[ Pobierz całość w formacie PDF ]
posłuchał
ostrzegawczego głosu, który mu mówił, że na przyjazni się nie skończy?
Od pierwszej rozmowy z Tori wiedział, że ona nie zamierza zajmować się
cudzymi dziećmi. Owszem, rozumieli się doskonale i łączył ich
niewiarygodnie udany seks, ale przecież i tak nie ma dla nich przyszłości.
Sam to zaakceptował, do diabła! Powinien się cieszyć tym, co od niej
dostawał. Ale to mu już nie wystarczało.
- Jak się pani czuje, pani Sanderson? - uśmiechnął się do zdenerwowanej
kobiety. Rozmawiający z nią policjant właśnie zamykał notatnik.
- Nic mi nie jest. Zupełnie nie rozumiem, co się tutaj stało, ale to na
pewno nie była moja wina. Nie przejechałam znaku stop bez zatrzymania
siÄ™. Ja nie robiÄ™ takich rzeczy. Jestem dobrym kierowcÄ….
Policjant spojrzał na Matta znacząco, a kobieta wybuchnęła płaczem.
- Będziemy w kontakcie,-pani Sanderson - oznajmił surowo i odszedł,
potrząsając głową. Wszyscy świadkowie potwierdzali, że kobieta
wjechała na skrzyżowanie, nie zatrzymując się przed znakiem stopu.
Mart ujął kobietę za nadgarstek i zauważył, że jej puls jest szybki i trochę
nitkowaty.
- Już dobrze - uspokajał ją. - To bardzo niemiłe zdarzenie, prawda?
Wyblakłe oczy spojrzały na niego trochę spokojniej.
- Ale to nie była moja wina.
- W tej chwili nie ma to znaczenia. Chcę się tylko upewnić, że nic pani nie
jest. Takie przeżycie pozostawia ślad.
- To prawda. Jestem trochę roztrzęsiona - przyznała.
- Brakuje pani tchu?
- TroszeczkÄ™.
- Czuje pani ból lub ucisk w piersi?
- Może lekki.
- Zawroty głowy?
- Nie czuję się dobrze. - Kobieta ściszyła głos. - Nie wiem, co mi jest, ale
coÅ› ze mnÄ… nie tak.
- Spróbuję się tego dowiedzieć. Zmierzę pani ciśnienie i osłucham. Czy
na coÅ› pani choruje?
- Mam za wysokie ciśnienie. I dusznicę bolesną.
- Używa pani leku w sprayu?
- Tak.
- Może powinna pani zażyć lek teraz? Kobieta zawahała się.
- Ale czy to będzie w porządku?
- Oczywiście.
Mart stwierdził, że ciśnienie krwi pacjentki wynosi dwieście dziesięć na
sto czterdzieści pięć. Przy tak wysokim ciśnieniu jest całkiem
prawdopodobne, że kobieta przeżyła atak niedokrwienia przejściowego,
przez co nie zauważyła znaku drogowego.
- Mam ten spray w apteczce - powiedział. - Proszę unieść język, zaraz
pani podam dawkÄ™.
Tori i John zabrali swoich pacjentów do karetki i szybko odjechali.
Mattowi tymczasem udało się namówić panią Sanderson na wizytę w
szpitalu, gdzie mogła przejść dokładniejsze badania diagnostyczne.
Odwożąc pacjentów do szpitala, nie mógł przestać myśleć o Tori. %7łycie
byłoby o wiele prostsze, gdyby się nie spotkali. Być może nie byłby tym
samym człowiekiem, ale miałby więcej spokoju. Tak, dzięki Tori czuł, że
wreszcie jest w pełni sobą. Na samą myśl o tym, że mógłby nie zaznać jej
przyjazni, ogarniał go strach i poczucie pustki.
Czuł, że nie wystarczają mu przelotne spotkania w pracy, uśmiech w
biegu, spojrzenie niebieskich oczu. Ale nawet to sprawiało, że serce
zaczynało mu bić mocniej.
Dojechał do szpitala z mocnym postanowieniem, że za wszelką cenę
zorganizuje jeszcze dziÅ› spotkanie z Tori.
Spotkali się w bazie kilka minut przed końcem zmiany.
- Dzwoniłeś do mamy?
W jego uśmiechu było lekkie poczucie winy.
