[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uśpionej zdawałoby się na zawsze. Z gardła Guida wydobył się ni to
śmiech, ni to szloch. Mocno przytulił żonę, zanurzając nos w jej
pachnących włosach.
- Cara, czy ty mi kiedyś przebaczysz...? Poszukała jego oczu.
- Czy przebaczę? Ale dlaczego?... Coś ty takiego zrobił!
Zrozumiał, że wyraził się dwuznacznie. Dio, ona mogła
pomyśleć, że ma na sumieniu jakąś zdradę. Ucałował jej wargi.
- Nic takiego nie zrobiłem... O to właśnie chodzi, że nic lub za
mało dotąd zrobiłem.
- Guido, mówisz zagadkami. Uśmiechnął się.
- No dobrze, więc będzie bez zagadek. Posłuchaj teraz...
Zechcesz mnie posłuchać?
Zamknęła oczy, modląc się, aby to, co miała usłyszeć, nie
S
R
pogrążyło jej do reszty. Bo co będzie, jeśli on powie, że jednak nie jest
zdolny do miłości? %7łe pewnych rzeczy nie da się w jego życiu odrobić?
I że wobec tego czeka ją szare małżeństwo z rozsądku, zresztą
nierzadkie w rodach panujących, smutne jak dożywotni wyrok?
Guido westchnÄ…Å‚.
- Głupi byłem i samolubny... - zaczął. - Całe życie tylko brałem...
I od ciebie też chciałem brać, nic w zamian nie dając.
- Ależ, Guido...
- Miałaś mnie wysłuchać.
Pokiwała głową, czując, że właściwie nie jest zdolna nic więcej
powiedzieć, bo ściska ją w gardle.
- Całkiem bez sensu upierałem się, żebyśmy zamieszkali w
Nowym Jorku, chociaż ty... - Urwał i znowu westchnął.
Chciała coś dodać, zaprzeczyć, lecz nadal ściskało ją w gardle, a
poza tym miała przecież nie przerywać.
- Wczoraj byłem w Lejanie - podjął. - Wiesz, gdzie to jest?
- To w zachodniej części wyspy. Tak? Uśmiechnął się z aprobatą.
- Widzę, że nie próżnowałaś. Podciągnęłaś się w geografii
Mardivino.
- No a ta Lejana...?
- To wyjątkowo piękny zakątek - odrzekł.
- I wypatrzyłem tam dla nas parcelę, gdzie moglibyśmy
zbudować dom. - Zauważył, że się zmarszczyła. - Ale jeśli chcesz,
zostaniemy w Solajoi, oczywiście. W tym pałacu.
- Nie, nie chcÄ™. ZciÄ…gnÄ…Å‚ brwi.
S
R
- Słucham? Już nie chcesz?
- Nie. Bo wolę żyć tam, gdzie ty się czujesz dobrze. Czyli za
oceanem.
Zamrugał powiekami.
- Jak to? JesteÅ› pewna?
- Absolutnie tak. Pokręcił głową.
- No, no. To mnie zaskakujesz. Uśmiechnęła się.
- Chcę, żebyśmy oboje byli szczęśliwi, a ty tutaj nie jesteś
szczęśliwy. Przez to i mnie tu nie jest dobrze... Kobiety łatwiej
dostosowują się niż mężczyzni... Więc ja się przystosuję do Ameryki.
Zaczął się śmiać.
- Ale komplikujesz, Lucy! Ale komplikujesz!
- Zmiał się coraz głośniej.
- Cśś! Bo obudzisz Nicci! Położył sobie palec na ustach.
- Jasne, już jestem cicho... Czyli ty chcesz mnie uszczęśliwić, a ja
ciebie. A ty mnie... I tak dalej. W jaki sposób wybrniemy z tej sytuacji?
- Nie wiem. Słowo daję, że nie wiem.
- No to ja musze wiedzieć. I zróbmy tak: nie decydujmy teraz,
zaraz, o niczym. Są ważniejsze rzeczy, o których trzeba by pomyśleć.
Podniosła oczy.
- Na przykład o czym?
- Cśś. - Ujął jej dłoń i podniósł ją do ust. - Chodz.
Podeszli do kołyski, w której spało dziecko. Przez chwilę patrzyli
w milczeniu na śliczną dziewczynkę, na jej delikatną buzię, na rączki
zaciśnięte w piąstki.
