[ Pobierz całość w formacie PDF ]
co" i "dlaczego". Zadała je nieznana inteligencja.
Nie wydało mi się dziwne, że odpowiedziałam głośno rozumnej ciszy:
- Jestem Gillan z Krainy Dolin, zwanej też High Hallackiem. Przybyłam tutaj,
żeby odzyskać drugą część mojej istoty. Szukam tylko tego, co mi zabrano - ani
mniej, ani więcej.
Moje oczy i uszy nie zauważyły żadnej zmiany. Natomiast wyczułam przebudzenie
strażnika lub strażników, którzy przebywali w tym miejscu od niepamiętnych
czasów i teraz skupili na mnie uwagę. Możliwe, że moje słowa nic dla nich nie
znaczyły, że nigdy nie mieli do czynienia ze słowami. Wiedziałam jednak, że
przyjrzeli mi się uważnie, zbadali i ocenili. Ruszyłam środkiem owego
"dziedzińca", zwracając się ku kolejnym niszom to z jednej, to z drugiej
strony.
Z nisz o wyrazniejszych symbolach emanowała taka sama moc, jak z tych z
zatartymi niezrozumiałymi znakami. Przebywali w nich strażnicy, a ja mogłam
zagrozić temu, czego mieli strzec. Ile czasu upłynęło, odkąd po raz ostatni
spełnili swój obowiązek?
Dotarłam do końca owalnej przestrzeni i stanęłam przed kamienną bramą, za nią
dalej biegła ta sama droga. Potem odwróciłam się do strażników. Nie wiem, na
co czekałam... Na pozwolenie na kontynuowanie wędrówki, aprobatę dla jej celu?
Jeżeli czegoś podobnego oczekiwałam, to spotkał mnie zawód. Przestano mnie
wypytywać i to było wszystko. A może tylko to było potrzebne? Ja jednak
poczułam się bardzo samotna i zdałam sobie sprawę, iż w głębi duszy pragnęłam
czegoś więcej niż tego milczącego przyzwolenia.
Wykuta w skale droga ponownie zaprowadziła mnie na szczyt kolejnego podłużnego
wzgórza i zeszła w dół. Było tu więcej drzew i brunatnej trawy. Deszcz nadal
padał, chociaż nie był już taki zimny. Napotkawszy wydrążoną w skale sadzawkę,
nabrałam wody w dłonie i napiłam się. Była bardzo zimna, lekko słodkawa i
odświeżała tak samo jak powietrze.
Teraz skalny trakt biegł wzdłuż sporego wzniesienia. Po prawej zauważyłam
obniżenie terenu, wciąż przesłonięte mgłą. I przez cały czas jedynym
dzwiękiem, który słyszałam, był tylko plusk deszczu. Jeśli jakieś zwierzę lub
ptak zamieszkiwało te strony, to ukryło się w przytulnej norze lub gniezdzie.
Członki zaczęły mi ciążyć; bałam się, że nie zajdę daleko, a coraz silniejsze
przyciąganie sprawiało ból. Dotarłam do końca wykutej drogi i znalazłam się w
niewielkim zagajniku. Drzewa były pozbawione liści, ale ich splątane gałęzie
mogłyby dać jakąś osłonę. Usiadłam pod jednym z drzew, owinąwszy się ciasno
futrzanym pledem. Wprawdzie wilgotne włosy zbiły się w kłaki, lecz samo lico
skóry okazało się nieprzemakalne i dobrze chroniło przed deszczem. Z tego
miejsca nadal mogłam widzieć drogę wynurzającą się z zasnutego mgłą płaskowyżu
Strażników i ginącą w tej samej mgle i w przyszłości, której nawet nie
próbowałam odgadnąć. Skuliłam się i przyciągnęłam do siebie skraj pledu, aż
okryłam się nim całkowicie.
Niepokoiło mnie rosnące wyczerpanie. Miałam odpowiedni kordiał w torbie z
lekarstwami, kilka łyczków wzmocni mnie na jakiś czas. Ale jeśli roztrwonię go
na początku wędrówki, która może trwać długo, będę zupełnie bezbronna wtedy,
gdy znajdę się w niebezpieczeństwie. Jeżeli jednak nie odzyskam choć części
sił do rana, będę musiała zaryzykować. Zimno... czy już zawsze będzie mi tak
zimno?
Nie! Nie było mi zimno. Ciepło! Poczułam ciepło słońca i zapach kwiatów! Tym
razem nie jechałam konno. Otworzywszy oczy, wyjrzałam z namiotu. Było pózne
popołudnie i gdzieś w pobliżu szemrał strumyk. Znów ocknęłam się w
zielonozłotej krainie drugiej Gillan. Zbliżał się do mnie jakiś mężczyzna,
odwracając twarz. Lecz nikt i nic go przede mną nie ukryje - żadna zmiana
postaci!
- Herrelu! - zawołałam.
Błyskawicznie odwrócił głowę i wpił we mnie wzrok. Twarz Jezdzca była
nieruchoma, jak wykuta z metalu, i jego oczy też miały taki sam wyraz.
Zmieniły się, gdy głębiej zajrzały w moje.
- Herrelu! - Zrobiłam coś, czego nigdy dotąd nie robiłam, poprosiłam kogoś o
pomoc, wyciągnęłam błagalnie ręce...
Herrel znalazł się przy mnie niemal jednym skokiem, niczym polujący górski
kot. Ukląkł i nasze oczy się spotkały.
Wszystko, co chciałam mu powiedzieć, uwięzło mi w gardle. Mogłam tylko
powtarzać jego imię. Złapał mnie za ręce, zarzucił pytaniami, lecz ani nie
słyszałam jego słów, ani nie byłam w stanie mu odpowiedzieć. Tylko
wszechogarniające pragnienie zjednoczenia trwało jak niemy krzyk w moim
umyśle.
Usłyszałam męskie głosy. Do namiotu wpadli Jezdzcy, rzucili się na Herrela i
odciągnęli ode mnie mimo zaciekłego oporu. Znów spojrzałam na Halse'a. Jego
usta wykrzywił grymas nienawiści, a oczy płonęły, paliły żywym ogniem. Znowu
uniósł to, co mnie wypędziło - do lasu i w deszcz, i w świadomość, iż ponownie
znalazłam się na wygnaniu.
- Herrelu! - szepnęłam powoli i miękko. Przez ten cały czas żywiłam cichą
nadzieję - jakże słusznie - iż Herrel nie należał do tych, którzy pozostawili
mnie samÄ… na pustkowiu. Czy oszukano go przy pomocy tamtej Gillan? Halse
przyniósł jej kwiaty, jakby się do niej zalecał. Czyżby pod wpływem ich czarów
druga Gillan wybrała Halse'a? Jak daleko się posunęła?
Chłód, który wciąż mnie nie opuszczał, tkwił w mojej piersi niby lodowy miecz.
Halse miał moc rozdzielenia mnie z moim drugim ja, użył jej, odkrywszy, iż
[ Pobierz całość w formacie PDF ]