- Zgodziła się zostać z dziećmi. Nie powiedziałem jej, po co mi ten wolny
czas. Pewnie doszła do wniosku, że mam jakąś zaległą robotę.
- Ja też nie powiedziałam Sarze, dlaczego się spóznię. Powiedziała, że
poczekają z szampanem, aż wrócę.
- A więc to pewne, że Ben dostanie etat konsultanta?
Tori z zadowoleniem skinęła głową.
- Tak, i to w szpitalu Royal North Shore, najbliższym jego domu.
Wspaniale, prawda?
- Jeszcze wspanialsze jest to, że wreszcie spędzimy
dwie godziny sami - powiedział, przepuszczając ją w drzwiach. Kiedy go
mijała, dotknął ustami jej włosów. Weszli na parking.
- Ale gdzie pojedziemy? - W jej oczach pojawiły się psotne iskierki. -
Pewnie nie masz ochoty na kawÄ™?
- O nie! - prychnął rozbawiony. - Mam ochotę na coś zupełnie innego.
Patrzyli na siebie znaczÄ…co.
- Oho! To wygląda bardzo poważnie - zauważył Joe, mijając ich. - Czy
powinienem czegoś się dowiedzieć?
- Chyba tego, że mam szczęście - odparł Mart. Joe potrząsnął głową.
- No jasne! I wiecie, chyba już najwyższy czas, żebyście przestali się
ukrywać. Przynajmniej ja tak uważam.
Tori wzięła głęboki oddech.
- Powiedziałeś mu o nas? - spytała Marta, kiedy Joe się oddalił.
Mart potrząsnął głową.
- Zawsze wszystkim mówię, że jesteśmy dobrymi przyjaciółmi.
- Ja mówię to samo.
- Może to po prostu po mnie widać. Bardzo się za tobą stęskniłem.
- Ja za tobą też...
- Mamy dwie godziny.
- Nie możemy jechać do mnie. To za daleko, a poza tym są tam Sara, Ben
i Phoebe.
- U mnie jest jeszcze tłoczniej. - Uśmiechnął się trochę smutno. - Co
zrobimy? Zaparkujemy na plaży?
- Jak nastolatki? - Roześmiała się, ale zaraz spoważniała. - Bardzo mnie ta
sytuacja denerwuje.
- Wskakuj. - Matt otworzył drzwi swojego samochodu.
- DokÄ…d jedziemy?
- Zobaczysz.
Zatrzymali się po kilku minutach. Tori ze zdumienia otworzyła szeroko
oczy, a potem zachichotała.
- Chyba żartujesz.
- Nic podobnego.
- Motel?
- A przychodzi ci do głowy jakieś inne miejsce?
- Ale jesteśmy w służbowych strojach.
- Jeśli chcesz to ukryć, w bagażniku mam kurtkę Hayley. Ale przecież nie
robimy nic złego.
Motelowy pokój był anonimowy, ale po tak długiej abstynencji nie robiło
im to różnicy. Natychmiast zaciągnęli zasłony, zamknęli drzwi na klucz i
rzucili się sobie w ramiona. Zaczęli się rozbierać tak pośpiesznie, że aż
niezdarnie, co doprowadziło oboje do śmiechu. Kiedy jednak spojrzeli
sobie w oczy, spoważnieli.
Nagle zniknął pośpiech i niecierpliwość. W ich oczach było nie tylko
pożądanie, ale też coś głębszego. Tori zrozumiała, że Matt kocha ją tak
samo mocno, jak ona jego. Teraz, przez te dwie godziny, tylko to siÄ™
liczy.
Znali już doskonale swoje ciała, ale to było pierwsze miłosne spotkanie,
odkąd Tori zrozumiała, co czuje do Marta. To nie była jedynie
niezobowiązująca przyjemność, wzajemne dawanie sobie zadowolenia.
Ich zwiÄ…-
zek stał się częścią jej życia, częścią duszy, bez której nie potrafiłaby już
istnieć.
Kiedy nasyceni leżeli w swych objęciach, zdobyła się na odwagę i
powiedziała:
- Chyba się od ciebie uzależniłam, Matt. Już dłużej bym nie wytrzymała.
Przyciągnął ją do siebie bliżej.
- Wiem coś o tym. Przez te ostatnie trzy tygodnie myślałem, że oszaleję.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]