S
R
Guido wskazał głową.
- Będzie waleczna, co?
Spojrzała na niego. Nie całkiem zrozumiała, o co mu chodzi, ale
gotowa była się z nim zgodzić.
- Jasne - powiedziała. - Myślę, że będzie waleczna. W każdym
razie takÄ… mam nadziejÄ™.
EPILOG
Nie była to łatwa podróż, ta, w którą razem wybrali się przez
życie. Wiele musieli się o sobie nauczyć, wiele stopić lodów. Lecz
miłość wszystko zwycięża. Zdrętwiałe serce Guida ożyło w atmosferze
czułości, jaką umiała stworzyć Lucy. Ona sama zaś rozkwitała teraz w
nowym domu, jaki zbudował dla niej w słonecznej Lejanie!
Według Lucy był to najpiękniejszy dom, jaki kiedykolwiek
widziała w życiu. Zręcznie wpisany w krajobraz, miał okna
wychodzące na morze, a po drugiej stronie na widoki górskie. Był
obszerny, wygodny, zarazem jasny i cienisty, funkcjonalny i
tajemniczy. Przynależała do niego prywatna plaża i ogrody,
zaprojektowane z myślą także o dzieciach. O dzieciach w liczbie
mnogiej, ponieważ Guido nie zamierzał poprzestać tylko na swej
Nicole, pragnął mieć z Lucy większą gromadkę słodkich aniołków.
Uświadamiał sobie też coraz lepiej, kim jest i czego naprawdę
S
R
chce. Otóż nade wszystko potrzebował rodziny i gniazda, których
zabrakło mu, gdy przed laty zmarła jego matka. Wiedział, że osiedlając
się na malej, śródziemnomorskiej wyspie, nie straci kontaktów ze
światem. Będzie mógł dalej prowadzić swoje interesy, bo w czasach
łączy satelitarnych można przecież kierować dowolnym
przedsięwzięciem z dowolnego miejsca na globie.
Obojgu najmniej brakowało rozstania z życiem dworskim w
Solajoi... Etykieta, półfeudalny nastrój i tym podobne ograniczenia
krępowały zarówno Guida, jak Lucy, oboje wychowanych w wolnym
świecie, gdzie nikt nikomu nie podlega, chyba że miałaby to być
niewola serca albo praca.
Pewnego pięknego dnia siedzieli sobie na tarasie, popijając
herbatę i spoglądając na morze. Było popołudnie; przed chwilą wyszli
ostatni goście, którzy zjechali tu na rodzinne cocktail party. Ze stolicy
Mardivino przybyli Nico z Ellą i z małym Leo, a także Gianferro, który
jakimś cudem zdołał oderwać się od swych trudnych zadań. Ojciec
rodu wciąż chorował, wskutek czego najstarszy z braci zmuszony był
stale pełnić obowiązki regenta.
Lucy zsunęła okulary przeciwsłoneczne na czubek nosa.
- Czy Gianferro nie wydał ci się jakoś szczególnie
przepracowany?
Guido upił łyk herbaty.
- Chyba nie bardziej niż zwykle?
- A mnie się zdaje, że bardziej.
- Cara mia, możliwe. Ale taki bywa los ludzi u steru władzy.
S
R
Pokiwała głową.
- No właśnie. Jednak czy ty z Nikiem nie moglibyście go jakoś
odciążyć? Pomóc mu trochę?
Odstawił filiżankę i uśmiechnął się. Z dnia na dzień coraz
bardziej lubił swoją żonę. Jakież ona ma serce dla wszystkich! Jakże jej
z początku nie doceniał! Właściwie czym zasłużył sobie na tak wspa-
niałą kobietę?
- Niestety - westchnął. - Nie można być regentem w trzech
osobach, w każdym razie nie u nas. Prawa Księstwa Mardivino nie
przewidują takiego wariantu. Tak że bardzo żałuję, ale...
Poruszyła brwiami.
- Szkoda - powiedziała. - Jaki on się musi czuć samotny, ten twój
brat.
- NiewÄ…tpliwie cara, niewÄ…tpliwie.
- I nawet nie ma żony ani nic nie zapowiada, że będzie miał!
Guido ściągnął brwi.
- No tak, racja... Z tym się zresztą wiążą dalsze problemy. Bo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]