlx.pl